Parę dni temu pisałem o lekturze "Ostatniej arystokratki"
Evžena Bočka, książce, która dała możliwość złapania oddechu, czymś na rozluźnienie przy masie innych, bardziej wymagających lektur. I wiedziałem od razu, że pewnie będę szukał kontynuacji i czegoś więcej tego autora. No i mam okazję. Na spotkaniu DKK dowiedziałem się, że autor jest prawdziwym kasztelanem na zamku (pałacu?) w Miloticach (możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej jak to wygląda) i dorwałem jego pierwszą książkę, czyli "Dziennik Kasztelana".
I teraz już wszystko jasne skąd u niego tyle sarkazmu wobec życia na zamku, obowiązków jakie czekają na każdego kto chciałby się podjąć opieki nad takim obiektem. I skąd tyle miłości autora wobec "muflonów", czyli stad turystów, którzy rzadko kiedy są zainteresowani tym co chce im się opowiedzieć i pokazać, natomiast ze względu na ilość grup wydeptujących trasy turystyczne, są dla właścicieli/obsługi/opiekunów gorsi od szarańczy.
Wiem, wiem - nie traktujmy Dziennika jako prawdziwych zapisków, ale chodzi mi raczej o pewne refleksje, przemyślenia, które są bardzo charakterystyczne pewnie dla wszystkich, którzy zakosztowali takiej pracy.
Ręka do góry kto chciałby mieszkać na zamku. A teraz pomyślcie, że mieszkalibyście tam cały rok (a zimy w takich murach są bardzo ciężkie), nikt specjalnie by się Wami nie opiekował, a raczej odwrotnie, to od Was by oczekiwano, że będziecie o wszystko dbać i wszystkiego pilnować. Są jeszcze chętni? Tak myślałem.
To robota dla pasjonatów, dla wariatów, którzy po zderzeniu z realiami nie uciekną ani nie popełnią samobójstwa. Wiktor, który objął posadę kasztelana w jednym z morawskich zamków szukał spokoju, wytchnienia od zabiegania w Pradze, ale nie zdawał sobie chyba sprawy z tego co bierze na głowę. Wszystkie sprawy administracyjne i realne prace, które trzeba wykonać, masa idiotów, którzy chcą go rozliczać, pilnować, personel, który jest dziwny i nie zawsze można na nim polegać, to sporo rzeczy, które spadły mu na głowę. Co prawda mała córeczka czuje się na tym odludziu szczęśliwa, ale zachowuje się dość dziwnie, więc żona coraz częściej przebąkuje o wyjeździe. Najgorsze jednak dla Wiktora jest chyba to, że w zamku dzieją dziwne rzeczy i mało która noc jest dla niego spokojna. To dlatego jego zapiski przepełnione są coraz większym niepokojem - facet, który ma bardzo racjonalny umysł i odrzuca wszelkie bajki o duchach i siłach paranormalnych, musi stanąć faktem, że niektórych rzeczy nie da się zrozumieć, a nie da się im również zaprzeczyć.
Jeżeli spodziewacie się komedii w stylu Arystokratki, to możecie się rozczarować. Dziennik kasztelana jest dużo bardziej dramatyczny, gorzki i niepokojący. Ale czyta się równie szybko!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz