I kolejne teatralne miejsce odkryte na mapie Warszawy. Teatr Druga Strefa ukryty gdzieś w uliczkach Mordoru, zdecydowanie wart jest odwiedzenia. Mówię to po jednym spektaklu, ale po pierwsze dość luźna atmosfera tego miejsca bardzo mi pasuje, a po drugie "Noc Helvera" jest przedstawieniem z rodzaju tych, o których pamięta się długo. Za to jedno spokojnie można oddać 5 innych biletów, a tu w dodatku te ceny (nie powiem, sprawdźcie sami).
Ile znaczy dobry tekst, odpowiednio zagrany... Nie potrzeba żadnych fajerwerków, wydumanych scenografii.
Jest mieszkanie, a w nim kobieta, która opiekuje się dużo młodszym od siebie mężczyzną. Nie ma w tej relacji jakiegoś podtekstu seksualnego, jest jednak czułość, opiekuńczość. Helver sam w świecie raczej by sobie nie poradził, słabsze funkcjonowanie w sferze umysłowej przekłada się również na to jak postrzega go otoczenie, trochę z politowaniem, może z litością, z przymrużeniem oka. Jest mieszkanie. A w nim okno. A za nim świat. Świat, w którym wiele się zaczyna dziać - słychać maszerujące równo tłumy, krzyki, wznoszone hasła, śpiew, łopot flag. Rosnące podniecenie udziela się również Helverovi, który szuka akceptacji, liczy na to, że oto znalazł sobie przyjaciół. W społeczeństwie, które dzieli wszystkich na tych dobrych i na ścierwusy, nie ma zamiaru stać po złej stronie.
Karla rozumie więcej, ona czuje jaki będzie ciąg dalszy, wydawałoby się niewinnych haseł o jedności, duchu narodu, prężnych i silnych ciałach, gotowych do budowy nowego świata. Tak bardzo by chciała ochronić swojego podopiecznego, ale nie potrafi wytłumaczyć mu tego co przeczuwa, czego się boi. Znosi jego pobudzenie, nawet daje się poniżać, bo nie chce niszczyć jego złudzeń.
Gdy w dalszej części poznamy trochę historię Karli, zrozumiemy troszkę lepiej ich relację, a może i także jej lęki, wybory. Uważa, że kiedyś popełniła błąd, który postanowiła odpokutować, teraz więc nie widzi innego wyjścia, niż konsekwentnie podążać raz obraną drogą.
"Noc Helvera" to dobry tekst, ale przede wszystkim świetnie zagrany: Halina Chrobak i Piotr Duda, wkładają w to tyle emocji, że na chwilę prawie zapomina się, że to teatr, człowiek czuje się prawie świadkiem autentycznych przeżyć dwojga ludzi.
Rzadko kiedy zdarza mi się aż tak wejść w spektakl, przeżyć go, nie zwracając uwagi na jakieś detale, nie zastanawiając się nad tym jakby tu można było inaczej to pokazać...
Duże brawa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz