wtorek, 16 stycznia 2018

Alicja ♥ Alicja, czyli razem w szczęściu i smutku

Dwie młode kobiety wchodzą na niewielką scenę, witają się, jakby trochę speszone, sprawiają wrażenie jakby dopiero ustalały która z nich ma zacząć mówić i o czym. Tak zaczyna się sztuka autorstwa Amy Conroy, wyreżyserowana przez Marię Seweryn, wystawiana od czasu do czasu w Och Teatrze. Ten motyw: mamy przed sobą nie aktorki, ale dwie zwyczajne dziewczyny, które znalazła reżyserka, by jej spektakl był bardziej prawdziwy, będzie do nas powracał. Całość ma sprawiać wrażenie nie tyle sztuki, co spotkania, na którym obie kobiety opowiadają swoimi słowami o tym jak wygląda ich relacja. Żartują, denerwują się, czasem emocje biorą górę i trudno kontynuować jakiś wątek, a innym razem rozkręcają się, mówiąc chyba nawet więcej niż planowały.

Ciekawy pomysł i mimo pierwszego wrażenia sztuczności, po chwili wchodzimy w tę konwencję, na pewien czas zapominając o tym, że to wszystko jest wyreżyserowane i zagrane. Duża w tym zasługa Aleksandry Domańskiej i Aleksandry Grzelak, które potrafią włożyć w ten tekst dużo uczuć. Sposób w jaki na siebie patrzą, jak uzupełniają tę historię, czasem się przekomarzając, to znów wspierając przy trudniejszych fragmentach, czułość jaką wyczuwamy w ich słowach, gestach - wszystko to sprawia, że cała ta ich opowieść staje się bardziej przekonująca, naturalna.


W tej sztuce nie chodzi, jak być może ktoś mógłby się obawiać, o jakiś głośny coming out, wykrzyczenie całemu światu swojej postawy i zachęcania innych do eksperymentowania w związkach homoseksualnych. Owszem - są tu momenty trochę zbyt "łopatologiczne" (niech każdy wybierze się na paradę równości!), ale skoro widać w tak wielu osobach masę uprzedzeń, to nie dziwmy się, że niektórzy mają tak ogromną potrzebę walki o to by one zniknęły. Jak dla mnie to nawet spokojnie można by z tego zrezygnować, bo to co jest siłą "Alicja ♥ Alicja", to fragmenty opowiadające o zwyczajnym życiu. Obie bohaterki mają za sobą różne doświadczenia i trudne chwile, decyzja o związku wcale nie była prosta i było w nich sporo obaw. Tyle, że przecież to właśnie samo życie. Dzięki porzuceniu masek, mówieniu szczerze o uczuciach, potrzebach, obawach i nadziejach, dajemy sobie szansę na coś bardziej prawdziwego niż przelotna znajomość. One właśnie tego potrzebowały. I znalazły w sobie nawzajem. Naturalność, bliskość, akceptowanie się mimo różnic, pragnienie przychylenia nieba tej drugiej połowie, czyż nie na tym polega związek? W zdrowiu i chorobie. W szczęściu i smutku. Czy naprawdę nie potrafimy uwierzyć w to, zaakceptować faktu, że może to zadziać się między osobami tej samej płci?

To jest właśnie mocną stroną tej sztuki: słuchasz opowieści o zakochaniu się, o urządzaniu mieszkania, zwyczajnych codziennych sprawach, kłótniach, wakacjach, radościach przeżywanych razem. I naprawdę nie gra roli to, że opowiadają o tym dwie kobiety. Ważne są te uczucia, jakie czujemy, że wibrują między nimi. A to naprawdę bardzo wiele. 
Kameralnie, bo praktycznie bez żadnych dekoracji, dwie aktorki i ich opowieść, a satysfakcja może nawet większa niż na głośno reklamowanych produkcjach. Ciekawy pomysł, dobry tekst, w mądry sposób wykorzystane, a w efekcie przedstawienie, które wlewa w serducha widzów sporą dawkę ciepła i miłości. Wypadu na "Alicja ♥ Alicja" w Och Teatrze na pewno nie żałuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz