środa, 16 listopada 2016

Córka cieni. Siedem szmacianych dat - Ewa Cielesz, czyli powtarzali sobie, że będzie dobrze

Chyba jedno z większych zaskoczeń czytelniczych ostatnich tygodni. Gdy wyciągałem z paczki od wydawnictwa Axis Mundi trzy tomiki autorstwa Pani Ewy Cielesz, pomyślałem sobie, że to chyba jednak nie będzie dla mnie, że zbyt kobiece, zbyt rzewne i proste. Z ciekawości sięgnąłem po tom pierwszy i.... wsiąkłem na kilka godzin. No rzeczywiście napisane dość prosto, do pewnych rzeczy można by się przyczepić, ale sama historia, sposób jej poprowadzenia na piątkę! Najbardziej chyba bałem się tego, że podobnie jak w przypadku Paszyńskiej, dostanę coś tak polukrowanego, że nawet tragedie nie wywołują w nas dreszczy, tylko wzdychamy co najwyżej: o jaka ona biedna, o jaki on okrutny itp. Tymczasem wcale nie. Jest miłość dwojga ludzi, którym los jakoś wszystko pod górkę ustawił, jest historia, która niczym zawierucha przechodzi obok ich szczęścia i zostawia zgliszcza, więcej chyba nawet jest zmagania się z cierpieniem, niż chwil szczęścia, które zwykle przecież dominują w literaturze dla pań. Ewa Cielesz od początku miała u mnie plusa - nie pisze bajki o królewnie i jej wybranku, czy też jak kto tam woli odwrotnie, ale pisze o prawdziwym życiu, które potrafi kopnąć w cztery litery. Takiego prawdziwego życia bohaterka musi się nauczyć. Panienka z dobrego domu zakochana w ubogim młodzieńcu, pewnie nie zdawała sobie sprawy co ją czeka, gdy postanawia uciec z domu. Magdalena wiedziała, że nie dostanie nigdy zgody na takiego wybranka, odrzuca więc całe ciepełko, bezpieczeństwo i wygody, decydując się na nieznane. Czy gdyby wiedziała co ją czeka, zdecydowałaby się na to drugi raz? Przecież nie jeden raz zatęskni za tym wszystkim co miała w domu.

Młodym to się wydaje, że sama miłość wystarczy. Choć zdarzył się cud i dostali dach nad głową, miejsce, gdzie mogli rozpocząć nowe życie, wcale nie było łatwo. Ona z walizką pięknych sukienek w bieszczadzkim lesie, gdzie na wszystko trzeba zapracować własnymi rękoma. I Piotr, który gdyby mógł, to by ją na rekach nosił, ale przecież wie, że zbliża się wojna i trzeba przygotować się na najgorsze, również na to, że być może nie zawsze będą razem. Wszystkiego trzeba się nauczyć, bo żeby jeść, żeby przetrwać zimę, ziemia nie może leżeć odłogiem. Ich małe szczęście w tej samotni nie na długo pozostanie w ukryciu, przyjdzie chwila, że trzeba będzie go bronić, przed tymi, którzy mają jeszcze mniej. To tereny na których przez te kilka lat przewiną się i Niemcy, i Armia Czerwona i Ukraińcy, którzy za wszelką cenę chcą mieć te ziemie tylko dla siebie. A oni, ukryci w lesie mieliby wszystko to przeczekać, pielęgnując swoją miłość i wychowując córeczkę? Takie bajki są nierealne. Autorka zdaje sobie z tego sprawę i sprawia, że to lektura, w której nie brakuje emocji. Nie tłumaczy zbyt wiele z tła historycznego, ale po prostu snuje opowieść, w której okrucieństwa wojny możemy dotykać. 
Człowiek wciąga się w tę historię i nie może się oderwać od jej odkrywania, podobnie jak i przeżywa to samo w książce młody student historii, który znajduję tę chatę, a w niej pamiętnik. Zatapia się w jego lekturze bez reszty, potem postanawia pisać pracę magisterską na jego podstawie, ale niestety wspomnienia Magdy urywają się tuż po wojnie. Co działo się z nią dalej, czy jej córka Juliana przeżyła? Czy można ją odnaleźć?
Na te wszystkie pytania pewnie znajdę odpowiedzi w kolejnych tomach cyklu "Córka cieni" i pewnie niedługo po nie sięgnę, bo ciekawość jest mocno rozbudzona. Choć cały wątek współczesny był dużo mniej interesujący niż część historyczna, a urwane zakończenie denerwuje, domyślamy się, że pewne elementy połączą różne postacie pomimo dzielących ich dekad. 
Gratuluję autorce pomysłu napisania historii wzruszającej, ale nie ckliwej, bolesnej, ale jednocześnie pełnej nadziei.  

2 komentarze:

  1. Kusisz, kusisz... Ja mam ochote to przeczytac!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do świąt na pewno łyknę pozostałe części trylogii i napiszę czy dalej jest równie fajnie

      Usuń