Skoro film na plakacie używa określenia "Totalnie pojebane" to znaczy, że chyba idealnie pasuje do kącika dla wytrawnych kinomaniaków, prawda?
Wszędzie przeczytacie o długich owacjach widzów na festiwalach filmowych, zachwytach krytyków, ale uprzedzam - chwilami ten film przypomina raczej kino klasy B a nie wielkie arcydzieło.
Niby to zamierzone, ale przesada z jaką mamy do czynienia w finale moim zdaniem jest niepotrzebna i trochę psuje wrażenia z całości. Gdy widza oplujesz, oblejesz krwią, wcale nie sprawisz, że twoje przesłanie będzie lepiej utrwalone. Przyznam jednak że reżyserka Coralie Fargeat osiągnęła efekt - trudno o tym filmie zapomnieć i wszyscy, którzy go widzieli, o nim rozmawiają.
Gdy widzisz w obsadzie Demi Moore trochę się obawiasz, czy nie będzie to dla niej po prostu kolejna okazja, by pokazać że jest wciąż w formie. I początek właśnie trochę w tym nas utwierdza - gra ona gwiazdę, która choć jej sława już trochę przygasa, wciąż prowadzi własny program z ćwiczeniami w telewizji, ma jakieś kontrakty reklamowe i generalnie wcale nie ma zamiaru odchodzić na emeryturę.
To show biznes, czy raczej jak pokazuje reżyserka, faceci którzy za nim stoją, podejmują decyzję za nią - chcą młodości, świeżości, energii. Bohaterka zaczyna więc zastanawiać się czy to jej koniec - czyżby miała już jedynie siedzieć w domu, a wszyscy o niej zapomną? Gdy patrzy w lustro, widzi przecież że choćby nie wiem jak się starała, wieku i procesu starzenia się nie oszuka. I tu pojawia się dziwna oferta, o której nie może przestać myśleć. Dzięki Substancji, możesz wyprodukować własną kopię, ale dużo młodszą, piękniejszą. Twoja świadomość będzie więc już nie w jednym, ale w dwóch ciałach, z tym że każde będzie mogło żyć na własną rękę, korzystając z soków drugiego i zamieniając się co tydzień. To warunek.
I domyślacie się pewnie, że jak to bywa w życiu, wszystko wymyka się spod kontroli. Kopia aż błyszczy i wszyscy na jej widok się ślinią, więc dla Elisabeth Sparkle, choć cieszy się z jej sukcesów i popularności, to przecież niełatwe, bo tym bardziej uświadamia sobie, że ona już tego nie zazna.
Dramatyczny obraz przemijania, czy nawet wręcz rozpadania się, zarówno psychicznego, jak i fizycznego, kapitalnie pokazany przez Demi Moore (będą nagrody) to jedna ze stron filmu, ale chyba ważniejsze jest przesłanie na temat kultu młodości, fascynacji tym co nowe, świeże, wciąż powtarzane koło popularności, gdzie coraz szybciej możesz zostać zapomnianym.
Thriller erotyczny, ale jednocześnie ostra satyra na świat ludzi pracujących w telewizji, w rozrywce. Mocne kino, świetnie przemyślane, zrealizowane... I tylko ten koniec rodem z kiczowatych horrorów.
No i kapitalny motyw z Aleją gwiazd!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz