czwartek, 30 listopada 2023

How to have sex, czyli co mam z tym dalej zrobić...

Listopad kończę filmowo, mam jeszcze całkiem sporo fajnych tytułów na pierwsze tygodnie grudnia, więc spodziewajcie się tego, że do końca roku mogą pojawić się jeszcze rzeczy, które pojawią się być może nawet w podsumowaniu rocznym. W końcu jak coś jest na świeżo...

How to have sex raczej u mnie na to szans nie ma. Mimo recenzji i wrzawy jakie to świeże, jakie szczere, mam wrażenie, że ta historia nie opowiada nam nic nowego. Dziewczyny dziś są bardziej wyzwolone, a mimo to wcale nie czują się bardziej szczęśliwe? Ano tak bywa. I choćby wszystko było w ich zachowaniach bardziej głośne, wyzwolone, na luzie, to przychodzi moment, gdy jednak odzywa się jakaś wewnętrzna tęsknota za tym, by nie musieć udawać tak bardzo, by móc być prawdziwą, przyznać się do lęków, do słabości. Bo nawet przed przyjaciółkami wcale nie jest to łatwe.
Koniec szkoły, oczekiwanie na wyniki egzaminów i żeby nie stresować się tym co mnie czeka, czy uda się zrealizować jakieś ambitne plany o przyszłości (plany swoje lub rodziców), trzy dziewczyny lecą na jedną z wysp greckich, by tam robić to tak wielu ich rówieśników robi od lat - imprezować bez ograniczeń. Tu mogą to robić bez kontroli, hamulców i w sumie za nieduże pieniądze. Dwie z nich już mają za sobą podjęcie aktywności seksualnej, dlatego Tara czuje na sobie trochę presję, niby wspierają, ale też i pozwalają sobie na żarty w tym temacie. I choć powinny być razem, by każda czuła się bezpiecznie, gdy idą w tango, trochę o tym zapominają.

Mamy więc opowieść o dojrzewaniu, pewnym etapie, który pragnie się przekroczyć, obawach, marzeniach i również o tym, że bywa i rozczarowanie. W grze Mii McKenna-Bruce rzeczywiście fajnie czujemy to rozedrganie emocjonalne, dylematy, jej mętlik w głowie i w sercu. Nie potępiamy jej, jakoś wybaczamy im wszystkim to młodzieńcze szaleństwo, choć widzimy że to raczej nie tyle zabawa co raczej próba pozbycia się wszelkich hamulców choć na chwilę. Połowa pobytu to leczenie kaca i odchorowywanie własnych ekscesów, by za chwilę znowu rzucić się w tango.
 
Domniemana przyjaźń na całe życie za chwilę się skończy i chyba one też to czują, bo rozejdą się ich drogi, będą imprezować już z kimś innym. I może stąd też ta niepewność, którą można trochę wyczuć, próby jej zagłuszenia. Każdy boi się tego co go czeka, nie chce być w tym sam. I o tym dla mnie jest ten film, a nie jedynie o pierwszym doświadczeniu seksualnym. Niepewność i nieporadność w relacjach, czasem znowu przez niektórych maskowana aż do przekraczania granic.
Na plus - reżyserka nie moralizuje, młodzi ludzie są autentyczni w swojej grze, film sprawia wrażenie bardzo naturalnego. Czy to czyni go wyjątkowym. Jak dla mnie nie, choć ciekaw jestem jak odbierają go młodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz