sobota, 19 grudnia 2020

Zaginiona kronika - Jacek Ostrowski, czyli jak Indiana Jones

Pan Jacek przyzwyczaił mnie do serii z mecenas Zuzą Lewandowską i teraz mam problem z jego najnowszą książką. Niewielki, ale jednak mam. No bo tak: jest akcja, jest zagadka do rozwiązania, poszukiwania, pościgi, morderstwa, skarby... No niczym o Browna albo w najlepszych książkach sensacyjno-przygodowych. Ten gatunek ma jednak to do siebie, że czytelnik albo widz muszą pogodzić się z pewnymi uproszczeniami, nie zadawać pytań, tylko cieszyć się z obserwowania pędzącej akcji.
I tak jest trochę tu. Tajny zakon, tajemniczy człowiek, który jak się okazuje zmarł 900 lat temu, ale teraz biega po mieście, bo stwierdził, że nie skończył wtedy misji, spiski, wywiad Izraela, szantaże, morderstwa, a w tym wszystkim dziennikarz, który wraz z przyjaciółką kiwają wszystkich jak chcą. W dodatku w maseczkach, bo wiadomo - pandemia.
Jak ja nie lubię takich "przypadkowych" zwycięstw, ratowania tyłka z każdej opresji, bezradności policji i szczęścia bohaterów, którzy rozwiązują prawie od ręki wszystkie zagadki. To dobre w książkach dla młodzieży, ale nie dla dorosłych. No chyba, że lubi się tą konwencję.


Na plus na pewno różne ciekawostki historyczne - i tym razem nie tylko dotyczące Płocka, w czym dotąd specjalizował się Ostrowski. Bohaterów będzie kilkukrotnie rzucać w różne inne miejsca,bo tak będą prowadzić ich wskazówki. Śledzić ich będą różni ludzie zainteresowani albo zniszczeniem albo też przechwyceniem dla siebie znaleziska na które wszyscy polują. Podejrzenia wskazują, iż chodzi o kroniki Galla Anonima, a konkretnie jakieś informacje, które tam się znalazły, a które mogą wpłynąć w drastyczny sposób na wizerunek papiestwa. Nic dziwnego, że w Watykanie zapanowało ogromne poruszenie.

Zastanawiam się do czego to porównać. Indiana Jones? Byłoby blisko, tylko, że akcja głównie w Polsce. No humoru nie ma aż tyle. Model jednak podobny - ledwie wpadasz na trop, okazuje się, że ktoś się śledzi i dostajesz w łeb, tracisz wskazówki. Ale szukasz dalej. Ktoś chce cię zabić, ale zawsze się ratujesz, giną ci co byli obok. Większość wskazówek możesz zdobyć łamiąc przepisy, czyli gdzieś się włamując, otwierając stare groby, a mimo tego, że zostawiasz tyle śladów, policja nigdy nie robi ci problemów. Szkoda - bo brak prawdopodobieństwa psuł mi przyjemność z lektury. Może warto czasem zwolnić tempo, ale zadbać o to by czytelnik miał czas poczuć klimat, wciągnąć się w detale. Przykładem mogą tu być np. powieści Siembiedy czy Hermana, którzy w podobnym stylu łączą kryminalną intrygę, historię i akcję.
A może jestem uprzedzony, bo po prostu nie lubię takiego stylu, wolę rzeczy bardziej pogłębione? Dan Brown też mnie drażni. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz