Scena Debiutów prezentowana w Teatrze Warsawy potrafi zaskakiwać. Taka różnorodność spektakli: komedia, dramat, spektakle muzyczne, stand-up, a wszystkie są niestety jak meteory… zabłysną dwa, trzy razy w miesiącu i niejednokrotnie znikają na dłużej. Taki swoisty czar chwil, które zaraz odpłyną i mogą się nie powtórzyć. Toteż pilnujmy repertuaru tego Teatru, bo warto go odwiedzać.
Byłam już na sztuce improwizowanej w innym teatrze i okazało się, że był to okropny niewypał, dlatego „z pewną dozą nieśmiałości” szłam na spektakl, który też miała improwizować widownia. I cóż za miłe, sympatyczne i radosne doświadczenie! Grupka odważnych debiutantów: Weronika Kozakiewicz, Zuzanna Galewicz, Anna Grochowska, Katarzyna Pilewska, Nikodem Księżak i Jakub Mikołajczak wraz ze swoim mentorem Adamem Krawczukiem przy współudziale Wojtka Tremiszewskiego stworzyli wraz z widownią zabawny spektakl, na którym bawili się wszyscy. I widownia i aktorzy.
Zrazu wolniutko (choć już z uśmiechem na ustach) Wojtek Tremiszewski rozgrzewał widownię, a trzeba przyznać, iż ma do tego dar nieprzeciętny i robi to z takim wdziękiem, z taką serdecznością, że osoby, które nie chcą wchodzić w interakcję z aktorami - po kilku minutach pierwsze włączały się do zabawy. Bo ten spektakl to była zabawa. Zdecydowanie lepsza dla widzów niż dla debiutantów, którzy musieli dzikie pomysły widowni przedstawiać w kolejnych scenkach. A scenki były różnorodne. Widownia wymyślała wszystko: zawody dla aktorów, sytuacje, kazała im włączać pisane przez siebie zdania w sytuacje zupełnie nieprzystające do siebie, w dodatku jedną scenkę musieli grać w trzech różnych konwencjach, na różne sposoby, inną scenkę musieli grać z coraz mniejszą ilością uczestników, których eliminowali widzowie. Trzeba przyznać, że improwizowane było wszystko, od A do Z. Były to istne „cuda na patyku”, a co najważniejsze debiutanci dawali sobie ze wszystkim radę. Sami też mieli świetne pomysły, przejawiali inwencję na wszelkie możliwe sposoby… jednym słowem: wielkie brawa!
Nad całością czuwali Adam Krawczuk i Wojtek Tremiszewski, nie pozwalali ani na chwilę przestać toczyć się zabawie, pilnowali tempa (niebywałe obroty), niwelowali ewentualne zawieszenie akcji. Przez to salwy śmiechu wybuchały co chwilę i śmieliśmy się wszyscy radośnie jak dzieci, choć rozrzut wiekowy widowni był ogromny. Muszę przyznać, że mam już sporo lat za sobą, ale jeszcze tak fajnego poniedziałku nie miałam. I tylko po wyjściu z teatru, z niejakim smutkiem pomyślałam, że TAKI wieczór już się nie powtórzy. Przyjdą inni widzowie, którzy wymyślą inne scenki, napiszą na karteczkach inne zdania, wymyślą innych celebrytów do obśmiania. I tylko w pamięci zostanie wspomnienie tej chwili, kiedy starsza pani mówiła do młodego chłopaka i jednocześnie słuchała od niego jacy są dla siebie pociągający seksualnie, zaśmiewając się do łez 😊. Z drugiej strony, czyż to nie piękne móc uczestniczyć w czymś co się nigdy nie powtórzy?
Polecam z całego roześmianego jestestwa!
Ta ekipa nie pozwoli Wam się smucić 😊.
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz