Ostatnie moje doświadczenia z komediami w teatrze nie zawsze były udane - farsa jedynie z pozoru jest łatwą drogą do serca widza. Tu łatwo wyczuć każdy fałsz, sztuczność, szarżowanie, to czy zespół bawi się tym co gra, czy też traktuje to jedynie jako chałturę do odbębnienia. W każdym mieście można znaleźć kilka tytułów, które są pewniakami, ludzie szukają znanych twarzy, żeby mieć jeszcze większą frajdę i w ten sposób teatry zapewniają sobie komplety, mogąc wystawiać też rzeczy bardziej ambitne. I w sumie dobrze. Trochę inny rodzaj widza, inna atmosfera, ale wiecie co? Choć zdecydowanie preferuję sztuki poważniejsze, dobra komedia stanowi cudowną odmianę i pozwala na pozbycie się napięcia, czy zmęczenia. Moją pierwszą wizytę w Teatrze Capitol (gościnnie w ich progach Teatr Gudejko) zaliczam właśnie do tego typu doświadczeń. Szedłem trochę zmęczony, środek tygodnia nie zawsze daje komfort luzu, nie spodziewałem się nic rewelacyjnego, nastawiając się bardziej na sprawienie przyjemności żonie, która uwielbia komedie... Blisko trzy godziny zabawy sprawiło, że oboje wracaliśmy w wyśmienitych humorach.
Jest chwilami bardzo zabawnie, ale jest i miejsce na moment refleksji, pokazanie, że liczy się nie tylko kontakt fizyczny, ale więź, czułość, pamięć i to właśnie dzięki nim odkryć można w związku coś więcej. Doceniam to i mimo, że energia chwilami ciut spadała (scenka z chorym i jego przyjaciółką z dawnych lat), uważam iż wszystko fajnie łączy się w całość.
Spektakl pokazywany jest nie tylko w Warszawie (tu ponad dwa lata komplety), ale jak większość produkcji Teatru Gudejko, od czasu do czasu rusza "w trasę" - polujcie więc na niego, bo w odróżnieniu od niektórych produkcji, które mają śmieszyć, a raczej wprawiają widza w zadziwienie nad poziomem żenady, "Między łóżkami" jest komedią zabawną i mimo "sprośnego" tematu, nie przekraczającą granic wulgarności.
fot. Grażyna Gudejko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz