
10 nieznajomych zostaje zaproszonych na odciętą od świata wyspę. W pięknym domu, siadają do kolacji i nagle słyszą głos, który ich wszystkich oskarża po kolei o morderstwo. A za winę należy się kara. I po kolei giną. Ale kto wymierza sprawiedliwość, skoro są na wyspie sami? Paranoja narasta.
A wskazówką jest jedynie wierszyk o dziesięciu murzynkach (tfu, zapomniałem o poprawności politycznej, teraz mogą być co najwyżej żołnierzyki) i figurki, które kolejno znikają. Dziesięć wersetów i dziesięć trupów.
Dwuodcinkowy serial może i chwilami się dłuży, ale podobał mi się ze względu na rozbudowane wątki z przeszłości każdej z postaci, pokazujące ich "grzechy". Chwilami jest brutalnie i chyba tym razem właśnie nie tyle zagadka kryminalna, ale ten nastrój grozy jest tu na pierwszym planie. Oni spodziewają się śmierci, ale mają nadzieję, że jeżeli będą wiedzieli z czyjej ręki, to jej unikną. Zdjęcia kręcone w Kornwalii sprawiają, że i nas ciarki przechodzą.
A w obsadzie m.in. Charles Dance (Gra o tron). Warto zobaczyć. To tekst, który się nie starzeje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz