środa, 27 września 2017

Fantastyczna kobieta, czyli like a natural woman


Premiera dopiero chyba w przyszłym tygodniu, ale jeżeli macie gdzieś w pobliżu kino studyjne (bo chyba tylko w takich będzie dystrybucja), to zwróćcie uwagę na tę produkcję. Chile zdaje się, że wystawia ją jako kandydata do Oscara i to dobry, choć odważny wybór. Czemu odważny? Już widzę to zamieszanie u nas gdyby taka historia została nagrodzona, te okrzyki typu: propagowanie zboczeń itp. Wciąż tak mało w nas jest nawet nie tolerancji, ale zwyczajnego zrozumienia, prostych schematów w patrzeniu na świat. Facet zostawił żonę i dzieci dla kobiety? Jakie to proste: on zgłupiał, świnia, ale ona jeszcze gorsza - dziwka, szmata itp.
Tu sytuacja wydaje się jeszcze bardziej skomplikowana.

"Fantastyczna kobieta": kadr z filmuObserwujemy tę parę i mimo, że widać sporą różnicę wieku, widzimy, że dobrze im ze sobą. Dopiero gdy mężczyzna umiera, dociera do nas, że Marina (świetna rola Danieli Vega) nie dla wszystkich jest kobietą. Jej przemiana wciąż trwa, jest jeszcze przed ostatnią operacją, dla niektórych osób wyobrażenie o tym związku jest podwójnie trudne, chcą jak najszybciej o niej zapomnieć, wymazać jakiekolwiek wspomnienie o tym, że istniała. Ona nic nie chce dla siebie. Oczekuje jedynie tego, by mogła się pożegnać, by wspólnie przeżyta ostatnie lata nie zostały zniszczone. Zmaga się nie tylko z własnym poczuciem straty, ale i z niechęcią, agresją, upokorzeniem. Tu problem transseksualności, wpisany dodatkowo w trudną psychicznie sytuację, nabiera tak bardzo uniwersalnego, o prostu ludzkiego charakteru, że dość łatwo stajemy po stronie bohaterki. Może ze względu na jej wygląd, prawie perfekcyjny, nasze zdziwienie jest tak duże, ale i akceptacja przychodzi pewnie dużo szybciej niż gdyby "ta forma" była mniej idealna. Choć nie ma tu pogłębienia sytuacji osób zmagających się z brakiem akceptacji własnego ciała, własnej płci, to wiele osób ta historia może skłonić do myślenia, pozbycia się jakichś błędnych wyobrażeń, uprzedzeń.
Zachwyca przede wszystkim postać Mariny, jej walka o prawo do własnego życia, do marzeń, ta jej złożoność (np. skłonność do przemocy, a jednocześnie wrażliwość, uległość). Niby widzimy w niej sporo niedoskonałości, ale są chwile gdy czujemy: osiągnęła swój cel, stała się kimś szczęśliwym, udowodniła, że było warto walczyć z tymi, którzy ją obrzucali obelgami.
Nic nowego w tej historii nie ma, ale Sebastián Lelio (to ten od Glorii) jakoś mocno poruszył mnie tym filmem, przeplatając sceny prawie dokumentalne, zwyczajne, z bardzo pięknymi.
Jak to mówią w pewnym programie: jestem na tak!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz