Film twórców przebojowych "Nietykalnych" nie jest takim samym ciepełkiem, który wtedy nam zafundowano do serducha, choć opowiada o podobnej historii. Ba, nawet niejednej. Ma w sobie jednak dużo więcej goryczy, coś z dokumentu (bo historia jest autentyczna), a mimo wszystko chyba nawet jeszcze bardziej potrafimy z szacunkiem pomyśleć o wszystkich tych, którzy pracują z ludźmi z różnymi zaburzeniami rozwojowymi. I z sympatią o ich podopiecznych. Bo przecież ta "trudność" jaką definiujemy czasem w kontakcie z nimi, nie wynika z ich złej woli, a często różne napady agresji, wywołujemy my sami, nie potrafiąc podejść do nich w odpowiedni sposób.
Nadzwyczajni to opowieść o ludziach, którzy w odruchu serca postanowili poświęcić się pracy z tymi, z którymi nikt pracować nie chciał. Serio. Lekarze, różne ośrodki, gdy już tylko kończył się okres, w którym musiały się nimi zajmować, bo np. byli nieletni, potem machali ręką. Co mają więc zrobić rodziny, które i tak poświęcają im masę czasu? Zgodzić się na faszerowanie lekami zmieniającymi ich dzieci w rośliny? Bruno i Malik (świetni Vincent Cassel i Reda Kateb) prowadzą dwa podobne do siebie ośrodki o organizacje i robią to nie ukrywajmy trochę na wariackich papierach, bo przy pomocy przyjaciół, sponsorów, rozwiązując problemy w nietuzinkowy sposób, często ostatnią chwilę. Dla nich ważne jest, by być dla każdego ze swoich podopiecznych, nawet całą dobę do dyspozycji. I wciągają w to innych - zbierając tzw. dzieciaki ulicy, młodych ludzi bez zajęcia, z biednych domów, by czynić ich wolontariuszami dla ludzi z zespołem Downa, z Aspergerem, autyzmem i masą innych zaburzeń. Wyciągają do nich pomocną dłoń, ucząc czym jest taka praca i przygotowując do zawodu, do studiów w obszarze pomocy socjalnej, pedagogiki, rehabilitacji...
I do takich ludzi, którzy poświęcają prawie całe swoje życie, przychodzą urzędnicy z oskarżeniami, że to przecież samowolka, że niesprawdzone metody, że ryzyko, że nieprzygotowani opiekunowie bez profesjonalnych szkoleń itd. Ech...
Że przesłodzone i unika opowiadania o trudnościach? Ale za to jakoś lepiej na sercu się robi, że są takie osoby.
Może i nie będziecie płakać jak na melodramacie, nie będziecie śmiać się jak na komedii, ale zachęcam Was do zobaczenia tego mądrego i wzruszającego filmu. Choćby po to, by zrozumieć to ile dla ludzi z różnymi ograniczeniami znaczy każda cząstka życia, w której doświadczają samodzielności i akceptacji. I jak ważne jest, by ich w tym wspierać. Samemu ucząc się od nich być może nawet więcej, niż oni od nas. Bo ten cytat z filmu, który wpisałem w tytule notki jest jak najbardziej prawdziwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz