sobota, 20 marca 2021

Berdo - Anna Cieślar, czyli przytulić się mimo szpikulców

Bieszczady nie od dziś kojarzą się Polakom z miejscem totalnie dzikim, do którego ciągną wszyscy kochający wolność, przyrodę, ale i uciekających w to odludzie, żeby zniknąć. Nawet granica nie jest tam przecież w 100 procentach szczelna, bo nie da się upilnować każdego kawałka ziemi, do którego trudno dotrzeć. W takiej głuszy bieszczadzkiej Anna Cieślar umiejscowiła akcję swojej debiutanckiej powieści. Tytułowy Berdo to człowiek twardy, raczej stroniący od ludzi, wychowujący w niewielkiej chatce sześcioletniego chłopca. Trudno powiedzieć żeby to były idealne warunki, bo nawet gdy mężczyzna nie kłusuje, nie załatwia jakichś spraw w mieście, to i tak jego relację z synem można by nazwać delikatnie "szorstką". Niby zdaje sobie sprawę, że to dziecko, ale nie ma cierpliwości by go niańczyć, uważa że lepiej by chłopak "uczył się życia". Oczywiście myśli o małym, dla niego poluje, czasem kradnie, wraca do domu, by coś upichcić, bywa jednak i tak, że zapomina, nie wraca na noc, a Radek więcej czasu spędza po sąsiedzku, pod opieką starszego już pana, miejscowego malarza ikon. To on pielęgnuje w dziecku wrażliwość, opowiada o zwierzętach, uczy je rysować, co czasem wywołuje konflikty z ojcem chłopaka, który wolałby żeby syn nie był miękki. 

 
Życie przecież już takie jest jego zdaniem, że trzeba czasem zwierzę zabić i nie ma co się nad tym roztkliwiać. Gdy nie ma się stałej pracy i kombinuje się głównie jakieś  nie do końca legalne zlecenia, każdy dzień jest pewnego rodzaju wyzwaniem, przygodą, czymś niepewnym. Berdo to jednak lubi i właśnie takie życie wybrał, nie chce innego. Może i ma jakieś obawy o to, jak ułoży się przyszłość Radka, gdy pójdzie do szkoły, gdy pozna inne życie, ale póki co trzyma go w głuszy i woli jak najdłużej utrzymać tą sytuację bez zmian.
Wrażliwy dzieciak często złości się na ojca, buntuje się przeciwko niemu, boi się, ucieka więc pod opiekę "dziadka" jak można by określić ich sąsiada. Żyje na odludziu, ciekawy świata, ale i trochę wycofany, bo przecież nie ma zbyt wiele okazji do kontaktów ze światem. Powoli zbieramy okruchy informacji na temat jego matki, sytuacji w jakiej się znaleźli, zastanawiając się gdzie jest ta strzelba, która powinna wystrzelić. No i takowa się znajdzie. Zmuszony do ucieczki Berdo będzie wlókł syna ze sobą, choć coraz bardziej świadom jest tego, że nie ma szans na to, by zbudować gdzieś spokojną przyszłość dla nich obu. Może więc choć dla chłopca?
Ciekawy klimat bieszczadzkiej dziczy i twardych ludzi, którzy rzadko kiedy okazują uczucia. To zmaganie się z demonami, szukanie zapomnienia choćby w alkoholu, próba zagłuszania bólu, zostało świetnie uchwycone. Te postacie się nie tyle lubi, co im współczuje, jednak w ich decyzjach, nawet jeżeli nas czasem wkurzają, jest coś co rozumiemy... Któż nie popełnia błędów, których potem nie potrafi naprawić, ale już nie potrafi się cofnąć.

Jest coś pięknego w tej historii i nie chodzi jedynie o sprawność w posługiwaniu się językiem, budowanie klimatu. Pokochałem tą powieść drogi i te postacie, przyglądając się tym jak różne mogą być oblicza miłości. Ojciec i syn zbliżą się do siebie, choć nie będzie to łatwe doświadczenie i wiele będzie ich kosztować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz