Długo mi zeszło z tą książką i to z dwóch powodów. Zanurzanie się w świat stworzony przez Bielawskiego to wchodzenie w mrok, przypominały mi się refleksje znajomej po seansie filmu "Dom zły", gdy stwierdziła, że była chora, czuła się po nim po prostu brudna. To nie jest też, jak w kryminałach obserwowanie zła, z nadzieją na to, że zostanie ukarane. W Dunkelu raczej nadziei nie ma, jest raczej apatia, poddanie się losowi, a jeżeli jakaś reakcja na zadane cierpienie, to co najwyżej poprzez zadanie bólu komuś innemu.
Jest jeszcze druga trudność - forma literacka jaką przyjął Bielawski. Zero dialogów, przeskakiwanie w chronologii, urywanie wątków, spora ilość postaci pojawiających się na chwilkę... Jesteśmy obserwatorami, a jednocześnie siedzimy w głowach bohaterów, czujemy ich ciała, patrzymy ich oczami.
To jedna z takich powieści gdzie język i klimat zachwycają, ale zastanawiasz się czy przypadkiem przy dbałości o formę, nie zagubiła się fabułą i to co autor chciał nam opowiedzieć.
W sieci nie brakuje głosów wskazujących na podobieństwa do powieści Twardocha i rzeczywiście tak jak tamten pisał o Śląsku, tak Bielawski pisze o Dolnym Śląsku, w podobnym tonie, o podobnych czasach. O autochtonach, którzy chcieli tu zostać, bo to ich ziemia, bo czuli że nie mają nic wspólnego z armią niemiecką, którą pokonano. O przesiedleńcach, których wygnano z domów i teraz szukają sobie nowych. O nowej władzy, której wydaje się, że może ferować wyroki o czyimś życiu, powodzeniu lub nie.
Tytułowy Dunkel snuje
opowieść o ludziach, których sobie wybiera, których w szczególny sposób
pokochał. Za co? Za pragnienia, za krzywdy jakich doświadczali, za
odrzucenie, za szczególnie silne dążenie do czegoś. Bo Dunkel kocha
ciemność, Sam jest ciemnością. Kocha zło jakie budzi się w ludziach, tą
mroczną siłę, która czasem popycha ich do czegoś, czego wcześniej sobie
nie wyobrażali. Czworo ludzi, miłość, żądze, kłamstwa, zdrady... A co
oni wspólnego mają z autorem książki? Bielawski podrzuca tropy, ale i
miga się od jednoznacznych odpowiedzi.
Mamy więc mroczną,
przygnębiającą opowieść o ludziach, którzy nie mają szansy na dobre
życie. Bo czasy trudne, bo nie mieli wsparcia, bo los im nie sprzyjał,
bo rzuceni zostali na ziemie, które ich przerażały. Góry Sowie mają w
sobie coś fascynującego i pasują do tego klimatu, który w Dunkelu
panuje.
Spodziewałem się horroru, bo przecież Vesper słynie z
promowania grozy, w różnych jej odmianach, a tu raczej jest ona jedynie
podskórnie, gdzieś w tle, a na pierwszym planie po prostu jakiś ludzki
egzystencjalny niepokój, lęk i gorycz, które wypełniają bohaterów aż do
ostatnich kropel krwi, dręczą. Kto wie, może nawet przenoszą się na
kolejne pokolenia.
Choć trochę się męczyłem, to książkę uznaję za ciekawą i z rodzaju tych, które trudno zapomnieć. A czasem to komplement.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz