Powracam do postaci Chaima Rumkowskiego. "Fabryka muchołapek" była ciekawa, ale pozostawiła niedosyt, dlatego dużo sobie obiecywałem po pamiętnikach jego sekretarki, zredagowanych przez Cherezińską - w końcu blisko 4 lata pracowała bardzo blisko przełożonego Judenratu w getcie łódzkim, znała sytuację "od podszewki". Niestety i tym razem pozostaję z niedosytem. Może planowana lektura "Biedni ludzie z miasta Łodzi" da mi trochę więcej odpowiedzi. A może jednak nie da się jednoznacznie ocenić wszystkich okoliczności i wydarzeń, w końcu wojna wpływała na ludzi w przerażający sposób i ofiary bardzo często nie kierowały się bardzo racjonalnymi przesłankami, walczyły o życie swoje, bliskich, a to w jaki sposób, dzięki czemu mogły przeżyć, pozostawało sprawą drugorzędną.
Trochę inaczej jednak myśli się o pojedynczych osobach, a trochę inaczej o kimś kto zarządza losami tysięcy - to już prawie inżynieria, przerzucanie cyferkami w tabelkach i jedno, dziesiątki czy setki obywateli, których trzeba oddać na stracenie, by uratować resztę, niewiele wzrusza. To budzi przerażenie i chyba nikt nie chciałby być w takiej sytuacji. W Warszawie nie chciano przykładać do tego ręki, Rumkowski godził się na wszystko czego żądali od niego Niemcy. Ale gdyby oceniać "po owocach" to jego polityka "przydatności" dla Rzeszy, okazała się zbawienna dla tysięcy ludzi, bo getto, w odróżnieniu od innych miasta, w Łodzi istniało prawie do momentu nadejścia Armii Czerwonej.
Czemu piszę o niedosycie? Etka Daum była młodą dziewczyną, poświęcała się pracy w sekretariacie nawet w niedziele, dzięki temu miała na pewno trochę lepsze warunki życia dla siebie i rodziny, miała informacje z pierwszej ręki o różnych zagrożeniach, więc trudno powiedzieć, by naprawdę czuła problemy ludzi żyjących w getcie na samym dnie. Ona ufa Rumkowskiemu, wierzy w jego wizję, pomysł, by przekształcić getto w wielką fabrykę, bo jeżeli będą przydatni, Niemcy nie będą chcieli się ich pozbyć. Widzi jak to funkcjonuje na papierze, więc choć żal jej pojedynczych ludzi, potrafi się wzruszyć i pomóc komuś jeżeli może (i jeżeli go zna), ale wiele też w niej żalu i nawet złości wobec tych, którzy Chaimowi nie ufają, atakują go, nie chcą pracować, wysuwają wciąż żądania lepszych warunków (co też należy zrozumieć, bo widzieli na jakim poziomie żyje administracja). On zbawca i nadzieja, a oni nie doceniają jak bardzo się dla nich poświęca, pracując od rana do nocy, użerając się z Niemcami i biorąc na siebie najtrudniejsze decyzje.
Ten dziennik daje dość mało wyraźny obraz życia w getcie, obserwujemy to trochę poprzez ilość zamówień żywności, zmagania z dostawcami, by była ona najlepszej jakości - dzięki temu możemy domyślać się głodu, trudnych warunków. Nawet kolejne transporty z getta (domyślali się, że jadą na śmierć), to suche liczby, które natychmiast i tak były zapełniane przez grupy dosyłane z innych miast i zza granicy. W najszerszym stopniu to obraz funkcjonowania administracji i gierek na górze - kto próbował odsunąć od władzy Rumkowskiego, komu mógł ufać, jak traktowały go władze niemieckie.
Etka pisze trochę o życiu prywatnym, to wybuchła jej prawdziwa miłość, którą podtrzymywali gorączkowo, mimo obaw, że i tak oboje mogą nie przeżyć, że to wszystko nie ma sensu. Strach przed tym co będzie następnego dnia, niepewność, ulga gdy miało się w miarę bezpieczną pracę, gdy dostawało się większe porcje żywności. To wszystko niby tu jest, ale nie poraża tak bardzo jak w innych relacjach z tamtych czasów. Może dlatego, że te wspomnienia były jakby spisywane na nowo, bo oryginalny dziennik zaginął w trakcie wojny, a pragnienie by samej nie przedstawić się w złym świetle, wpływało chyba na to żeby pokazać swego pracodawcę jako człowieka uczciwego i pragnącego ratowania tych, którymi czuł się przywódcą (władcą?).
Znowu niedosyt. Niby troszeczkę mam pełniejszy obraz tego jak powstało i funkcjonowało to dziwne żydowskie państwo (Rumkowski marzył, by działało nawet po wojnie), ja Niemcy robili na nim interesy, ale wciąż mi mało wiedzy na ten temat - czemu zgodzili się na to tylko w Łodzi, ile w tym zasługi samego "króla getta", a ile przypadku. W każdym razie liczby jakie zostały tu podane naprawdę robią wrażenie, szczególnie, że przecież niewiele było szans na napływ dobre jakości półproduktów do przetwarzania. Będę szukał więcej informacji na temat fenomenu łódzkiego getta, tego na ile warunki życia były tam lepsze, a przy kolejnej wizyty w tym mieście pewnie nie ominę miejsc pamięci tamtych czasów.
PS Brawa za sposób wydania - te kartki w kratkę, pożółkły papier robią wrażenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz