piątek, 12 lutego 2021

Dywan z wkładką - Marta Kisiel, czyli śmierć i podatki

Na okładce dopisek "komedia kryminalna", może po to, by nie było zaskoczenia - Marta Kisiel dotąd znana była raczej z mieszanki humoru i elementów fantastyki, ma już spore grono fanów i swój niepowtarzalny styl. Ta książka na pewno jest próbą wyjścia do nowego czytelnika, ale kto wie, czy nie skończy się tym, że potem wsiąkną oni w świat wykreowany w Dożywociu. Oczywiście w "Dywanie z wkładką" wszystkie jest dużo bardziej realistyczne, ale chwilami znajdziemy tu podobny humor, czy podobieństwa charakterologiczne. Czyż nie o to chodzi, że ludzie ładują się w kłopoty, bo sobie za dużo wyobrażają albo ponoszą ich emocje? Gdyby tak wszyscy potrafili szczerze komunikować wszystkie swoje potrzeby i uczucia, to uniknęło by się pewnie 90% kłopotów, nieporozumień, a może i zbrodni? Tak jednak się nie dzieje, skazani jesteśmy na domysły, niedopowiedzenia, humory i naszą wściekliznę, gdy już mamy dość serdecznie i nawet ukochana osoba wyprowadza nas ze stanu równowagi.
A potem się pisze na ten temat różne mniej lub bardziej udane dramaty, kryminały, czy komedie.
Czy "Dywan z wkładką" jest kryminałem? No skoro jest trup i śledztwo (choć amatorskie), to możemy chyba tak je zakwalifikować. Czy jest komedią? No jak najbardziej i chyba nawet więcej tu humoru niż samej intrygi. Wykreowane postacie, iskrzenie między nimi i fajnie rozpisane dialogi, czy też przemyślenia głównej bohaterki niejednokrotnie mogą doprowadzić do zaplucia się ze śmiechu, tak że lepiej uważajcie z piciem herbaty przy czytaniu. 
Różnych autorów porównywano z Joanną Chmielewską, ale rzeczywiście Marcie Kisiel udało się tą książką zbliżyć do tej atmosfery, w której tak istotna jest ta odrobina szaleństwa do jakiej zdolna jest główna bohaterka, jej nieprzewidywalność, cudowna mieszanka zalet i wad, którą się po prostu kocha. Tereska Trawna, specjalistka od spraw podatkowych, w pracy jest profesjonalistką, ale w życiu prywatnym bywa wybuchowa, apodyktyczna, trudną ją nazwać idealną panią domu, ale do cholery - czyż nie rozumiemy jej aż za dobrze? Nawet z kasztankami, które podjada, z niechęcią do ćwiczeń fizycznych i pragnieniem, by znaleźć chwilę spokoju dla siebie, kiedy nikt nie będzie od niej nic chciał i nic nie będzie musiała. Przecież to jest ludzkie i takie prawdziwe. Gdy mąż jest mało ogarnięty w sprawach remontowych i obiecuje różne rzeczy, a potem Tereska sama musi znaleźć inne rozwiązanie, gdy teściowa Mira, skądinąd bardzo oryginalna babcia, irytuje ją swoją nadaktywnością i uwagami, wbijanymi niczym małe szpileczki... Dużo tych "gdy" może by jeszcze dopisać. Dzieci. Pies. I dodajmy do tego kolejny wielki stres i zmianę życiową, która spada zupełnie nagle na jej głowę - wyprowadzka na wieś, kupno domu i totalna zmiana. I kredyt dodajmy. Ech. Tu nawet trupa nie potrzeba, by człowiek chwilami miał ochotę wyjść z siebie i stanąć obok. A gdy do tego o morderstwo podejrzewa się własnego męża, to już nie dziwmy się temu, że mobilizacja wewnętrzna do rozwiązania zagadki może pchnąć nawet do dość dziwnych aktywności. Powiedzmy delikatnie, że takich na pograniczy prawa.
Nie mam zamiaru pisać nic więcej, po prostu spróbujcie ile zabawy może dostarczyć Tereska ze swoją teściową, dwójką dzieci, mężem, którego sama porównuje charakterologicznie do labradora, psem i z gromadką sąsiadów, z których każdy może okazać się potencjalnym podejrzanym. Frajdą jest nawet samo rozpoznawanie różnych odniesień do innych znanych książek czy filmów. Pal licho więc słaby od strony kryminalnej finał, za humor można tą powieść pokochać. Mam nadzieję, że rodzinka Trawnych jeszcze powróci.   

1 komentarz:

  1. Wiele o niej słyszałam na różnych blogach, ale mnie jakoś nie przekonuje ta książka.

    OdpowiedzUsuń