Kurcze, zaskoczyła mnie trochę ta historia. Spodziewałem się jakichś dramatów, powieści z kluczem, głębi psychologicznej, a tymczasem to powieść którą można by potraktować trochę jako książkę dla młodzieży, opowieść inicjacyjną, w której ważne są sprawy zwyczajne i codzienne. Przecież dla młodego człowieka każdy dzień może być ciągiem nudnych powtarzających się zdarzeń, w których radość wnosi tylko jakaś jego własna aktywność (np. gra na komputerze) albo też coś banalnego może stać się czymś super ekstra ważnym, przełomowym, odkrywczym. Kiedyś takie powieści pisali Minkowski, Bahdaj, Niziurski, a w nich szukano ważnych wartości, takich jak przyjaźń, zaufanie, wsparcie, ale i szukano sposobów na radzenie sobie z trudnymi emocjami, ze zdradą, samotnością, trudną sytuacją w domu. Dziś takich książek prawie się nie pisze, autorzy uciekają od realności. A Michalski (po raz pierwszy pisząc nie pod pseudonimem) funduje nam trochę właśnie tego typu historię, tyle że sięgając do lat 90, początków transformacji, opowiadając o dorastaniu i o tym co wtedy było ważne dla nastolatka.
Dodajmy nastolatka, który nigdy nie był jakąś duszą towarzystwa, często czuł się trochę gnębiony i ośmieszany. Ksywa Buła wreszcie mogłaby zniknąć, bo po powrocie z wakacyjnego obozu, który był dla chłopaka koszmarem, ale pozwolił mu zrzucić sporo kilogramów. Przecież nowa szkoła, nowy wygląd. Tyle że niektórzy koledzy ze starej budy też się tu pojawili, więc nagle zaczęła się ta sama śpiewka. A jednak zadziało się coś innego, bo w jego obronie stanął o rok starszy Sebastian. I tak oto poza swoim kumplem Mareczkiem, Gruby zyskał kolejnego przyjaciela i wszystko zaczęli robić we trzech. Jest w tym trochę nastoletnich wygłupów i eksperymentów, chłopackich tematów wieku dojrzewania, jest luz i radość że ma się do kogo gębę otworzyć. A potem coś się zmienia.
Niby jest tu agresja rówieśnicza, prześladowanie, ale to nie jest książka tylko o tym jak ciężko jest z kolegami którzy cię gnębią. Chyba ważniejsze jest tu doświadczenie tego, że ktoś nagle znajduje inne zainteresowanie, coś innego go wciąga, a ty zostajesz z boku. Sam. A to co was łączyło znika. Fajny jest język, ta swoboda w opowiadania młodzieżowym slangiem o tym co wkurza, co daje frajdę. No i to tło, czasy gdy wszyscy ganiali za pieniądzem, za podniesieniem stopy życia, a ci którzy się nie załapali na falę, popadali w coraz większe wykluczenie i depresję.
Tylko szkoda że to takie cienkie i krótkie. Cholera. Gdyby to rozbudować, byłaby rzecz na miarę powieści Żulczyka czy Orbitowskiego. A tak trochę niedosyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz