Film czy książka, film czy książka. O czym by tu dziś napisać. Może o jednym i drugim? Lada chwila wsiąknę w komputer na długie godziny w zupełnie inne sprawy, więc trzeba korzystać i pisać notki póki się da.
Najpierw więc zaległość. Lada dzień ma ukazać się już drugi tom cyklu, a ja dopiero o pierwszym. Niezły skandynawski kryminał, taki z kobiecym spojrzeniem i twardą bohaterką w świecie mężczyzn. I co prawda archipelag wysp nie istnieje w rzeczywistości, ale klimat trochę odciętej od świata społeczności na Morzu Północnym oddany został bardzo ciekawie. Dociekliwi nawet odnajdą w sieci informacje, iż nazwa ta przypisana jest lądowi, który kiedyś łączył Wielką Brytanię z Europą. W powieści nie identyfikują się oni jakoś mocno ani z Danią, ani ze Szwecją, uważając się za odrębną grupę, ludzi twardych, zmuszonych do życia w surowych warunkach. Współcześnie oczywiście się to mocno zmienia, wioski pustoszeją, rybacy nie mają co robić, a życie przenosi się do miasta, co generuje podobne problemy jak i gdzie indziej. Policja nie ma jednak aż tak wiele zabójstw i doświadczenia w tego typu sprawach, każda wzbudza sporą sensację. Szczególnie gdy ofiarą okazuje się była żona szefa wydziału kryminalnego.
Główna bohaterka, Karen jest komisarzem, choć kiedyś również aspirowała na szefa wydziału - w świecie mężczyzn jednak nie jest łatwo się przebić i niejeden raz musiała przełykać różne niesmaczne docinki i godzić się na to, że nie jest postrzegana jako równy partner do pracy. Teraz ma jednak okazję błysnąć - szef nie może prowadzić sprawy, w której ofiarą jest ktoś bliski, więc to ona ma wyjaśnić morderstwo. Nie jest jej łatwo, zwłaszcza że z każdym dniem, presja rośnie i przełożeni się niecierpliwią.
Niby fabuła nie zaskakuje tak bardzo jak by się tego chciało (no, może finał), to sama bohaterka zaciekawia i chce jej się towarzyszyć w śledztwie. Jej skomplikowane relacje z mężczyznami, ukrywana przeszłość, nie unikanie używek, sprawiają, że wydaje się prawdziwa, nie pozbawiona słabości i tym bardziej trzyma się za nią kciuki.
Sporo tu tła obyczajowego, traum i kryzysów rodzinnych,na pewno nie jest to powieść, która trzymałaby za gardło budowanym napięciem, zwrotami akcji - śledztwo rozwija się powoli, wydaje się być trudne do zakończenia i czytelnikowi też trudno jednoznacznie wskazać podejrzanego (może to akurat dobrze?). Pewnie więc to lektura do polecenia dla tych, którzy nie chcą się spieszyć, nie potrzebują być zaskakiwani, a w kryminałach wolą klimat i atmosferę zagadkowości. A jako bonus tym razem tekst Mariusza o tym tytule. Rzadko się zdarza by najpierw książka pojawiła się na NotatnikKulturalny.pl a potem dopiero tutaj, ale skoro tak się trafiło, z przyjemnością pokazuję nie tylko zdjęcia Ewy, ale i zdanie kogoś innego :)
Trochę szkoda mi czasu na książkowe kryminały. Boję się zawodu, tego że po kilku godzinach lektury wszystko okaże się oklepane, banalne, przesadzone. W przypadku Doggerland zadziałał chyba jednak dobrze instynkt wzmocniony przez zapowiadany klimat – fikcyjny archipelag, skandynawski region. Biorę.
Książka Marii Adolfsson zwyczajnie wciąga. Nie jest krwista, psychopatyczna, pełna brutalności – chociaż kluczowy wątek kręci się jednak wokół morderstwa i klasycznego poszukiwania odpowiedzi na pytanie „kto zabił”?
Podejrzanych będzie tu sporo, a odpowiedzi szukamy z ciekawą panią komisarz, która swoje wie, swoje przeżyła i swoje ciągle musi przeżyć. Życia nie ułatwiają jej szefowie, ma za to dobrych przyjaciół. Dobrze, że sylwetki nie są udziwnione, że choć to fikcyjna wyspa to postacie na niej przedstawione zdają się bardzo prawdziwe, nie przesłodzone.
Chwilami od współczesności zostaniemy przeniesieni w miejscową historię poprzedniego pokolenia. Czy to ważne, czy naprowadza, czy myli? Przekonajcie się, wg mnie ta historia jest warta polecenia nie tylko wielbicielom kryminałów. Stworzono ją w dodatku ciekawie bez serii pościgów i strzałów. Brzmi ciekawie? Jeśli moja zapowiedź za mało naprowadza decyzyjnie, dla uzupełnienia poniżej opis od wydawcy.
„Doggerland to fikcyjny archipelag rozciągający się między Wielką Brytanią a Skandynawią. Na jednej z wysp Heimö – jest właśnie poranek. Zawieszona nad lądem wieczna mgła zdaje się przykrywać jednak coś więcej niż dachy domów.
Gdzieś w głębi Hiemö znaleziona zostaje martwa kobieta. Śledztwo ma przeprowadzić komisarz Karen Eiken Hornby. Sytuacja komplikuje się, gdy ofiarą okazuje się była żona aroganckiego szefa wydziału, z którym Karen spędziła ostatnią noc.
Odkrycie prawdy nie będzie proste, mieszkańcy odciętej od świata wyspy skrywają niejeden sekret. Śledztwo prowadzi aż do lat 70., kiedy na Heimö powstała tajemnicza komuna, i utyka w martwym punkcie. Czy klucz do rozwiązania zagadki może tkwić w przeszłości i plotkach krążących w wiejskim pubie?”.
Przy okazji lektury przypomniałem sobie, że jak już uwolnimy się od wirusa warto ruszyć na wyprawę promową. Kierunek już znam.
Mariusz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz