Po raz kolejny nie ma czasu na pisanie notek, do tego komp rozwalony, przeziębienie i praca w sobotę. Ech życie...
Może jednak uda się uzupełnić trochę tekstów i między innymi ten. "To" polecam nie tylko fanom Kinga. To bardzo sprawnie zrobiony film, który nie tylko jest dobrą ekranizacją powieści, ale też fajną zabawą. Możemy poczuć się jak nastoletnie dzieciaki (choć za naszych czasów takich filmów nie było, ale straszne opowiadaliśmy sobie jak najbardziej). Nie tak straszny jak by się chciało, ale to seans, którego raczej się nie żałuje.
Byliście już?
No dobra, siadam do uzupełniania.
Jeżeli miałbym powiedzieć jaka jest wada tej ekranizacji, nasuwa mi się generalnie jedna: po raz kolejny podzielono opowieść na części, by za jakiś czas ponownie wyciągnąć od nas kasę. Jeżeli jednak widzę to co nam zafundowano, nie żałuję ani minuty tego materiału, bo jego cięcie mogłoby mocno wpłynąć na zepsucie czegoś co jest naprawdę dobre.
Choć akcja powieści rozgrywa się w latach 50, tu przenosimy się do lat 80, czyli do czasów gdy "To" ukazało się drukiem. I może nawet lepiej. Część widzów (jak ja) może jakoś łatwiej rozpoznać atmosferę tamtych czasów i na chwilę poczuć się dorastającymi dziećmi. Któż z nas nie bawił się w okolicach "strasznych domów", rzucając sobie wyzwania i robiąc czasem okrutne żarty jeżeli ktoś zbyt jawnie okazywał lęk. Bali się wszyscy, tylko być może trochę innych rzeczy. I tu jest podobnie.
Oto niewielkie miasteczko, żyjące niby normalnie, ale od czasu do czasu przeżywające dość dramatyczne wydarzenia - czasem zaginie dziecko, czasem ktoś dorosły. Ale życie musi toczyć się dalej. Również nastolatki, choć rodzice każą im siedzieć w domu, wcale nie mają na to ochoty i same chcą ustalać własne ścieżki. Może przy okazji odkryją zagadkę tajemniczych zniknięć? Kanały choć wydają się straszne, kuszą swą tajemniczością. Jak wszystko co jest zakazane.
Paczka przyjaciół, szkolni prześladowcy, pierwsza miłość, szczeniackie przepychanki i zabawne dialogi - to udało się uchwycić tu kapitalnie i nawet na moment nie czujemy żenady, jak czasem w kinie "familijnym", gdzie twórcy próbują udawać, że wiedzą jak rozmawiają nastolatki. Brawa za obsadę, za naturalność.
A groza? Cóż, za dużo zdradzać nie chcę, bo może ktoś nie czytał, a zechce się wybrać do kina (do czego gorąco zachęcam). Koszmar miasteczka Derry, czyli klaun
Pennywise może przyprawić o ciarki, bo też i sztuczki jakie wyprawia to niezła jazda (choć znana z innych horrorów, to robi wrażenie). A że chwilami jednak postać jest zbyt kiczowata (z koszmarów dziecinnych), przerysowana? Ano właśnie taka ma być. To połączenie scen grozy z normalnymi, codziennymi wygłupami gromady nastolatków, odrobiną humoru, jest tu kluczem do sukcesu. Dorośli są na drugim planie, często kompletnie nie interesując się sprawami swych pociech, nie wierząc im, zaniedbując albo nawet krzywdząc. Sami więc muszą zmierzyć się z własnymi lękami, tym co podpowiada ich wyobraźnia.
Nawet jeżeli King nie miał dotąd zbyt dużo szczęścia do ekranizacji swoich powieści, "To" udowadnia, że można tego dokonać. I nie przejmujcie się, że bohaterami są dzieciaki, że to chwilami wydaje się niczym bajka, a nie horror - po prostu cofnijcie się trochę wstecz i wejdźcie w ich skórę.
Ja tam się boję nawet jeśli wszyscy piszą, że nie jest tak strasznie :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę polecam
Usuń