MaGa jednak nie odpuściła i oto macie drugą odsłonę dialogowanej recenzji, czyli dwójka laików ogląda balet. Tu macie część pierwszą naszych pogaduszek, czyli "Poskromienie złośnicy". W odsłonie drugiej inny rozmówca, chyba bardziej doświadczony ode mnie.A "Dziadka do orzechów" możecie jeszcze zobaczyć i to w różnych miejscach kraju! Sprawdźcie tu.
Po raz kolejny wybrałam się do kina Praha na balet. Tym
razem był to „Dziadek do orzechów” – piękna baśń baletowa do muzyki Piotra
Czajkowskiego, a moim towarzyszem był mój mąż – Mirek.
MaGa : Od niemal 30 lat chodzimy razem na różne spektakle, w
tym również baletowe. Powiedz, ale tak szczerze, chodzisz na nie, bo ja to
lubię …?
Mirek: Nie. Gdybym nie chciał to
byś mnie nie zaciągnęła żadną siłą. Bardzo lubię oglądać balet ponieważ jest to
taka forma sztuki, której nie opisują słowa, lecz emocje. W moim przypadku
balet mocniej zapisuje się w mojej pamięci niż np. spektakl teatralny czy film.
MaGa: Tu się trochę różnimy, bo dla mnie każda forma
spektaklu to przeżycie, ale wychodzi na
to, że rządzą nami emocje. To powiedz mi jakie są Twoje wrażenia po pierwszym w życiu
wieczorze baletowym w kinie?
Mirek: Oglądając po raz pierwszy
balet w kinie miałem z początku mieszane uczucia. Po obejrzeniu całości zdałem
sobie sprawę z tego, że ta forma przekazu daje widzowi większe możliwości
obejrzenia spektaklu z różnych ujęć. Takiej możliwości niestety nie ma przy
oglądaniu baletu na żywo siedząc w jednym miejscu. Ujęcia z kilku kamer oraz
zbliżenia dają szerszy zakres przekazu ….
MaGa: Oj, tak! Mnie wbił w fotel taniec śnieżynek oglądany z góry. To było
tak piękne, że aż nie do opisania. Jednocześnie dopiero z tej perspektywy widać
było kunszt wykonania każdego ruchu.
Podejrzewam, że w teatrze błędy i niedociągnięcia umknęły by uwadze widza. Tu,
patrząc na wszystkie tancerki z góry, widać jak na dłoni, że każda z nich to
mistrzyni tańca. To była magia …
Mirek: Podobne wrażenie
odniosłem przy tańcu orientalnym… Gdybym oglądał ten spektakl na żywo ze
skrajnego miejsca w teatrze na pewno nie zobaczyłbym tego efektu jaki dała
kamera skierowana na wprost tancerzy. To dopiero była magia!
MaGa: Pełna zgoda. Tu spontanicznie zaczęliśmy bić brawo. Tancerze wyglądali
jakby stapiali się w jedno ciało. To było tak piękne, że aż ciarki chodziły po
plecach … ale taniec hiszpański podobał mi się bardziej w inscenizacji naszego
Teatru Wielkiego. Rosyjska choreografia tego tańca niezbyt mi się podobała.
Natomiast w kolejnym tańcu (w Teatrze Wielkim nazwano ten taniec – polskim)
tancerz prześlicznie udawał marionetkę. Chyba jako jedyny od razu przywiódł na
myśl laleczkę-ozdobę zdjętą z choinki. Taka zamierzona „kanciastość” ruchów –
bardzo to było ładne i takie bajkowe. Mamy możliwość porównania wystawienia
„Dziadka do orzechów” w Teatrze Balszoj i w Teatrze Wielkim w Warszawie, bo
niedawno oglądaliśmy. Niby podobne, a jednak inne. Które Ci się bardziej
podobało?
Mirek: Uważam, że to były dwie bardzo
różniące się od siebie inscenizacje. Scenografia, kostiumy i choreografia w
Teatrze Wielkim w Warszawie bardziej pasowały dla publiczności dziecięcej (w
sumie to bajka dla dzieci) - pełne przepychu wnętrza, mnogość kolorów, wielość
postaci, myszy z ogonami … Natomiast wszystko to co zobaczyłem w wykonaniu
baletu rosyjskiego podkreślało mistrzostwo wykonania. Ilość kolorów
ograniczona, tytułowy dziadek do orzechów jedynie w krwisto czerwonym kostiumie
… reszta barw stonowana. W zimowej scenerii robiło to piorunujące wrażenie.
MaGa: I znów się zgadzamy. Tak jak przy pierwszej scenie pomyślałam, że
wystawienie warszawskie jest bardziej barwne i „bogatsze” w wystroju, tak przy
mijających minutach podobało mi się coraz bardziej przedstawienie rosyjskie.
Było bardziej czytelne. W spektaklu polskim sama miałam trudność w wyławianiu w
kolejnych scenach głównych postaci. W rosyjskim – najmniejszych…
Mirek: Też tak myślę. Mam jedno
zastrzeżenie. Balet jest taką formą sztuki, w której muzyka i taniec tworzą
jedność. Nie wiem czy to wina urządzeń technicznych dźwięku kina Praha, czy
taki przekaz przyszedł z Rosji, ale jakość odbioru przepięknej przecież muzyki
Piotra Czajkowskiego nie była najlepsza. Zdecydowanie lepszy efekt był w
Teatrze Wielkim w Warszawie kiedy w spektaklu słuchaliśmy muzyki na żywo.
MaGa: Masz jeszcze jakieś przemyślenia po tym pierwszym balecie oglądanym
w kinie Praha?
Mirek: Z uwagą słuchałem przedmowy
przed spektaklem. Ta pani przedstawiła kilka informacji na temat możliwości,
form inscenizacji i historii tego przedstawienia. To ciekawy zabieg, tym
bardziej, że mówiła krótko a ciekawie. Dla mnie, w sumie laika, ciekawe było
dowiedzieć się, że np. libretto nie jest przypisane raz na zawsze do danego
spektaklu. Każdy kolejny choreograf może w nim coś zmienić, zamienić, dodać,
ująć na co przykładem są właśnie oba wystawienia „Dziadka do orzechów”, które
widzieliśmy i w teatrze i kinie.
MaGa: Będąc na „Poskromieniu złośnicy” też zwróciłam uwagę na ten wstęp
przed spektaklem. To jest pomocne. Jak myślisz, uda nam się wybrać na kolejny
balet - „Romeo i Julia”?
Mirek: Oczywiście J. Ale też do kina Praha. I wiesz dlaczego …
MaGa: Wiem… bo mimo dużej ilości dzieci i
młodzieży nikt nie przyniósł na salę śmierdzącego pop cornu. Może znów się uda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz