Najciekawsza tu jest chyba postać Elisy Esposito (bardzo dobra rola Sally Hawkins), dziewczyny postrzeganej jako dystansująca się od społeczeństwa, bez kontaktu, a przecież to jedynie pozory - gdy pozna się ją bliżej ze zdumieniem odkrywamy jak bardzo lubi muzykę, taniec, jak docenia wszelkie odruchy przyjaźni. Podobnie jak z ludźmi postępuje również z "potworem", obdarowując go jedzeniem, dźwiękami i po prostu obecnością. Proste gesty dają dużo więcej niż godziny "przesłuchań" z paralizatorem. Z całej tej bajki zapamiętuje się nawet nie samego potwora, ale jej szczęście, gdy może przy nim być. Choć miała wcześniej przyjaciół, teraz poczuła, że jest akceptowana cała, również z ciałem, które uważała za niedoskonałe.
Rodzące się uczucie i nadzieja, że oto uda się uratować stwora przed pokrojeniem na stole operacyjnym, napełnia widzów tak dużą dawką ciepełka, że chyba mało kto zawraca sobie głowę realizmem i prawdopodobieństwem. Jest ładnie i ma wystarczyć.
Szczerze powiem, że dla mnie to ciut mało, brakuje mi grozy, więcej tajemnicy, a całość ratowała jak dla mnie jedynie odrobina humoru. Tym razem więc kciuków nie trzymam - wolę te kilka tytułów, o których już wcześniej pisałem. Zresztą kilka jeszcze przede mną do opisania (choć już obejrzane).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz