poniedziałek, 20 stycznia 2020

Rigoletto w plenerze, czyli fascynująco, ale...


Do wybranych kin Cinema City w całym kraju od jutra wchodzi nowy projekt Aria on Screen, który w zamyśle ma przybliżyć większej ilości osób możliwość obcowania ze sztuką wyższą – operą. Wiadomo, nie każdego stać na bilet do opery, niekiedy nawet nie ma jej w pobliżu, trudno dojechać a potem wrócić do domu. Dostęp do kina ma większa rzesza odbiorców, bilety tańsze. Poza tym można będzie obejrzeć inne inscenizacje, inne wykonania niż te prezentowane na rodzimym gruncie. Program nazywowkinach.pl, który przeprowadza transmisje i retransmisje z Metropolitan Opera w Nowym Jorku ma już swoich zwolenników i wiernych fanów, ten nowy projekt prezentowany w Cinema City przedstawiać będzie opery z festiwali operowych, może w bardziej nowoczesnej, innowacyjnej oprawie. 
Cykl Aria on Screen rozpoczyna się operą Rigoletto, a potem czeka nas m.in. Aida i Czarodziejski Flet.



Opera „Rigoletto” grana na scenie zbudowanej na tafli Jeziora Bodeńskiego w Bregencji, podczas zachodu słońca – tego jeszcze nie było. Zamysł szlachetny i widowiskowy…
Opera „Rigoletto” G. Verdiego, do której libretto napisał F.M. Piave, na podstawie dramatu V. Hugo „Król się bawi”, to jedna z najpiękniejszych oper klasycznych. Kompozytor stworzył w niej piękne, wzruszające duety, które niosą emocje bohaterów: miłość, strach, rozczarowanie, rozpacz. Czarowna muzyka Verdiego i utwory rozpisane na arie i duety przede wszystkim dla głównych bohaterów: Rigoletto – błazen książęcy (baryton), Gilda – jego córka (sopran) oraz książę Mantui (tenor) niosą w sobie niebywały ładunek emocjonalny.


Młoda, piękna Gilda, córka błazna książęcego zostaje omamiona pięknymi słówkami księcia, porwana i uwiedziona. Jej ojciec, Rigoletto, który bez umiaru kpił i szydził z uczuć innych, kiedy książę uwodził i porzucał żony i córki swoich dworzan, zostaje w końcu przeklęty przez jednego z nieszczęśników. Niebawem sam zostaje okryty hańbą przez księcia, zaczyna wierzyć, że to przez rzuconą na niego klątwę i aby ją zdjąć z siebie poprzysięga zemstę. Kiedy sam staje się pośmiewiskiem dworzan, dla których wcześniej był bez litości, zdaje sobie sprawę ile wyrządził innym krzywdy. Teraz pragnie śmierci księcia, który zabawia się ludźmi i za nic ma ich uczucia . Jednak poprzez splot różnych zdarzeń ginie jego córka Gida…


Kostiumy uwspółcześnione, scenografia mocno udziwniona choć niebywale piękna. Za scenografię odpowiadał Philipp Stolzl, reżyser sceniczny i filmowy (m.in. oper, teledysków dla Madonny i zespołu metalowego Rammstein), miała więc ona w sobie coś z widowiska koncertowego. Scena obsadzona na kilku platformach wymagała od wykonawców niebywałej sprawności fizycznej. Śpiewacy poprzypinani linami asekuracyjnymi śpiewali na pochylniach, schodzili z głowy i rąk scenograficznego pałacu i domu Rigoletta, śpiewali w gondoli balonu, na drabinie donikąd. Było to inne, fascynujące, dziwne. Piękne. Wszyscy się zachwycają pomysłem i ja też. Mam tylko pytanie: czemu to służy w tej pięknej operze? Czemu służą popisy cyrkowców jeżdżących na jednokołowym rowerze, czemu służą dworzanie przebrani za małpy, po co balon z gondolą? Jedno wielkie zaskoczenie, udziwnienie i… smutek. Mam mocno niejednoznaczne odczucia, bo patrząc na to widowisko mam wrażenie, że w tym wszystkim ginie sama opera, a więc to do czego stworzono ten projekt. To OPERA powinna być na pierwszym miejscu. Muzyka, śpiew, głosy, treść, emocje. A tu scenografia wysuwa się na pierwsze miejsce, a to rozprasza. Jeśli widzę księcia na głowie scenograficznej, przypiętego liną, to początkowo podziwiam jego umiejętności, ale potem mózg mi podpowiada co by było gdyby się poślizgnął. I już nie myślę o tym co i jak śpiewa. Giną również emocje. Gdyby projekt dotyczył inżynierii scenicznej – zachwycałabym się tym bardzo. A tak sama opera w tej inscenizacji przegrywa ze zbyt dziwną scenografią. Ale to tylko moje odczucia.


Zamknęłam oczy i dopiero wtedy dotarło do mnie piękno wykonania. Brzmienie sopranu Melissy Petit (Glilda) jest bliższe mojemu sercu niż sopranu Anny Netrebko, zostałam wręcz nim uwiedziona. Równie piękne były głosy męskie: Vladymira Stoyanowa w tytułowej roli (baryton) oraz księcia – Stephana Costello (tenor). A przecież i pozostali śpiewacy mieli piękne arie do odśpiewania. CC Arkadia zapewniła świetną jakość dźwięku i słuchało się tego wręcz bajecznie.
Czy projekt znajdzie uznanie – zapewne tak, wśród ludzi młodych, lubiących nowinki, zaskoczenia, chcących poznać coś innego. I dobrze. Może część z nich pokocha operę i pozostanie przy niej na dłużej. Oby. Sama chętnie poznam kolejne opery prezentowane w tym projekcie. Zapewne będzie Aria on Screen przyjazna również dla osób chcących przypomnieć sobie najpiękniejsze opery a z różnych powodów nie mogących obejrzeć ich pełnej trzy/cztero godzinnej wersji. Aria on Screen jest zamknięta w krótszym, dwugodzinnym spektaklu.
Polecam zobaczyć ten projekt i samemu ocenić. Bo jest to widowisko wyjątkowo zaskakujące, a właśnie w tym tygodniu zaczynają się pierwsze pokazy.

MaGa

1 komentarz:

  1. Mega świetna inicjatywa, myślę, że przyciągnie naprawdę sporo widzów przed ekrany. Szkoda że u mnie w mieście nie ma już CinemaCity, bo z chęcią bym się wybrała. :)

    OdpowiedzUsuń