poniedziałek, 4 września 2017

Zombie SS, czyli komu befsztyczek?

Notka z pierwszego dnia w szpitalu niech będzie poświęcona czemuś zupełnie innemu i mniej poważnemu. Może czarny humor pomoże mi przetrwać to wielogodzinne gapienie się w sufit?

Zombie. Kojarzące się zwykle z horrorami klasy b, raczej żenującymi niż strasznymi, oto teraz wkraczają do pięknej Norwegii. W pięknych i mroźnych plenerach, na tle śniegu litry krwi, flaków i w dodatku mundury ss. W sumie wytłumaczenie, że to pozostali po drugiej wojnie hitlerowcy, jest równie dobre jak każde inne. I oto morał z filmu od razu na początek: słuchaj starszych i ich opowieści/ostrzeżeń, bo może tkwić w nich ziarno prawdy. A studenciaki nie posłuchali...

Grupka młodych ludzi postanawia spędzić kilka dni w górach, w chatce oddalonej od cywilizacji. Cztery pary, spory zapas browarów i czas wyluzowania się przed kolejnymi egzaminami na medycynie. To mógłby być udany wyjazd. Tyle, że źle trafili. W okolicy dzieją się dziwne rzeczy i miejscowi radzą bardzo uważać. A dla młodych ludzi takie gadanie to raczej powód do kolejnych wygłupów. Do czasu gdy zostaną dopadnięci przez zombie.
Już dawno nie widziałem tak wiele krwi, flaków i rozrywanych ciał. Jeżeli tylko nie przeszkadzają Wam takie obrazki, możecie bawić się nawet nieźle. Do walki z niemieckimi zombiakami użyte zostaną m.in. młotek, piła łańcuchowa, skuter śnieżny i cała masa broni zabrana z ich kryjówki.
Tyle, że batalion porucznika Herzoga jak to zwykle z umarlakami bywa, wcale nie chce tak łatwo zostać unicestwiony...
O dziwo nie tylko chwilami zabawne, ale i bardzo dobrze zrealizowane - nie masz poczucia, że gęby są z plastiku, a zbliżenia na różne fragmenty ciał naprawdę robią wrażenia.



10 komentarzy: