czwartek, 16 stycznia 2014

1000 lat po ziemi, czyli po prostu błędne oczekiwania

Wyciągam z puli przygotowanych notek tytuł, który może nie jest jakiś powalający, ale też nie wzbudza we mnie jakichś odruchów negatywnych, zszokowany troszkę nominowaniem go do złotych malin. To ma być jeden z najgorszych filmów roku? I na dodatek obok Jeźdźca znikąd, którego też na pewno bym na taką półkę nie postawił? 
Coś mi się wydaje, że te nagrody to jedna wielka ściema, bo to nie tyle wskazanie najgorszego filmu, czy klapy finansowej roku, a po prostu przegląd najbardziej reklamowanych filmów i wybranie z tego czegoś co nie wzbudziło entuzjazmu krytyków. Stąd tylko i wyłącznie tytuły bardzo znane, z wielkimi nazwiskami, bo inaczej nikt by na nagrody nie zwrócił uwagi. A jak się przyłoży jakiemuś celebrycie, to i ludzie będą o tym gadać. Druga rzecz to ocena obydwu tytułów (bo innych nominowanych nie znam). Szczerze mówiąc widziałem produkcje, które mnie bardziej zdegustowały albo rozczarowały. Ale w obu tych produkcjach chyba wiem z czego wynika taka fala negatywnych opinii.
To kwestia nastawienia, oczekiwań i oceniania filmu przez ten pryzmat. Czy Jeździec... jest tylko i wyłącznie głupawą komedyjką? Ano nie i to mogło widzom przeszkadzać - łączenie poważnej tematyki ze scenami rodem z Piratów z Karaibów. Czy 1000 lat po ziemi jest widowiskową produkcją wysokobudżetową, kinem sci-fi, albo katastroficznym gdzie dostaniemy walki, statki, potwory itd. Ano nie.
Ale do cholery, nie oczekujcie od kina familijnego wielce skomplikowanych scenariuszy ani efektów, które zobaczycie po raz pierwszy w życiu. Od razu przypomina się jak poszedłem w czasach licealnych na "Niekończącą się opowieść" i rechotałem jak głupi ku zgorszeniu rodziców z małymi dziećmi. To nie był film dla mnie i dziś gdybym oglądał go z dziećmi też pewnie by tak wiele rzeczy mnie w nim nie drażniło. Bajki, baśnie, kino familijne rządzi się trochę innymi prawami i czasem pewne uproszczenia, moralizmy, emocjonalność i podkreślanie wartości jest jak najbardziej na miejscu. Dzieciaki lubią proste historie gdzie możliwe jest osiągnięcie tego co wydaje się nierealne, gdzie możliwa jest naprawa i przemiana, gdzie wszystko kończy się dobrze. A stare koniec jak my nie powinny przykładać do takich obrazów takiej samej miary jak do czegoś co jest dedykowane dla nich.
Will Smith zrobił ten film z synem i pewnie trochę też dla niego - kto wie, może to jakiś krok ku karierze w Hollywood? To pierwsza główna rola grana przez Jadena, to on jest w centrum, a grający jego ojca Smith jest trochę z boku (praktycznie leży z kontuzją i tylko rozmawia z nim przez komunikator próbując mu doradzać).    

M. Night Shyamalan funduje nam dość prostą historię o ojcu, który nie ma czas dla rodziny, z poczucia winy (stracił córkę) ucieka w pracę i surowość oraz synu, który marzy by wreszcie zasłużyć na docenienie w jego oczach. Gdy stary jest legendą armii, osławionym dowódcą, bohaterem, nie dziw, że nastolatkowi ciężko takiemu autorytetowi dorównać. 
Gdy obaj rozbijają się na ziemi (z której wiele lat temu ludzie musieli się wynieść) to od chłopaka będzie zależało ich życie. Popełnia błędy, jego tropem biegają różne stwory, nie jest to więc do końca takie "cudowne heroiczne dziecko" i bajeczka jak niektórzy to oceniają. 
Wszystko zależy od tego czego oczekujemy? Efektów? Tu ich nie ma. Akcji? No niby sporo się dzieje, ale bez wielkich niespodzianek - wyprawa ma początek, koniec, ale przecież to samo można by powiedzieć o tylu innych produkcjach. Tu ważniejsze są emocje chłopaka, jego zmagania z samym sobą, własnym lękiem, uczenie się odpowiedzialności. I to się może podobać. Nawet patos, czy sentymentalizm w takiej produkcji specjalnie nie powinien przeszkadzać - w końcu to nie dorośli są głównym adresatem tego dzieła. A krajobrazy i zdjęcia to spory plus produkcji (na Blu-ray może być fajnie).
Skromny fabularnie, może nie powalający, ale też wcale niegłupi film. Kino familijne, gdzie emocje są ważniejsze niż efekty i fajerwerki (u tego reżysera to normalne). Ale najgorszy film roku? Na pewno nie!   
Film obejrzałem dzięki uprzejmości firmy Film Freak.
 

3 komentarze:

  1. A to mnie zaskoczyłeś, oglądałam zarówno jeden jak i drugi film, o ile "1000 lat po ziemi" mnie nie powalił z zachwytu na kolana to jednak mi się podobał. "Jezdziec z znikąd" z kolei jak dla mnie powinien być wręcz dodatkowo nagłaśniany. Wprawdzie można by się doczepić że trochę tendencyjny ale mimo wszystko wart jest obejrzenia szczególnie przez młodzież.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano widzisz, ja też jestem w szoku. Co im się nie podoba w tych filmach?!? Tyle jest gorszych rzeczy nawet w kinach. Za najgłupsze uważam komedie ale okazuje się, że krytycy częściej atakują filmy z przesłaniem, morałem, czymś do przemyślenia

      Usuń
  2. Ja nie poszłam na "1000 lat po ziemi" do kina właśnie ze względu na negatywne opinie i trochę żałuję, bo jednak było tam trochę fajnych efektów, które dobrze wyglądają na dużym ekranie. A jak już go w końcu zobaczyłam to naprawdę nie miałam zbyt wiele uwag. Z tego co pamiętam rozczarowały mnie stworzenia, które podobno przez tysiące lat ewoluowały po to by zabijać. A tak naprawdę najbardziej niebezpieczny był stwór, który został przywieziony z innej planety. Pawiany są agresywne i niebezpieczne nawet dziś. Brakowało mi trochę bardziej spektakularnego poparcia słów Willa :) Dołączam do grona zaskoczonych nominacją do malin.

    OdpowiedzUsuń