sobota, 8 lutego 2025

...i ujrzeli człowieka - Michael Moorcock, czyli szamocąc się duchowo i psychicznie

Co prawda miało być o komiksie, ale jakoś siedzi mi w głowie ta książka, więc skoro to sobota i czas na fantastykę, łapcie drugą notkę książkową. Najwyżej jutro notki nie będzie.

Najnowszy tom z kolekcji Wehikuł czasu, wydawanej przez Rebis, to rzecz która pewnie niektórych oburzy, ale jest naprawdę smakowita, szczególnie jeżeli człowiek sobie uświadomi, że to powieść sprzed 60 lat. I powiem Wam że wciąż może zaskakiwać, wciąż skłania ku refleksji.
Czy jest obrazoburcza, jak pewnie niektórzy by okrzyknęli. Cóż. Jeżeli ktoś podchodzi do Biblii bardzo zasadniczo i nie akceptuje ani żadnych żartów (patrz Żywot Briana) ani też jakiejkolwiek alternatywnej wizji historii Jezusa, lepiej niech po ten tytuł nie sięga. Ja nie czuję się obrażony, bo zdaję sobie sprawę, że celem autora nie było wmawianie nam, że nie było prawdziwego Syna Bożego, tylko opowieść o tym jak pewna obsesja może okazać się czyimś przekleństwem, odbierając całą radość życia. Różne sceny rzeczywiście są dość niesmaczne, pamiętajmy jednak że to wszystko próby skonfrontowania się z tradycją ludzi, którzy pragnęli by to odrzucić. Lata 60 pełne są takich eksperymentów i wiele z nich po prostu warto pominąć milczeniem, a nie wyciągać na wokandy sądowe i jeszcze bardziej nagłaśniać. Coś się neguje, a potem ze zdziwieniem obserwuje, że i tak dla ludzi w chaosie współczesności to na tyle ważne, że próbują do zniszczyć, ośmieszyć, obrzydzić. A im bardziej próbują, tym bardziej sami okazują się godni współczucia i ogarnięci jakimś szaleństwem. Skoro Boga nie ma, to czemu o nim wciąż tyle myślicie i powraca jako punkt odniesienia (negatywnego, ale jednak odniesienia) w tym co głosicie?

To nawet nie jest kwestia zabawy motywami fantastyki naukowej (patrz podróże w czasie i możliwość ingerowania w wydarzenia), ale przede wszystkim analiza czyjejś psychiki, tak mocno skupionej na próbie odpowiedzi na swoje wątpliwości, że poświęca się temu całe życie.


Bohatera, Karla Glogauera trudno nazwać człowiekiem religijnym, choć wciąż poszukuje i angażuje się w poznawanie różnych wierzeń. Religia staje się raczej jego obsesją od strony analitycznej, czyli próbuje sobie odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście historia śmierci i zmartwychwstania Jezusa, która legła u podwalin nowej wiary od początku niosła w sobie ziarno idei zmieniania ludzi, czy też jak twierdzi wielu, została ona tak wykorzystana (czy może nawet wymyślona) później, przez jego uczniów. Może tak naprawdę mesjasz głosił zupełnie inne hasła, miał na myśli wyzwolenie swojego narodu, powstanie, ale ponieważ to się nie udało, potem obudowano to jakąś legendą, mistyką, wykorzystując to dla własnych celów.   
Dla Karla próba odpowiedzi na to pytanie była na tyle ważna, że był gotów zaryzykować udział w eksperymencie obarczonym wielkim ryzykiem - w końcu naukowiec który wymyślił machinę czasu uprzedzał go, że póki co nie znalazł sposobu na bezpieczny powrót "podróżnika" wysłanego w przeszłość. Dla bohatera nie było to istotne - chciał spotkać Jezusa, zrozumieć to co się wydarzyło, dotknąć tego. Najwyraźniej jednak los chciał sobie mocno z niego zadrwić. Przybywszy do roku 28 w okolice Jerozolimy natrafił bowiem na Jana Chrzciciela, ale o żadnym Jeszui nikt nie słyszał.


Dużo tu wspomnień z całego życia bohatera, widzimy jak bardzo był zagubiony, nieszczęśliwy, niezdolny do budowania trwałych relacji. Nie umiejąc żyć, jednocześnie wciąż drąży sens życia, co jeszcze bardziej drażni jego otoczenie. On nie rozumie ludzi, ich beztroski, braku refleksji nad tym co ważne, oni nie rozumieją jego. Prawie Freudowska analiza nam się z tego robi. Czy poszukiwania Jezusa dadzą mu upragniony spokój i odpowiedzi? Przekonajcie się sami...

,,Złapany. Uwięziony. Nie potrafię być sobą. Robię to, czego inni po mnie oczekują. Czy tak jest z każdym? Czy wielkie indywidualności to tylko wytwór tych, którzy pragnęli mieć wielkie indywidualności za przyjaciół?”

,,Wielkie jednostki muszą być samotne. Każdy chce wierzyć, że nie można ich dosięgnąć ani zranić, że są na wszystko odporne. I w końcu nie traktuje się ich jak ludzi. Gorzej, postępuje się z nimi jak z symbolami czegoś, co przecież nie może istnieć. Muszą być bardzo samotne”

Choć rzeczywiście łatwo wrzucić tą powieść do kieszonki "fantastyka" co dla niektórych oznacza "bajki", podobnie jak u wielu innych pisarzy tego gatunku tło z podróżami w czasie, jest jedynie punktem wyjścia do refleksji nad ludzką moralnością, źródłem religijności w człowieku.
Niełatwe, miejscami kontrowersyjne, ale intrygujące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz