środa, 28 marca 2018

Pakt z diabłem, czyli spodziewałem się więcej

Ten film to dowód na to, że nie wystarczy dobry pomysł, znany aktor, który da twarz głównemu bohaterowi, trzeba jeszcze tą historię umieć opowiedzieć. Johny Depp nie wystarczył tym razem do sukcesu, choć jego rola jak zwykle przykuwa uwagę.  
James "Whitey" Bulger zasługiwał na dobry film, w końcu to jeden z najsłynniejszych amerykańskich gangsterów, brutalny i bezkarny, bo kryty przez FBI, któremu wystawiał swoich wrogów. Nie traktował tego jako zdradę, ale po prostu interesy, zwłaszcza że do tego układu wciągnął go jego dawny przyjaciel z podwórka. W środowisku imigrantów wiadomo, że wszyscy trzymają się razem - tak było przez długie dekady i dzięki temu różne grupy przestępcze mogły sobie spokojnie funkcjonować w swoich dzielnicach, bo byli traktowani przez społeczność jako swoi, jako opiekunowie. Jak się okazuje, mając kumpla w FBI, można przez lata mordować, handlować prochami i robić różne przekręty, byle jakaś niewielka działka skapnęła również dla niego. Irlandczycy podobnie jak Włosi trzymają się razem.



 

Film nie ma w sobie jakiejś ikry, napięcia, to historia której zakończenie znamy i czekamy tylko na finał całej tej degrengolady. Kolejne zabójstwa, coraz bardziej bezczelne zachowania i bezwzględność, doszukiwanie się wokół zdrajców, rosnąca demoniczność głównego bohatera, lęk jaki odczuwają nawet najbliżsi - to tak powolutku się toczy, a przecież taka postać raczej nie powinna mieć zwyczajnej biografii. Jedyny ciekawy element, który wprowadza trochę napięcia to sytuacja przyjaciela Bulgara, pracującego w FBI. Agent John Connolly (Joel Edgerton) najpierw triumfuje i obrasta w sadełko, potem coraz częściej musi zacierać ślady i wskazywać mu kolejne cele, które są dla niego zagrożeniem (jako świadkowie), a wreszcie panikuje, bo wie, że na celowniku znajdzie się nie tylko jego "wtyczka", ale i on sam. Cały misterny mechanizm zaczyna się psuć, a on nie wie co ma robić.
Zabrakło pazura i wyszło co najwyżej przeciętnie. Tylko ten wzrok Deppa. Mimo trochę sztucznej charakteryzacji i tak jest magnetyczny.


1 komentarz: