czwartek, 20 grudnia 2018

Miłość szuka mieszkania, czyli komedia z getta

Gdy słyszysz: komedia z getta, może myślisz sobie: jak można się śmiać? Ale przecież to nie jest rzecz napisana teraz, nikt sobie nie żartuje z tego co się tam działo - Jerzy Jurandot napisał ją właśnie w getcie i tam ją właśnie wystawiał. Potem sztuka wraz z innymi zapiskami była zakopana i choć wydobyto ją na światło dzienne, przez wiele lat była zapomniana.
Właśnie dziś oglądałem dokument "Kto napisze naszą historię" (Kino Atlantic - polecam, bo chyba mało kto będzie to puszczał) i pomyślałem, że to być może właśnie wśród tych okruchów pamięci, świadectw i dokumentów opisujących różne aspekty życia w getcie, zbieranych przez grupę w ramach projektu "Oneg Szabat" był również tekst tej komedii. Ten jeden egzemplarz, dzięki któremu możemy teraz powrócić
do tamtych dni, śmiać się z podobnych rzeczy, z jakich śmiano się i wtedy, pomyśleć nad tym czemu to było dla tak ważne, by w tak trudnych czasach nie porzucać również prób dostarczenia ludziom odrobiny wytchnienia, zapomnienia. Odebrano im tak wiele, ale wciąż zapaleńcy, prawie do końca podejmowali się misji prowadzenia nie tylko stołówek, ale i teatrów czy szkół. Nie dać sobie odebrać godności, człowieczeństwa, prawa do pamiętania o tym jak było, zapomnieć choć na chwilę o głodzie i o tym, że kolejnego dnia może już nie przeżyją.
To połączenie brzmi dziwnie, ale to prawdziwa komedia z warszawskiego getta.



Nie widać i nie słychać w niej jeszcze grozy ostatnich miesięcy, choć już w rozmowach sporo jest na temat niedostatków z aprowizacją i konieczności kombinowania i pomysłowości (marmolada z buraka lub rybka z koniny). Podstawowym problemem jak się okazuje był swój własny, wymarzony przez młodych kąt, w którym mogą zamieszkać. Do getta, w którym było dość niewiele mieszkań, na siłę wprowadzono tyle ludzi, że o taki kącik nie było łatwo.    
Choć Ada i Mundek dostali właśnie przydział z biura kwaterunkowego na własny, ciasny pokoik, los jest złośliwy i okazało się, że będą się musieli tym miejscem podzielić. Na szczęście Marian i Stefcia wydają się sympatyczni, a ona w dodatku okazuje się bliską znajomą Mundka. A co potem? Samo życie. Rozbieżność charakterów, zabawne sytuacje, goście i gospodyni, którzy wprowadzają dodatkowe zamieszanie, namiętność... Farsowo i lekko.
"Miłość szuka mieszkania" to komedia dość brawurowa, wykorzystująca pewne przerysowania i pokazująca życie w getcie (raczej początki jego funkcjonowania), trochę od innej strony. Ludzie się przecież nie przestali kochać, marzyli o przyszłości, a jednocześnie szukali chwili wytchnienia, choćby właśnie w komedii. Stwarzanie choćby pozorów normalnego życia, pozwalało zachować więcej siły, nadziei na przetrwanie.  
W oryginale zdaje się było więcej piosenek, nawet bez nich jednak wciąż ten tekst może bawić. Choć warto dodać, że cały czas z tyłu głowy mamy pamięć o tym kiedy i w jakich okolicznościach powstał.
Młodzi ludzie z Teatru Ekipa, którzy przygotowali tę sztukę w koprodukcji z Teatrem WARSawy, grają żywiołowo, z pasją, tam gdzie trzeba przerysowując swoje postacie. Przypominają kawałek historii tego miasta, a jednocześnie dostarczają trochę zabawy. "Miłość szuka mieszkania" będę wspominał z dużą sympatią, doradzając znajomym, żeby też się na to wybrali.
Miłość szuka mieszkania
tekst:
Jerzy Jurandot reżyseria: Jan Naturski

A więcej fot ze spektaklu, autorstwa Marty Ankiersztejn znajdziecie na FB.


Teatr WARSawy po raz kolejny przyjął pod swój dach świetną ekipę. Tym razem Teatr EKIPA z przeuroczą komedią p.t.: „Miłość szuka mieszkania”. Sztuka napisana przez Jerzego Jurandota. Kiedy śmiejemy się na widowni, aż trudno uwierzyć, że ta sztuka została napisana w Getcie Warszawskim i tam grana dla pokrzepienia serc. Bawi również dzisiaj.
Nie będę opowiadać treści, bo zepsuję zabawę innym, powiem tylko, że to perypetie dwóch młodych małżeństw i jednego związku nieformalnego, które poszukują kąta do zamieszkania, żeby stworzyć swój raj na ziemi. Znajdą - zdradzę, jednak po drodze ubawią nas wspaniale.
W „naszym” przedstawieniu prym wiodła Dagmara Bąk – jako Ada. Pięknie przerysowana rola żony – super gospodyni, która załamuje ręce nad niedoskonałościami męża… no, piękna była. Śmialiśmy się do rozpuku, kiedy była „napalona” na Mariana albo sprawnymi ruchami zdejmowała ze stołu dania przed łapczywością Zybermana. Albo to całowanie po rączkach Stefci – perełki. Monika Kaleńska w roli Stefci też niczego sobie. Taka panienka pomiędzy: „jaką mnie Panie Boże stworzyłeś – taką mnie masz” a „ja jestem do kochania”. Ładniutka, ni to tancerka ni to śpiewaczka, ale szczera, dobroduszna i trochę wamp. Niusia – Ewa Bonecka, dziecko ulicy. Żywiołowa, łapczywa na życie, taka co to „serce na dłoni”. Kumpla pocieszy, wódki się napije, rozrusza towarzystwo.
Partnerują im: Maciej Nawrocki jako Józek-muzyk (mąż jednej) i Jędrzej Taranek - Marian (mąż drugiej). Tak jak żony, mężowie są skrajnie różni. Wywołuje to zarówno konflikty w małżeństwach jak i zachwyty na widowni, bo stwarza przekomiczne sytuacje. Śliczny był Marian z tą swoją niezgułością i miłością do konserwatywnych zachowań żony, dodajmy cudzej. Natomiast Józek autentycznie wzruszył mnie grą na strzypcach. Oliwy do ognia dolewa Mundek (Sławomir Doliniec)– pijaczek, który wpada, namiesza i poleci dalej (albo padnie za łóżkiem) i Zyberman (Jan Natrurski), który zjawia się nie w porę. I oczywiście gospodyni, która pilnuje całego tego kramu z lokalami – w tej roli Paweł Ferenc. Góruje wzrostem nad wszystkimi, co już stawia lokatorów niejako pod ścianą i też stwarza swoim pojawieniem zabawne sytuacje.
I bawimy się wszyscy doskonale i tylko momentami wpadnie nam w oko gwiazda Dawida na rękawach ubrań albo zgrzytnie coś w rozmowach z Zybermanem… A ten zgrzyt to przypomnienie kto i kiedy to napisał i dla kogo. Oraz… i dlaczego.
Bardzo sympatyczna, ożywcza, dynamiczna komedia, którą polecam każdemu.
MaGa

1 komentarz: