niedziela, 3 listopada 2019

Rock of Ages, czyli niegrzecznie i z przytupem


Dwa zaległe spektakle z października, oba muzyczne i chyba najwyższy czas o nich kilka zdań. M. doliczyła się w tym roku już 80 spektakli, na kolejny idziemy razem w środę, ja prawdę mówiąc nie liczę, ale cieszę się, że dzięki niej mobilizuję się do szybszego pisania, no i wiele notek teatralnych piszemy razem.

Dziś jednak sam, choć mam wrażenie że spektakl teatru Syrena, ich najnowsza premiera, mogłaby przypaść jej do gustu. Co prawda widziałem kilka osób w podobnym wieku, które nie zostały na drugi akt, ale to chyba po prostu kwestia nastawienia. Jeżeli ktoś zostanie uprzedzony, że idzie na coś bardziej "niegrzecznego", myślę iż będzie się bawił fajnie. A jak ktoś lubi rocka, to już uśmiech na twarzy będzie gwarantowany.



Repertuarowo i reżysersko to na pewno dość odważna decyzja (a stoi za nią dyrektor, czyli Jacek Mikołajczyk). Pikanteria, humor, ciężka muza, sprawiają, że ten musical pokocha trochę inna publiczność niż ta, która zwykle zagląda do teatrów na tego typu spektakle. Tylko niech fama o nim pójdzie. Trzymam kciuki, żeby nie było tak jak kiedyś z Rocky Horror Show w Och-Teatrze gdzie niestety tytuł długo nie przetrwał. Oby więc tym razem publiczność dopisała.
Skoro środowisko rockmanów, to nie zabraknie nie tylko muzyki, ale i tego z czym zwykle kojarzymy rockową otoczkę (czyli sex & drugs). Może nie jest tak żeby widz dużo zobaczył, ale co sobie wyobrazi to jego, a w różnych scenach raczej nie owija się w bawełnę, tylko wali prosto z mostu. Humor chwilami powiedziałbym "po bandzie", dużo więc zależy od tego, jak zareaguje publika. Najbardziej podobały mi się chyba dowcipy nawiązujące do samego Teatru Syrena i tego jak przy skromnych warunkach nadrabiają tupetem i bezczelnością. To się sprawdza i w sumie bawię się u nich lepiej niż na innych scenach, gdzie podobno wszystko jest dopieszczone do perfekcji.
Oto Burbon Room, legendarny klub w LA, miejsce gdzie od lat gromadzili się ludzie kochający rocka. Tu pracuje w barze Drew, marzący o karierze muzyka, tu zatrudnia się również Sherrie, naiwna dziewczyna z prowincji, która chce robić karierę aktorską. Uczucie tych dwojga będzie niby w centrum historii, choć tak naprawdę wcale nie są cały czas na pierwszym planie. Spektakl to dzieło zespołowe i to się czuje - jest tu naprawdę sporo ciekawych postaci i każda z nich będzie miała okazję się pokazać. I będzie to raczej pazur, niż wrażliwość. Całość ma trochę zadziorny charakter i nie chodzi jedynie o walkę z deweloperem i władzami miasta o utrzymanie klubu, raczej o to, by udowodnić sobie i światu, że ma się prawo żyć tak jak się chce. Czasem zabrzmi kpina z naiwności, drwiący śmiech z kogoś kto dał się wykorzystać, ale częściej dostaniesz jednak klepnięcie w plecy - weź nie pie...l, wstawaj i zasuwaj dalej.

Rock of Ages to spora dawka energii i zapomina się o tym iż ta scena niewielka, bo muzyka i to co widzimy naprawdę robi wrażenie. Muzyka, stroje, klimat - to wszystko przenosi nas w lata 80, ale nie czuje się jakiegoś zażenowania - nogi chodzą, a oczy się śmieją...
Duże brawa dla całego zespołu! A Lonny (Filip Cembela na zmianę z Glapińskim) w roli narratora tej historii po prostu kapitalny.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz