sobota, 7 lipca 2012

Train - California 37, czyli muzyka na upał (i nie tylko)

Upał. Ale na szczęście już w domciu. Podróż zdążyłem odespać, a dziś energia i upał zagnały mnie do... kuchni. Najpierw wypad na małe zakupy rowerkiem, a potem zabawa w kucharzenie. Nie jestem w tym dobry, ale czasem ogarnia mnie szał i z przepisem w rękach, szaleję w kuchni i wciąż prosząc o pomoc żony (do diabła gdzie jest blender? jak ubić tą pianę?). Udało się dziś całkiem sympatycznie i konstruktywnie spędzić dzień. Przy muzyce oczywiście, więc notka będzie o płycie.
Na obiad był więc makaron w sosie kremowo-orzechowym (część przepisów z książki o której już kiedyś tu pisałem, czyli Słodkie pieczone kasztany), gazpacho (po raz pierwszy jedliśmy taki chłodnik, ale jest bardzo fajny), a na dokładkę jeszcze pesto ze słonecznika i natki oraz ciacha "brzydkie, ale smaczne" (stygną). A w głośnikach - u Kasi przy porządkach (bo dzieci wyjechały i można odgruzować ich pokój) transmisja z Płockiego festiwalu reggae, a w kuchni Train. Już kiedyś wspominałem chyba o nich - jak jeden kawałek wpadnie w ucho, człowiek sięga po więcej. A ta płytka pokazuje, że nadal potrafią tworzyć muzyczkę, którą się nuci, która buja i upał, czy nie, pichcenie, czy robimy coś innego gwarantuję, że to świetny materiał na lato. Ot tak do posłuchania czegoś melodyjnego co jednocześnie nie powoduje odruchów wymiotnych gdy słyszysz to po raz 100 (rąbanki w stylu Lady G, Ri.., Sha.., czy im podobnych). Ja wolę coś rockowego.Choć w przypadku Train powinienem napisać folkowo-rockowego. Mimo, że jest to muzyka gitarowa, to częściej ociera się ona o klimaty country z wybijającą się mandoliną (przynajmniej tak to brzmi) niż ostrymi solówkami. Melodyjnie, popowo - w większości na tyle wpadające w ucho, że większość kawałków spokojnie może gościć na radiowych listach przebojów. Tu ciekawe chórki, tam zagwizdany motyw, jakieś pianinko, solóweczka, gdzie indziej jakiś fajny refren - panowie wykonują podobne sztuczki od lat i wychodzi im to całkiem nieźle. Nie na tyle, by zafundować nam coś nowego i odkrywczego, ale być może wcale nie mają takich ambicji. Do tego proste teksty o miłości, szczęściu, czy zaczynaniu od nowa. To trochę jak kiedyś u nas kapele takie jak Vox, Kombi itp. - w każde wakacje byli obecni z nowymi odgrzewanymi "przebojami".
Ale naprawdę ta płyta nawet w całości nie nuży - wszystko jest tak przyprawione, by akurat nie było nadmiaru, przekombinowania, by trochę się pobujać, coś zanucić pod nosem. Do pichcenia idealne. Sami możecie sprawdzić do czego się jeszcze nadaje. Train na lato idealne!  
W stacjach radiowych leci często Drive By, albo ciut spokojniejszy Feel Good At First, ale naprawdę więcej tu dobrych numerów. Przy kolejnym przesłuchaniu w taką pogodę pominę chyba jedynie balladki, a tak mogę jej słuchać w kółko. Do czego i Was zapraszam. Do samochodu też wydaje się idealne! 
PS ostatnia okazja by załapać się na konkurs!


 

2 komentarze:

  1. Też lubię taką muzykę.Jest taneczna a ja kocham tańczyć.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się "Drive by" ;) hehe szczególnie w połączeniu z fajnym teledyskiem :D
    Tak w ogóle nie skojarzyłam na początku jak słyszałam w radio, że Train z "drive by" to ten sam Train z "Hey soul sister" :)))))))

    OdpowiedzUsuń