poniedziałek, 20 stycznia 2014

Atlas chmur, czyli ot piękna wydmuszka

Muszę wygrzebać się z porobionych zaległości - szczególnie dużo zrobiło mi się ich w filmach, bo niektóre czekają już prawie miesiąc na swoje miejsce na blogu. Kto by pomyślał, że dojdzie do takiej sytuacji, że jedna notka dziennie to będzie mało jak na ilość rzeczy czytanych/oglądanych/słuchanych?

Dziś o Atlasie Chmur. Produkcja reklamowana jako megahit i wielkie widowisko, fama nazwisk od reżyserów, czyli Tom Tykwera i braci Wachowskich (tfu! teraz rodzeństwa), po aktorów takich jak Tom Hanks, Halle Berry, Susan Sarandon, Hugh Grant, Jim Sturgess, do tego (podobno) bardzo dobra powieść, na której kanwie film powstał. Wielowątkowa historia, wielkie barwne widowisko mieszające fantazję z realnością, można by więc rzec, że spory potencjał na film, który zapamięta się na długo. Niestety jak dla mnie to wszystko nie wystarczyło.


Czego zabrakło? Ano podobnie jak w Życiu Pi, moim zarzutem jest pustka tego filmu - to co sprawiać ma wrażenie bardzo głębokiego przesłania, tak naprawdę to dyrdymały w stylu Coelho: miej odwagę wziąć życie w swoje ręce, zmienić je, bo jeden rok przeżyty w pełni, jest lepszy niż 10 przeżytych w oczekiwaniu nie wiadomo na co. I w tym stylu banały o równości wszystkich stworzeń, prawie do wolności wyboru (a jakże: nie zabrakło wątku homoseksualnego), zagrożeniu cywilizacji chciwością i wygodnictwem... Morze to miliony pojedynczych kropli :) Doprawdy, tak genialne i odkrywcze prawdy chyba ludzie woleliby słyszeć z ambon zamiast kazań. Zachwyciliby się własną mądrością, wrażliwością i na pewno natychmiast przemieniliby własne życie na lepsze.


Trudno by teraz osobom nie oglądającym filmu opowiadać o wszystkich wątkach, bo popsulibyśmy przyjemność z ich rozgryzania, prób łączenia. Dzieją się w różnych światach, różnych dekoracjach, a oglądamy je poprzeplatane ze sobą i oczekując mniej lub bardziej ciągu dalszego. Jedne są bliższe komedii, inne thrillera (czyli mamy aż 6 odrębnych gatunkowo historii), ale wszystkie łączy postępowanie bohaterów. Czy da się naprawić jakieś błędy z przeszłości? Czy da się zmienić los, mimo lęku, mimo ciężaru win, czy oczekiwań?
Te wszystkie historyjki są mniej lub bardziej ciekawe, ale niestety robią bardziej wrażenie w warstwie wizualnej, niż fabularnej. Gdy już opadnie pierwszy szok związany z dziwnym chaosem tej opowieści, wszystko powoli staje się przewidywalne i proste. Trzy godziny mija szybko, ale to tylko obrazki, nic więcej. Doszukiwanie się w tym głębi jest raczej bez sensu, choć być może warto docenić film za warstwę wizualną, pomysł na opowiedzenie  tej historii i zabawę w ukrywanie poszczególnych aktorów w różnych rolach (bo pojawiają się nie tylko w swoich głównych kreacjach, ale w innych przestrzeniach czasowych również, tyle że czasem trudni do rozpoznania). 
Wielkie dzieło? Dla mnie nie. Raczej zabawa formą i włożenie w to banalnej treści. Aż ciekaw jestem powieści.

7 komentarzy:

  1. Obie moje przyjaciółki (zupełnie różne z charakteru i gustu) oglądały ten film i się im zupełnie nie podobał, więc już sobie darowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie przeciwnie - rzesza fanów Toma Hanksa wmawiała mi, że gdzieś tam jest ukryte jakieś przesłanie i łał, jak pięknie. No i obejrzałam.
      Irytowały mnie ciągłe skoki w czasie i przestrzeni, przez co, jak mniemam, udało się reżyserowi i scenarzyście ukryć nędzną treść.

      Usuń
  2. Miałem wątpliwą przyjemność czytać tę książkę. Niestety towarzyszyły mi podobne do Twoich odczucia. Jeżeli film cię zawiódł, to nie sięgaj po lekturę. Stanowczo odradzam, ponieważ powieść również rozczarowuje (wręcz w takim samym stopniu jak jej ekranizacja). Przynajmniej tak to wyglądało w moim przypadku. ;b

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja w połowie filmu spasowałam... nudy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jasne, że przesłanie zarówno powieści, jak i filmu jest banalne i nic w tym nadzwyczajnego, oryginalnego, przypomina to, co każdy wie, tylko ładnie ubrane w słowa i obrazy :) Aczkolwiek mi obie wersje się bardzo podobały. Po prostu ze względu na ciekawe historie i połączenie ich oraz tak różnych planów czasowych. Powieść jest narracyjnie zróżnicowana i wystylizowana, co również doceniam, a historie nie są tak poszatkowane jak w filmie. Dla formy powieści warto po nią sięgnąć, mimo że sama historia nie przypadła Ci do gustu.

    OdpowiedzUsuń