W
chłodny wieczór jakim nas przywitał grudzień, wybraliśmy się
kilkuosobową grupą do Promu Kultury (Saska Kępa) na spektakl „100
minut dla urody”, w reżyserii Magdy Smalary, inspirowany i oparty
na twórczości Wisławy Szymborskiej. Mieliśmy więc możliwość
przeglądu różnorodności literackich jakimi „parała się”
nasza noblistka. Były wiersze, była proza, limeryki i moskaliki, a
wszystko to przyprawione gracją i urodą czterech aktorek, które z
wdziękiem i subtelnym humorem prezentowały je na scenie w
towarzystwie tria muzycznego. Na scenie cztery aktorki: Magda
Smalara, Joanna Trzepiecińska, Katarzyna Dąbrowska oraz Izabela
Bukowska-Chądzyńska, w strefie muzycznej: Urszula Borkowska
(piano), Wojciech Gumiński (kontrabas) oraz Marcin Świderski (flet,
saksofon). Tych kilka osób wyczarowało wieczór pełen poezji
przyprawiony ciepłym i życzliwym stosunkiem do bliźnich i samego
życia charakterystycznym dla zawsze uśmiechniętej Pani Wisławy, z
muzyką „na żywo”.
Jeśli
zna się twórczość Wisławy Szymborskiej ten spektakl pokaże
możliwości interpretacyjne jakie można wyczarować z jej wierszy;
od krótkiej formy dramatycznej po nostalgiczną poezję poprzez
humorystyczne moskaliki. Jeżeli jednak tej twórczości się nie zna… to jest ten spektakl bardzo dobrym wstępem do tego, by jednak ją
poznać. Bo jak powiedziałby Lucjan Kydryński w minionej epoce
jest to spektakl „lekki, łatwy i przyjemny” w odbiorze choć
jednocześnie mądry i poetycki, ze szczyptą serdecznej ironii do
ludzkich słabości i (niestety) głupoty oraz niesamowitym
umiłowaniem samego życia.
Na
scenie cztery aktorki, z różnymi głosami i temperamentem, ale ten
zespół stworzył czarowny wieczór (mimo początkowych trudności
ze sprzętem). Kostiumy jak z epoki młodości Szymborskiej –
kobiece, eleganckie… miło było popatrzeć. Aktorska
interpretacja tekstów była dla mnie odmianą od sieczki oglądanej
w tv. Piękne gesty, przechylenie głowy, zmrużenie oczu, uśmiech w
kącikach ust czy tupnięcie zgrabną nóżką spod spódnicy na
tiulowych halkach – to jest ten czar aktorskiego wykonania. Nie
będę opisywać kto, co śpiewał i jak interpretował, ale było to
ożywcze i najzwyczajniej – ładne.
O ile Joannę Trzepiecińską widziałam już śpiewającą
(„Żarcik a propos”), więc nie było dla mnie zaskoczeniem, że
pięknie śpiewa i świetnie czuje się na scenie o tyle pozostałe
panie były dla mnie niewiadomą i – a ostatecznie – wielką
pozytywną niespodzianką.
Tak
się złożyło, że nigdy nie widziałam na scenie Izabeli
Bukowskiej-Chądzyńskiej, i Magdy Smalary , a tu obie panie z
wdziękiem i uśmiechem recytują i śpiewają, mają ładny gest
sceniczny i pięknie poruszają się na scenie.
Natomiast Katarzyna Dąbrowska to dla mnie odkrycie sezonu i
efekt WOW. Dopiero co podziwiałam ją w „Hamlecie” i nawet mi
przez myśl nie przeszło, że ona śpiewa! Zwróciłam uwagę na tę
aktorkę Współczesnego właśnie ze względu na jej głos…
niski, matowy, „zimny” (uwielbiam takie głosy, szczególnie u
kobiet, bo to zjawisko rzadkie i zaskakujące. I mocno
charakterystyczne), a tu proszę! Jej interpretacje wbiły mnie w
fotel.
Każda
z aktorek inna i każda bardzo dobra. Lubię spektakle, gdzie każdy
jest „na swoim miejscu”, a tu tak jest. Bardzo miły wieczór,
ciepły mimo chłodu za oknem, nastrajający pozytywnie do życia.
Polecam.
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz