"Fajna robota" jest ostatnią częscią trylogii uniwersyteckiej zapoczątkowanej "Zamianą",
"Małym światkiem". Troszkę głupio zaczynać od trzeciego tomu, ale po pierwsze wybór w bibliotece był troszkę przypadkowy (a teraz już wiem, że warto i następnym razem wiem co brać), a po drugie spokojnie można czytać niezależnie.
Sam pomysł by pokazać różnicę w myśleniu dwóch środowisk: uniwersyteckiego oraz ludzi związanych z przemysłem jest interesujący, a autor już zadbał o to by lektura nie była zbyt ciężka i pewne ciekawe refleksje podrzuca nam zgrabnie wplecione między różne wydarzenia i dialogi. Mimo, że rzecz dotyczy lat 80-tych w Wielkiej Brytanii - tak naprawdę możemy odnaleźć tam sporo ciekawych sytuacji i diagnoz, które spokojnie mogą być czytelne i aktualne w naszej rzeczywistości.
Niewielkie miasto - Rummidge, gdzie powoli przemysł upada, jest również siedzibą jednego z uniwersytetów. W latach prosperity rząd inwestował w budowę takich placówek, obecnie borykają się one z coraz większymi trudnościami finansowymi. Zarówno wykładowcy, jak i zarządzający pozostałymi przy życiu fabrykami wciąż narzekają na bezczynność rządu, na nieustające zagrożenie brakiem funduszy na dalszą działalność. Kto bardziej zasługuje na kasę od rządu? Kto ma rację w tym sporze? Bez produkcji krajowej trudno zapewnić miejsca pracy i godny poziom życia ludziom, którzy kiedyś związali swoje życie z przemysłem (chodzi nie tylko o mieszkańców Wielkiej Brytanii, ale o setki tysięcy imigrantów, którzy znaleźli tu szansę na nowe życie). Co prawda przedstawiciele szybko rosnącej grupy młodych biznesmenów zajmujących się tylko giełdą i obrotem akcjami twierdzą, że produkcja do niczego jest nie potrzebna, ale starsze pokolenie podchodzi do tego bardzo sceptycznie. A może rację ma środowisko uniwersyteckie? Może rzeczywiście fabryki i praca fizyczna to relikt przeszłości? Ich zdaniem wystarczy łożyć jak najwięcej na uczelnie wyższe, kształcić młode pokolenie, a ono już znajdzie drogę do rozwiązania problemów i ekonomicznych i społecznych.
Cały ten konflikt, różnice w myśleniu, poziomie i sposobie na życie obserwujemy głównie dzięki zderzeniu dwóch postaci: Robyn Penrose jest wojującą feministką i wykładowczynią prowadzącą zajęcia z krytyki literackiej (cudowne są fragmenty rozbierania różnych powieści na czynniki pierwsze i pełne nowomowy ich nowe interpretacje), Vic Wilcox natomiast jest szefem zakładów Pringle'a - człowiekiem o konserwatywnych poglądach, dość szorstkim i zasadniczym, ale skutecznym menadżerem, któremu zarząd zlecił ratowanie zakładów przed upadkiem. Dziwny pomysł ich przełożonych sprawi, że oboje będą musieli troszkę bliżej poznać te dwa jakże różne światy w jakich żyją.
Czy muszę dodawać kto o jakiej grupie zawodowej powiedział, że to taka fajna robota? Przychodzą sobie na 10, po godzinie już siedzą przy kawie i dyskutują. Z takimi to wzajemnymi stereotypami muszą zmierzyć się nasi bohaterowie.
Czy muszę dodawać kto o jakiej grupie zawodowej powiedział, że to taka fajna robota? Przychodzą sobie na 10, po godzinie już siedzą przy kawie i dyskutują. Z takimi to wzajemnymi stereotypami muszą zmierzyć się nasi bohaterowie.
Niby jest lekko, ironicznie, ale w tych wszystkich obrazkach z zakładów, z narad biurowych, zebrań na uczelni i rozmów dwojga bohaterów można dostrzec sporo prawdy. Nawet inteligentni ludzie coraz częściej zamykają się często w dość wąskim światku swej specjalizacji, ograniczamy swoje zainteresowanie, horyzonty i stajemy się bardzo zamknięci (krytyczni?) na to poglądy i refleksje innych środowisk... Czy rzeczywiście jest tak, że moglibyśmy się czegoś wzajemnie nauczyć np. inżynier hodowcę drobiu, a leśnik informatyka?
Warto dopisać tego autora do swoich list z lekturami na ten rok!
PS Przypominam o akcji Podaj książkę dalej - wszystkie pozycje ode mnie już wysłane do pierwszych osób, niedługo już pewnie przyjdzie czas na przekazanie lektur dalej. Ktoś byłby zainteresowany nowym Akuninem?
Tematyka wydaje się być wyjątkowo niezachęcająca. Mam to na co dzień na uczelni :)
OdpowiedzUsuńale naprawdę świetnie się to czyta! i jedno i drugie środowisko dość satyrycznie pokazane za co Lodge (sam wykładowca krytyki literackiej) ma sporego plusa. Na pewno sięgnę po kolejne z tego cyklu
UsuńTego autora czytałam tylko "British Museum w posadach drży". Oceniłam na sześć w skali sześciostopniowej, czyli czytało się znakomicie. A że nie bardzo pamiętam, o czym to - mniejsza z tym... ;)
OdpowiedzUsuńbywa - bardzo mi się podoba ten cytat z Pilcha, który zamieścił u siebie Zbyszekspir: Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać.
Usuń