czwartek, 29 września 2016

Sługi boże, czyli po obejrzeniu skakać z wieży nie będę

Na początek dwa linki. Na miejsce rozstrzygnięć konkursowych pojawiła się notka o filmie z Filipin "Taklub".
A przy okazji dzisiejszego wpisu o filmie, nie można zapomnieć zajrzeć wcześniej do notki o książce. Jak to często bywa, ekranizacja nie dorównuje materiałowi literackiemu. Cholera, a przecież wydawało się, że jeżeli historia jest pisana od razu pod kątem scenariusza, to potem będzie łatwiej. Znów pojawia się w głowie określenie: jak na polskie produkcje, to jest nieźle. A kiedy zaczniemy robić takie filmy kryminalne/sensacyjne, by nie musieć dodawać tego "jak na nasze warunki"? Czy zawsze musimy obsadzać "gwiazdy", bo wydaje nam się, że ludzie je kupią? Czy nie lepiej zrobić casting pod kątem psychologicznego doboru do granej postaci? Szczególnie zgrzytnęła mi tu Małgorzata Foremniak, która może i ciało ma jeszcze niezłe, ale zbyt wiele więcej na ekranie to ona pokazać nie potrafi. Julia Kijowska też wypada blado, ale może dlatego, że w głowie mamy określony obraz dużo mniej mimozowatej niemieckiej policjantki. W dodatku to udawanie akcentu. Okropne...
Panowie lepsi, choć tu też w drugim planie niewiele ciekawego pokazują. W ogóle mam wrażenie, że film kręcono jakoś strasznie "po kosztach", bo gdyby policzyć aktorów (choćby policjantów z ekipy), którzy coś mówią, to chyba na 20 byśmy skończyli. Jak na film pełen akcji, coś blado nie? Zwłaszcza, że i samej akcji i napięcia też dużo mniej niż w książce. Słabe dialogi służą jedynie temu byśmy trochę lepiej zrozumieli intrygę i efekty śledztwa.



slugi-boze-4Fabuła jak to w filmach bywa musiała zostać okrojona i stąd widz może mieć wrażenie, że pewne wątki mu się nie kleją (np. podejrzenia wobec organisty, a potem nie dowiemy się czemu go zwolniono). Nie wiem czy za chwilę nie wrzucę spoilera. Bo mam wrażenie, że jedno chyba wyszło jedynie na dobre - uproszczenie sprawiło, że sprawa przekrętów w kościele i machlojek ludzi ze służb, by sprawa nie wyszła na jaw, robi się trochę klarowniejsza. W książce sprawa kobiet rzucających się z wieży kościelnej i sprawa pieniędzy, długo wydają się kompletnie nie połączone, a nawet gdy już wszystko wiemy, to powiązanie wydaje się naciągane.
Co mi się podobało? Na pewno Bartłomiej Topa. Pasuje do roli twardego gliniarza samotnika i radzi sobie z nią fajnie. Brawa dla Adama Woronowicza, choć jego rolę jak wspominałem mocno pocięto. Na plus również budowany klimat - bliższy mrocznemu kryminałowi niż filmowi pełnemu akcji, ale to akurat lubię. Fajne też zdjęcia Wrocławia, choć mało realistyczne (miejsca parkingowe he he i to cudowne kręcenie się wkoło całego Starego Miasta, żeby wjechać w sąsiednią ulicę) to na pewno tworzą nastrój.
Może jestem bardziej krytyczny, bo widziałem w książce nadzieję, na lepszy film. Stąd może zawód. Niestety ta produkcja na pewno nie pozostanie w mojej pamięci na zbyt długo. To poziom niewiele wyższy niż przeciętny odcinek "Ojca Mateusza". Niby tragedii nie ma, ale i powodów do zachwytów też niewiele.




4 komentarze:

  1. I bardzo dobrze, że ostatecznie, podczas wczorajszej wizyty w kinie, się nie na ten film nie wybrałam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a na co poszłaś? Co polecisz? U mnie się środa szykuje intensywna - 4 filmy jednego dnia. Będzie o czym pisać. A jutro 7 wspaniałych!

      Usuń
    2. czekam na recenzje 7 wspaniałych! mojego ulubionego filmu z dzieciństwa w nowej odsłonie :P

      Usuń
    3. Która wersja tak bardzo lubiana? westernowa? recka już jest :)
      A dziś idę na Osobliwy dom Pani Peregrine, recenzja w poniedziałek, jutro coś książkowego.

      Usuń