czwartek, 15 września 2016

Sługi boże - Adam Forman, czyli a podobno to jakiś satanista je spycha...

sługi boże - okładka
Już jutro premiera kinowa, ale na rynku od sierpnia jest książkowa wersja tej historii i może warto zerknąć najpierw do niej (nie lubię czytać po obejrzeniu filmu). Nie było wokół niej jakoś bardzo głośno, ale chyba teraz dopiero ten czas nadejdzie. Choć nazwisko autora pewnie nic Wam nie mówi i zastanawialiście się czy warto sięgać po ten tytuł, mogę ze spokojem powiedzieć: warto. Jeżeli tylko lubicie kryminały z wartką akcją, z wyrazistymi bohaterami i kawałkiem naszej współczesności, sięgajcie spokojnie, bo "Sługi boże" będą się Wam podobać. Ciekawe jak wypadnie film, choć obsada zapowiada, że źle nie będzie.
A kto stoi za tym pseudonimem na okładce? To aż 4 osoby, z których część pracowała też nad filmem, a mianowicie:
Adam Gawryś, Piotr Głuchowski, Paweł Goźliński i Maciej Strzembosz. Głuchowskiego od strony pisarstwa znam już dobrze i trzeba przyznać, że thrillery z wątkami sensacyjno-kryminalnymi pisać potrafi. Możecie zerknąć do zakładki przeczytane, żeby sprawdzić moją opinię. Tu zabrał się za coś co jest rasowym kryminałem policyjnym, z dziennikarzy trochę się nabija (oj goni to towarzystwo za "mięsem"), ale pewne elementy pozostają wspólne tym co już wcześniej było widać w jego powieściach, np.: bezradność "maluczkich" wobec wielkiej polityki i rozgrywek na najwyższych szczeblach. Choćby się podawało dowody na tacy, nigdy nie ma się gwarancji, że sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan, ze względów na przykład "dyplomatycznych". Może stąd czasem taka pokusa, by sprawiedliwość brać w swoje ręce?

 
Komisarz Warski jest typem, który właśnie trochę tak funkcjonuje - słynie z tego, że potrafi po wkroczeniu do mieszkania bandyty, trafić go kulką między oczy, a potem ze spokojem pisać protokół, że to było w obronie własnej. Choć przełożeni cenią go jako gliniarza, niestety muszą patrzeć mu też na ręce i próbować go jakoś kontrolować, bo takie metody nie zawsze podobają się tym, którzy misję policji widzą w tym, żeby jedynie dostarczała podejrzanych na ławę oskarżonych. Warski zostaje więc zmuszony do podjęcia terapii psychologicznej, na którą wcale nie ma ochoty. Przecież jest właśnie w trakcie gorącego śledztwa, próbując wyjaśnić tajemnicze i śmiertelne przypadki skoków z tzw. Mostka Czarownic, łączącego wieże jednego z wrocławskich kościołów. Samobójstwa młodych kobiet? Działanie jakiegoś psychopaty, które je spycha? Ale jak w ogóle mogły się tam nocą znaleźć? Proboszcz parafii jest wyjątkowo tajemniczy i mało chętny do współpracy, ale on też ma głowę zajętą czymś innym - przy pomocy swojej siostrzenicy próbuje rozwikłać sprawę przekrętów finansowych, związanych z kościelną komisją majątkową. 
Dawne służby, których nie potrafiliśmy zlustrować, sprawy z przeszłości, które w zamian za przysługi zatajano, duże pieniądze i morderstwa - z takich składników udało się stworzyć naprawdę trzymającą w napięciu całość. Na pewno nie jest to "grzeczna" lektura, gdzie wątki obyczajowe i kłopoty życiowe bohaterów są równie ważne jak sama intryga. Tu autorom udało się narzucić dobre tempo, ledwie zarysowując sylwetki Warskiego i partnerującej mu policjantki z Niemiec: Any Wittesch, ale i tak zdążyliśmy ich już polubić. Za determinację, poświęcenie, działania trochę na granicy prawa i za skuteczność. I mam nadzieję, że to nie ostatnie spotkanie z tymi postaciami.
Ale o jedno mam żal. Uważam, że pisząc nawet powieści rozrywkowe, naginając trochę rzeczywistość do naszych (i fabuły) potrzeb, warto potem jakoś się do tego odnieść. A tu niestety mi to zgrzyta. Kościół św. Marii Magdaleny gdzie znajduje się słynna kładka, nie jest kościołem rzymsko-katolickim, więc nijak ma się to do wszystkich pomysłów na przekręty w Kościele, tajemnice Watykanu itp. Szkoda, że nikt nawet się o tym nie zająknął. A była przecież okazja, by wprowadzić wątek "edukacyjny" i chociaż na koniec wspomnieć kim są starokatolicy. Nie wymagam już tego, by na koniec podkreślić, że z faktami ma to niewiele wspólnego, ale czytelnik zawsze jest ciekaw źródeł inspiracji, więc warto się z nim tym podzielić (czy np. były prowadzone prace nad opisaną tu maszyną?). Takich nagięć rzeczywistości jest tu trochę i mogą psuć one przyjemność, np. tym którzy mieszkają we Wrocławiu albo byli na mostku i nijak nie widzieli tam tego co widzieli autorzy. Warto dbać o detale panowie!
Stawiam więc 4+ i ciekaw jestem czy film będzie równie brutalny jak książka, ale po jej lekturze już wiem na pewno, że go nie przegapię. Książkę spokojnie mogę polecić - bez specjalnego ściemniania, chwilami do bólu realistycznie pokazana praca policji, wartka akcja i wciągająca fabuła. Brawa za pomysł by jednocześnie pracować nad scenariuszem i nad książką (a nie przerabiać to potem) i powtarzam swoją nadzieję, że to jeszcze nie koniec Warskiego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz