wtorek, 16 sierpnia 2016

Czarny horyzont, Czerwona mgła – Tomasz Kołodziejczak, czyli pod biało-czerwoną flagą

To chyba najlepsza data, by napisać o cyklu Tomasza Kołodziejczaka. Co prawda na półkach obok książek historycznych, które mogłyby posłużyć jako kanwa do patriotycznych rozważań o roli wojska, stoi jeszcze kilka powieści beletrystycznych, które lubię, ale o Ciszewskim już pisałem nie raz, a inne zostawię sobie na potem. Kołodziejczak chyba najbardziej intensywnie zabawił się w połączenie akcentów militarnych, patriotycznych i fantastyki. Zresztą popatrzcie choćby na te okładki...

Wszystko zaczęło się od opowiadań, które na tyle zainteresowały czytelników, że opowieści o tym Uniwersum musiały być rozbudowane. Jak dotąd ukazały się 3 książki, a „Czarny horyzont” otwiera cykl, wprowadzając nas w ten świat. Kołodziejczak stworzył postapokaliptyczną wizję przyszłości, jednak znacząco różniącą się od innych: to nie ludzie, ani przybysze z innej planety zniszczyli ziemię. Otwarcie się bram pomiędzy światami pozwoliło na to, by wtargnęły tu siły kompletnie dla nas niezrozumiałe, czyste zło, które syci się przemocą, bólem i cierpieniem. Wiele krajów zostało kompletnie zniszczonych, nawet do końca nie wiemy co dzieje się na terenach okupowanych przez barlogów i jegrów, czyli przez moce zła. Ale ludzkość się broni i nie jest w tej walce sama.


Akcja dzieje się w Rzeczpospolitej, najczęściej na terenach pogranicza, gdzie najbardziej intensywnie odczuwa się zmaganie z wrogiem. Nasz kraj jest jednym z ostatnich bastionów cywilizacji w Europie i to u nas schronienie znaleźli wszyscy uciekinierzy z krajów podbitych. Nasze służby jednak wciąż starają się ich monitorować, bo nie wiadomo, czy nie są ukrytymi agentami, którzy w wybranym momencie mogą stanowić punkt zapalny do jakiegoś zamachu (czy Wam to czegoś nie przypomina?).

"Czarny horyzont: jest powieścią, która wprowadza nas w ten świat, poznajemy głównych bohaterów, a w "Czerwonej mgle" autor funduje nam cztery opowiadania, które rozszerzają trochę naszą wizję wydarzeń i znajomość tła (np. opozycję wewnątrz kraju). A jest ono co najmniej interesujące.

Dostajemy jedynie garść informacji o tym co wydarzyło się w trakcie Zaćmienia, dla wszystkich bohaterów dawne „normalne” czasy, to już coś w rodzaju legendy – tyle przeżyli od tamtych wydarzeń, że niewielu myśli o tym jak było. Prawie cała Europa Zachodnia nie istnieje, zajęły ją siły ciemności, czyli złowrogie istoty z innej rzeczywistości, wobec których ludzkość okazała się zupełnie bezbronna. Prze kompletną klęską środkowo-wschodnie rubieże naszego kontynentu uratowały... elfy. One również walczą z najeźdźcą i przybyły, by tu, razem z ludźmi stawić im czoła. Z czasem sojusz okrzepł i obie strony przyzwyczajają się do siebie, ucząc się i czerpiąc wzajemnie. Oni od nas biorą wiarę, tradycję, szacunek dla historii, a my ich największą broń: magię.

Największym zaskoczeniem w tym świecie jest (oprócz elfa na tronie Polski i ścisłego sojuszu władzy i Kościoła) to połączenie: elementów militarnych, które znamy świetnie z zupełnie innej literatury, wzmacnianych poprzez wszelkiego rodzaju czary ochronne, dodatkowe moce, fantomowe stwory, które w walce są równie ważne jak pancerz i kule. Obie strony wojny posługują się magią, wpływem na psychikę, dlatego tu bardzo często nasze, tradycyjne podejście do walki jest po prostu irracjonalne. Aby chronić cywilów w miastach stosuje się zarówno feng-shui, jak i specjalnie wyliczoną kolejność uruchamiania dzwonów kościelnych. Kołodziejczak od razu wrzuca nas w nurt wydarzeń, nie przejmuje się tym, żeby coś wytłumaczyć, zadbać o jakieś wprowadzenie, ale też dzięki temu właśnie, ten tekst chłonie się z taką ciekawością. Nawet jeżeli przebieg potyczek i bitew jakoś się nam oswoi, to wciąż znajdziemy smaczki, które nas zaskoczą (choćby to jak ważne w walce z czarną magią jest czerpanie z mocy jaka tkwi w grobach zmarłych patriotów, żołnierzy, ludzi, którzy przeżyli dobrze swoje życie). Mamy więc w walce runy i modlitwy, karabin i amulet, a wróg przypomina raczej stwory z naszych koszmarów, niż coś realnego.

Głównym bohaterem cyklu jest Kajetan Kłobudzki, zwany geografem - tajny wysłannik hetmana wielkiego koronnego, będący trochę zwiadowcą, trochę wolnym strzelcem, bo napędzają go nie tyle same rozkazy, co prywatna chęć zemsty. Zwykle działa w pojedynkę, niczym zwiadowca, który na terenie wroga zbiera informacje, śledzi ruchy wroga, dostarcza materiał, który pozwala lepiej zrozumieć moce barlogów i przeciwdziałać ich planom wobec ludzi.

Spora dawka przemocy, mrocznych obrazów (orki Tolkiena przy stworach opisanych przez Kołodziejczaka to przedszkolaki), sprawiają, że to lektura, która pewnie nie każdemu się spodoba. I mimo, że nabijałem się, iż to związane z nastrojami dzisiejszego dnia, książka wcale nie jest hurraoptymistyczna. Ale gwarantuję, że warto spróbować, bo równie oryginalnego opisu uniwersum już dawno w naszej fantastyce nie było. No bo w końcu gdzie indziej znajdziecie bojowe bociany produkowane w radomskiej fabryce? Tym razem nie robiłem oddzielnych recenzji, bo jednak warto sięgać od razu po większą dawkę tego uniwersum. Ja już zaczynam polowanie na kolejny tom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz