Pięknie wydana książka z wywiadami Hanny Krall, które chyba wcześniej w wersji książkowej nie były wydane. Ciekawe uzupełnienie dla fanów autorki, ale i niezła lektura dla tych, którzy znają ja mniej. Dlaczego? Bo to dowód na to, jak można robić swoje, nawet jeżeli ci rzucają kłody pod nogi.
Wyrzucona z Polityki Hanna Krall szukała jakiegoś miejsca gdzie mogłaby pisać, zarabiać, a władze (niby już po stanie wojennym, ale wciąż nie było łatwo) jej to blokowały. Znalazła miejsce w Wiadomościach Wędkarskich, co może wydawać się ciut kuriozalne, ale jak sami możecie zobaczyć, nawet takie miejsce można jakoś oswoić.
Jej rubryka, czyli Smutek ryb, jak sama żartowała miała służyć nie tyle wędkarzom, co ich kobietom, żeby mogły poczytać sobie coś inteligentnego. Starała się mocno, by zawsze wątek ryb się pojawiał, ale już sam dobór rozmówców, tematów, czy też kontekstów w jakim ryby się pojawiają, to już niezła zabawa, której chyba nie spodziewali się ani jej przełożeni, ani też cenzorzy.
I tak ją stamtąd władza usunęła po dwóch latach, jednak przez ten czas mogła udowodnić, że w takim piśmie mogą pojawiać się rzeczy zupełnie "z innej beczki". Mamy więc rozmowy o symbolice ryb, o ich miejscu w malarstwie, w literaturze, w astrologii, w heraldyce, a rozmówcami są znakomitości świata kultury i sztuki, którzy pewnie tego periodyku nigdy w rękach nie mieli. I nic to, że czasem można dostrzec odrobinę uszczypliwości, czy też wyższości wobec czytelnika "Wiadomości" - oto dostarczamy ci odrobinę treści, która może wydać się mało zrozumiała, ale postaramy się ją przekazać jak najprostszymi słowami. W końcu Hannie Krall pewnie też nie było łatwo, a nie chciała się pogodzić z tym, że ma pisać np. o podbierakach, czy przynętach. Pisała więc o tym co bardziej ją interesowało - o ludziach, o ideach, raz na jakiś czas wtrącając tam jakiś wątek z rybami. Wszak ich obecność w języku i mnogość skojarzeń pozwala na pewnego rodzaju szaleństwo tematyczne - od cierpienia (niemego), przez cierpliwość (wędkowanie), czy wolność. Nawet, mimo cenzury, znalazło się trochę przytyków do rzeczywistości za oknami (te kolejki).
Całość zabawna, inteligentna i mimo upływu lat wciąż fajnie się czyta. Prawdziwe mistrzostwo, bo przecież niewielu dzisiejszych dziennikarzy, reportażystów, potrafiło by chyba odnaleźć się w takiej rzeczywistości i wybrnąć z tego obronną ręką, nie zanudzając nikogo, proponując w nieznanym dla siebie temacie pisanie przez dwa lata stałej rubryki i nie wstydząc się potem tego co co się zrobiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz