Inny świat. Przechodzisz w inny wymiar przestrzeni, spraw, problemów. I w inny wymiar czasu, bo tempo życia tu przestaje się liczyć. Jak ja temu Szwajcarowi zazdroszczę. Droga do Santiago to moje niezrealizowane marzenie, a tu na dodatek on przeszedł nie tylko od Pirenejów, czyli ten najczęściej podejmowany przez Polaków fragment trasy, ale od samej Szwajcarii, niczym przez tyle stuleci po prostu wyruszając z domu, a nie podjeżdżając gdziekolwiek, bo na tyle urlopu w pracy wystarcza. Ponad 2 tysiące kilometrów i 80 dni. W trasie towarzyszy mu kamera - część zdjęć robi sam, część ktoś towarzyszący mu na szlaku. Film nie jest poukładaną kroniką, przewodnikiem, ale raczej jakby osobistym dziennikiem z różnych etapów - przypadkowe zdarzenia, spotkania, jakieś refleksje na szlaku, migawki z noclegów, krajobrazy. Może nie jest to porywający dokument, nie jest to też słodki i piękny obrazek - raczej próba ukazania fenomenu pielgrzymowania do grobu św. Jakuba w dzisiejszych czasach z bardzo osobistej perspektywy.
Roman
Weishaupt wyrusza na pielgrzymkę zaraz po skończeniu studiów, bo jak sam stwierdza potrzebuje jakiejś chwili na przemyślenie tego co dalej z jego życiem. Nie ma planów, nic go nie goni ani nie wzywa. To właśnie na drodze - w ciszy, w samotności (bo raczej unika towarzystwa) ma nadzieję znaleźć odpowiedzi, jakieś natchnienie. Co ciekawe, raczej nie jest człowiekiem bardzo wierzącym - dla niego, podobnie jak dla wielu, których spotka na szlaku wymiar religijny nie jest istotny. Ta droga to raczej wyzwanie, poszukiwanie nowej energii, próba samego siebie - oto jak ludzie w dzisiejszych czasach postrzegają duchowość. Wszystko jedno czy to Tybet, Indie, Mekka czy miejsce z tradycji chrześcijańskich - zaliczają je niczym jakieś poziomy w grze komputerowej mają nadzieję, że z każdą taka wizytą, pielgrzymką automatycznie wchodzą na wyższy etap samorozwoju i doskonałości. Automatycznie stają się lepsi...
Czy to jeszcze pielgrzymowanie, czy po prostu jakaś forma modnej turystyki? Czego szukają i co tak naprawdę daje im droga? Troszkę tego typu przemyśleń rodzi się po obejrzeniu tego filmiku.
Na szczęście nie nam wyrokować kto znajdzie na drodze odpowiedzi na swoje pytania, lek na swe cierpienie, lub po prostu nadzieję na życie...
Duch wieje tam gdzie chce...
A film? Ciekawy, choć mało porywający - chyba głównie dla tych, którzy interesują się Santiago de Compostela.
Ja nie przestaję marzyć, choć w najbliższym czasie nie widzę szans na Hiszpanię. Ale może uda się w tym roku przejść choć mały kawałeczek z naszych krajowych dróg wiodących do św. Jakuba. Oby. I do zobaczenia na szlaku.
Film obejrzałem na platformie iplex.pl
Kiedyś oglądałam starego Hiszpana, który tam pielgrzymuje i przy okazji zobaczyłam to piękne to miejsce.
OdpowiedzUsuńSama bym tam poszła, gdyby to było tylko możliwe.
Zgadzam się z tym co napisałeś, że duch wieje tam gdzie chce i czasem ktoś po takiej pielgrzymce wraca już nie taki sam.)
Jako parafianka od św. Jakuba z Torunia oraz pątniczka z zamiłowania(co prawda z niewielkim stażem) czuję się zachęcona do obejrzenia! Swego czasu religia.tv puszczało serial dokumentalny własnie na ten temat.
OdpowiedzUsuńPrzemawia tu do mnie zwłaszcza ten fragment: "Roman Weishaupt wyrusza na pielgrzymkę zaraz po skończeniu studiów, bo jak sam stwierdza potrzebuje jakiejś chwili na przemyślenie tego co dalej z jego życiem. Nie ma planów, nic go nie goni ani nie wzywa. To właśnie na drodze - w ciszy, w samotności (bo raczej unika towarzystwa) ma nadzieję znaleźć odpowiedzi, jakieś natchnienie.", bo coś tak czuję, że za te dwa lata, jak skończę studia, to mogę być w idealnej sytuacji... Tylko że z Torunia do Hiszpanii jeszcze dalej ;) pozdrawiam!
niby tak, ale zawsze można podjechać i etapami dojść... Ja nie przestaję marzyć. A w tym roku kupuje sobie paszport pielgrzyma na Polskę i zaczynam... Choćby po 3-4 dni
UsuńPlanuję taką pielgrzymkę, pójdę na pewno jak zostanę doktorem. Zbieram filmy i książki na razie. Książek mam kilka już przeczytanych, filmy grzeją miejsce na dysku. Uda się!!
OdpowiedzUsuńNa razie szłam Camino mały fragmencik, tam gdzie trasa mojej pielgrzymki na Jasną Górę nachodzi na polskie Camino
no to widzę, że takich szaleńców jak ja jest więcej :)
UsuńMam nadzieję, że nie :) takie szaleństwo jest ok. I oby było Nas jak najwięcej. Podoba mi się ten sposób pielgrzymowania. Musze, muszę kiedyś dojść tam.
Usuńmiałam szczęście zobaczyć całą masę zdjęć i wysłuchać tysiąca historii od przyjaciółki, która tego lata z rodziną była w Santiago (pieszo oczywiście, ale nie z Polski, jakoś z połowy szlaku). ponadto polecam: http://pielgrzymujac.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńjest to blog prowadzony " z drogi" przez młodych pielgrzymów, którzy zaraz po maturze udali się w trasę. Choć to już koniec, bo szli w wakacje, warto przejrzeć ich relację. :)
Oczywiście przy najbliższej okazji i ja pakuję się przyjaciółką:))
dzięki! na pewno przejrzę te zapiski, piękna sprawa - dzielić się takimi przeżyciami
UsuńPo obejrzeniu "Drogi życia" Emilio Esteveza jestem zaintrygowany zjawiskiem pielgrzymowania do Santiago de Compostella. Tak jakby sekularyzacja Europy omijała ten szlak. ;)
OdpowiedzUsuńtakich miejsc jest więcej i ciągną do nich i ci wierzący i ci którzy po prostu poszukują - Medjugorie, Lourdes. Coś w tym jest, że w dzisiejszym świecie człowiek nie bardzo potrafi uwierzyć, że kontakt z Bogiem można nawiązać blisko, np. w swoim parafialnym kościółku - gna gdzieś daleko, szarpie się, może dlatego, że oczekuje piorunów i cudów na miarę krzewu gorejącego.
Usuń(a nie w ciszy)
Ale omija też polskie szlaki, wystarczy raz pojśc na Pielgrzymkę, to nie musi być od razu Santiago. Ja byłam dwa razy na Jasnej Górze(więcej nie mogłam bo poszłam do pracy) i to trzeba przeżyć, w moim przypadku 9 dni w deszczu, ale najczęściej w upale, w spartańskich warunkach, człowiek uświadamia sobie, ze do szczęścia brakuje mu tylko karimaty, kawałka wolnego miejsca, kilku chwil odpoczynku, łyku wody i tyle. Wszystko za czym gonimy jest zbędnym dodatkiem, wręcz przesłania Nam cel. A uczucia które towarzyszą dojściu do celu, nie do opisania, jeśli się tego nie przeżyło. Zmęczenie na ostatnich kilometrach - przestaje istnieć, łzy cisną się do oczu, duma, szczęście... Coś pięknego
Usuńfakt -też tego doświadczyłem nie raz i teraz zastanawiamy się już nad tym by iść z dziećmi. Może chodzi o to cierpienie i wysiłek jaki się wkłada?
UsuńPo ludzku myśląc i licząc tylko na siebie człek by zrezygnował pierwszego dnia...