Ciekawa sprawa - Art Festiwal, który trwa przez kilka tygodni sierpnia, to okazja do darmowych koncertów, dobrze nagłośnionych, pogoda też dopisała, miejsce fajne... I co? Wśród publiki przeważają emeryci, którzy chyba nawet nie wiedzą na kogo tu przyszli. Co chwila dojeżdża na rowerku ktoś z młodszych pokoleń, ale raczej też tylko na chwilę, by spotkać się ze znajomymi, postać parę minut. Organizatorzy też jakoś niespecjalnie przygotowali się na koncert jednej z legend rocka, rozstawiając praktycznie do samej sceny krzesełka. Dziwnie się uczestniczy w takim koncercie.
Nawet Tomek Lipiński chyba nieswojo czuł się w takich warunkach, bo zaczął od niedokończonego żartu, że muzyka buntu sprzed lat 30-40, dziś słuchana jest głównie przez powoli wymierające pokolenie.
Artyści rockowi, na których się wychowywałem już dawno przekroczyli 50, niewielu z nich potrafi przyciągnąć młodych słuchaczy, pozostaje więc trochę odcinać kupony od dawnej sławy, licząc na to, że ci, którzy pamiętają, którzy wychowali się na ich kawałkach, przyjdą się pokiwać i napić piwa (a tu akurat nie było wolno). Tomek Lipiński to dla mnie rzeczywiście jedna z legend, która towarzyszyła dość długo moim poszukiwaniom muzycznym, może nie na pierwszych miejscach, ale wśród tych, których rozpoznawałem, słuchałem i lubiłem. Raczej jako muzyka ostrzejszego (Fotoness, Czad komando TILT), niż spokojniejszego (TILT), ale z przyjemnością słuchałem dawnych i nowych rzeczy na tym koncercie. Trochę przerobione aranżacje, bo koncert był w wersji unplugged, w mało rockowym składzie, ale czuć, że panowie są dość zgrani (zwraca uwagę świetny gitarzysta Maciej Dłużniewski).
O dziwo oparli się pokusie grania jedynie tego co znane (może i dobrze, bo przy tej publice część numerów i tak brzmiała dziwnie) i zafundowali całkiem sporo numerów z ostatniej płyty "To czego pragniesz". Jak wspomniałem: mniej ostro, brzmieli bardziej bluesowo, ale naprawdę fajnie. Ponieważ nie znam tego ostatniego materiału, było to dla mnie nawet pewne zaskoczenie, że artysta taki jak Lipiński (który raczej w muzyce był buntownikiem, outsiderem, trzymał się z daleka od polityki, a szczególnie od prawej strony, dla której interpretacja pewnych wydarzeń historycznych jest narzędziem do walki z przeciwnikami), pisze zaangażowany tekst o Pułkowniku Kuklińskim. Chyba nie ma tym jakiegoś koniunkturalizmu, a więc czyżby jakaś potrzeba oparcia się na wartościach? Muszę sięgnąć po cały materiał.
Koncert fajny, ale przyzwyczajony raczej do małych sal, do szaleństwa pod sceną, stwierdzam, że dziwnie się uczestniczy w czymś co wygląda jak wieczorek muzyki poważnej dla emerytów.
Fotka autorstwa Magdaleny Kotaś pochodzi ze stron wydarzenia.
Nawet Tomek Lipiński chyba nieswojo czuł się w takich warunkach, bo zaczął od niedokończonego żartu, że muzyka buntu sprzed lat 30-40, dziś słuchana jest głównie przez powoli wymierające pokolenie.
Artyści rockowi, na których się wychowywałem już dawno przekroczyli 50, niewielu z nich potrafi przyciągnąć młodych słuchaczy, pozostaje więc trochę odcinać kupony od dawnej sławy, licząc na to, że ci, którzy pamiętają, którzy wychowali się na ich kawałkach, przyjdą się pokiwać i napić piwa (a tu akurat nie było wolno). Tomek Lipiński to dla mnie rzeczywiście jedna z legend, która towarzyszyła dość długo moim poszukiwaniom muzycznym, może nie na pierwszych miejscach, ale wśród tych, których rozpoznawałem, słuchałem i lubiłem. Raczej jako muzyka ostrzejszego (Fotoness, Czad komando TILT), niż spokojniejszego (TILT), ale z przyjemnością słuchałem dawnych i nowych rzeczy na tym koncercie. Trochę przerobione aranżacje, bo koncert był w wersji unplugged, w mało rockowym składzie, ale czuć, że panowie są dość zgrani (zwraca uwagę świetny gitarzysta Maciej Dłużniewski).
O dziwo oparli się pokusie grania jedynie tego co znane (może i dobrze, bo przy tej publice część numerów i tak brzmiała dziwnie) i zafundowali całkiem sporo numerów z ostatniej płyty "To czego pragniesz". Jak wspomniałem: mniej ostro, brzmieli bardziej bluesowo, ale naprawdę fajnie. Ponieważ nie znam tego ostatniego materiału, było to dla mnie nawet pewne zaskoczenie, że artysta taki jak Lipiński (który raczej w muzyce był buntownikiem, outsiderem, trzymał się z daleka od polityki, a szczególnie od prawej strony, dla której interpretacja pewnych wydarzeń historycznych jest narzędziem do walki z przeciwnikami), pisze zaangażowany tekst o Pułkowniku Kuklińskim. Chyba nie ma tym jakiegoś koniunkturalizmu, a więc czyżby jakaś potrzeba oparcia się na wartościach? Muszę sięgnąć po cały materiał.
Koncert fajny, ale przyzwyczajony raczej do małych sal, do szaleństwa pod sceną, stwierdzam, że dziwnie się uczestniczy w czymś co wygląda jak wieczorek muzyki poważnej dla emerytów.
Fotka autorstwa Magdaleny Kotaś pochodzi ze stron wydarzenia.
Zdrajca dla zdrajców,
zbędny kłopot dla sojuszników.
Chwała ci, pułkowniku,
żeś ocalił istnień bez liku.
Czy wiesz, czy pamiętasz,
kim był Jack Strong?
Podnieś rękę do góry, chcę widzieć las rąk!
On tu był między nami, on tu żył wśród nas; nie pozwólmy nigdy, by płomień pamięci zgasł.
zbędny kłopot dla sojuszników.
Chwała ci, pułkowniku,
żeś ocalił istnień bez liku.
Czy wiesz, czy pamiętasz,
kim był Jack Strong?
Podnieś rękę do góry, chcę widzieć las rąk!
On tu był między nami, on tu żył wśród nas; nie pozwólmy nigdy, by płomień pamięci zgasł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz