Ponad 35 lat na scenie muzycznej , masa płyt, koncertów, przebojów. Kazik Staszewski już dawno przestał być artystą, który jest ważny jedynie dla fanów, miłośników muzyki rockowej. Mimo, że wciąż pozostaje wierny wizerunkowi buntownika, w dupie ma sesje fotograficzne, plotki, gwiazdorzenie, jest jak najbardziej postacią rozpoznawalną, człowiekiem-instytucją w branży. Nie boi się eksperymentów, grania z nowymi składami, choć chyba najlepiej czuje się ze swoim starym, dobrym Kultem.
Czy dowiedziałem się z tej książki o nim czegoś nowego? Pewnych drobiazgów na pewno, ale najciekawsze i tak było to, co gdzieś między wierszami, nie do końca wprost.
Po pierwsze zobaczyłem Kazika nie tylko jako faceta, który pisze teksty i muzykuje z kolegami, ale jako kogoś kto czuje się odpowiedzialny za kapelę, kto podejmuje decyzje, czasem trudne, kieruje tą łajbą i robi to z pewną wizją nie tylko muzyczną, ale i finansową. Skoro ma się fanów, trzeba być odpowiedzialnym i nie robić maniany, na koncertach wyliczone są numery, płyty muszą być nagrywane i nie ma zmiłuj. Takiego Staszewskiego nie znałem. Może nie "pod linijkę", ale jednak takiego dość zasadniczego - negocjującego stawki, rozstającego się z tymi co nie nadają na tych samych falach... Jak rozumiem sam musiał trochę do tego dorosnąć, dojrzeć jako mąż, ojciec i postać, która jest twarzą tej kapeli, a więc odpowiedzialność spora. Czas wygłupów może nie tyle się skończył, co po prostu trzeba je ograniczać.
Wiele tematów, które tu wydają się najciekawsze, czyli np. poszukiwania w sferze wiary, używki, kłopoty psychiczne, nie są czymś zupełnie nowym, ale Kazik trochę je rozwija, na co w krótkich wywiadach często nie było miejsca. Opowiada szczerze, nie unika odpowiedzi, nie wybiela się. Stanie przez tyle lat na scenie wymaga przecież odporności zarówno fizycznej jak i psychicznej, a dojście do momentu, gdy już jakoś można z tego zawodu wyżyć, wymagało przejścia przez różne dołki i kryzysy. Zaczynali grać przecież jeszcze w latach 80, gdy o miejscu do prób czy wydaniu płyty, o przepuszczeniu tekstu na płytę decydowały często komunistyczne urzędasy. Potem znowu przyszedł czas zachłyśnięcia się wolnością, robienia interesów praktycznie z niczego, różnych cwaniaków, którzy potrafili wiele obiecać i wycisnąć kapelę niczym cytrynę. Zmieniał się skład, zmieniała się trochę ich muzyka, Kazik robił jakieś poboczne projekty, ale Kult przetrwał te wszystkie zawirowania i jest taką marką, która ma swoją wartość. Co by nie mówić: dzięki liderowi.
Drugie ciekawe odkrycie to szczere mówienie o tym, jak czasem nieprzewidywalne są humory fanów, jak przypadek może wynieść jakiś utwór na szczyty i obrzydzić go kapeli bez reszty. Od "Piosenki młodych wioślarzy" ciągnęło się za nimi sporo takich sytuacji, gdy przebojem stawało się coś, na co wcale nie liczyli. Ciekawe są więc nie tylko kulisy tworzenia poszczególnych płyt i numerów, odniesienia do innych nagrań, inspiracje, ale i dalsze ich losy - czy artysta często zadaje sobie pytanie co poszło nie tak, czy rozumie te mechanizmy jakie stoją za wypromowaniem jednych kawałków, przy ignorowaniu innych? Kazik często zaliczał takie "ludyczne", proste numery, ale jakoś też nigdy nie starał się odcinać kuponów od ich popularności.
Poza tym oczywiście masa wspomnień, ludzi, miejsc, anegdot, dotyczących polskiej sceny alternatywnej, bez większego obgadywania innych, ale fajnie się to po prostu czyta. Najwięcej oczywiście o projektach, które dla Kazika były ważne, czyli od KNŻ, płyt z piosenkami taty, rzeczy solowych, poważniejszych i tych bardziej wygłupiastych (np. z Zacierem). Całość ubarwiają też fotki. Wydawałoby się więc, że ten wywiad rzeka można by zaliczyć do bardzo udanych. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że czegoś tu brakuje, jakiegoś pazura, nie mówię, że mięsa, czy sensacji na siłę, ale po prostu pociągnięcia rozmówcy bardziej za język, przyciśnięcia, gdy wchodzi na jakiś temat. Księżyk tego nie robi, rzuca pytanie, daje się wygadać, nie pogłębia, idzie dalej. Kazik jest ciekawym rozmówcą, ale mam nieodparte odczucie, że można by z niego wyciągnąć jeszcze więcej.
Ostre teksty, nieprzejednane, odważne kawałki i oto siada przed nami facet, który sprawia wrażenie domatora, który świetnie czuje się w kapciach albo przy grillu. Nie mielibyście ochoty jeszcze lepiej go poznać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz