poniedziałek, 21 stycznia 2013

Skyline, czyli żałosna papka i kilo gwoździ

Zwykle gdy się chce o czymś pisać to znaczy, że zrobiło to na tobie "jakieś" wrażenie. Ale przecież nie zawsze musi być to wrażenie pozytywne, prawda? No więc dziś notka o czymś żenującym. Bardzo podoba mi się to określenie w tytule notki, którego użył wobec tej produkcji jeden z widzów gdzieś na forum...
Aż dziw że wydano na to kupę szmalu (bo efekty naprawdę niezłe), a całość sprawia wrażenie jakby była robiona na podstawie scenariusza który ktoś wyrzucił do kosza jako majaki wariata. Dodajmy do tego drętwe aktorstwo i mamy produkcję, która nie zachwyci chyba nawet największych fanów gatunku. Oglądanie tego filmu po prostu boli. Człowiek od razu sobie myśli o tych wydanych milionach, o tych świetnych efektach i marzy żeby następnym razem taką szansę dano właśnie jemu, a prawie na bank poradzi sobie lepiej. Wystarczy przypomnieć sobie Dystrykt 9 żeby stwierdzić, że za niewielką kasę debiutant może zaskoczyć cały świat... 
A tu niestety kasa i efekty nie pomogły ni cholerę...


Oto nad Los Angeles pojawiają się dziwne niebieskie światła. Zaraz po nich nadlatują statki obcych i zaczyna się totalna anihilacja. I tyle o treści. Bo cała reszta to bełkot, fajerwerki, blurp, hep, bum i ałaaaaa, które nadaje się do komiksów, a nie do filmu.   

Nawet zastanawiam się czy pisać więcej o bohaterach albo fabule - wszystko jest tak nielogiczne jak w horrorach klasy B. Kosmici bezmyślnie szaleją, ludzie biegają tam i z powrotem, wokół wszystko się wali, inni giną, a głównym bohaterom nic, potwory są niezniszczalne, ale potem można je zadźgać toporkiem itd. Absurd goni absurd, na dodatek bohaterowie, ich dialogi i zachowanie są tak osłabiające jakby nikt im nie powiedział co i jak mają grać. W pewnym momencie można było mieć jeszcze nadzieję, że skoro film zaczął się od ostrej imprezy, to pewnie wszystko okażę się ich jakimś narkotykowym odlotem i ktoś mrugnie do nas okiem. Ale to naprawdę miało być na serio! I w dodatku finał daje szansę na jakiś sequel. O Boże! Widzisz i nie grzmisz. Uchroń nas od takich produkcji, najlepiej rozdając kasę fanom Sci-Fi, którzy przy niewielkich konsultacjach nad scenariuszem naprawdę mogliby sprawić że otrzymywany produkt końcowy byłby 10 razy lepszy. Tyle w końcu gniotów i koszmarków się naoglądali, często z poczuciem totalnego odmóżdżenia i zaciśniętymi pięściami na producentów/reżysera. Kto się zna na tym kinie lepiej niż oni. 

Bracia Strauss wypuścili bubla strasznego. Nie pomogły fajerwerki i obcy. To nadal jest żałosna papka. I kilo gwoździ. I jeszcze gluty z języka obcych. bleeee...
PS Aha - ludzie są porywani przez obcych, bo ci zjadają im mózgi (?!?). Gdyby taka sytuacja się zdarzyła naprawdę proponuję na pierwszy ogień podesłać im scenarzystę tego "dzieła". Na pewno nie będzie im smakował.      

Film obejrzałem na platformie iplex.pl

8 komentarzy:

  1. Widzę, że nie ubawiłeś się przy tym filmie.
    O ile efekty są na wysokim poziomie to gra aktorska i fabuła są dla mnie wielką zagadką. Chyba przekonam się na własnej skórze i spróbuję przełknąć cytowane 'kilo gwoździ'.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tytuł jest wręcz kultowy i w niektórych kręgach został okrzyknięty najgorszym filmem świata. Wiesz, co prawda nie wiem czy bym sobie bez znieczulenia zafundował powtórkę (podobno dobrze się sprawdza oglądanie grupowe) ale to było całkiem zabawne doświadczenie. Dobrze tylko, że nie gra tam żaden z moich ulubionych aktorów, bo bym miał traumę...

      Usuń
  2. Innymi słowy "Martwica mózgu" a'la "Obcy"? ;) Ubawiłam się Twoim tekstem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie kino mnie w ogóle nie pociąga.)

    OdpowiedzUsuń
  4. A tak! Już pamiętam! Ja to widziałam! Leciało w telewizji podczas jakiegoś piwnego wieczoru u znajomych. Drogi autorze przypomniałeś mi moje odczucia podczas oglądania, były podobne do Twoich.

    OdpowiedzUsuń
  5. Yes! Napisałeś fajną, krwistą recenzję. Dobrze się to czytało. A do filmu zachęciłeś, hehe! Lubię czasem włączyć takie gnioty. Mistrzowsko odmóżdżają. ;)

    OdpowiedzUsuń