Gdy Elżbieta Cherezińska była gościem na naszym DKK w Piastowie, opowiadała m.in. o początkach swojego pisania, czyli o książce napisanej jako owoc licznych podróży z Szymonem Weissem po Polsce. Ciekawie to jest napisane. Powiedziałbym, że nawet trudno wskazać dokładne fragmenty, które były jej autorstwa, bo ta dobrze uchwyciła ducha opowiadanych przez niego historii, ich serce, że to trochę tak jakby słuchało się samego Weissa, jego wspomnień. Gdy czyta się kolejne teksty, już bardziej publicystyczne, wyczuwa się minimalnie, że to inny styl narracji, mniej poetycki, bardziej konkretny, ale nadal jest w nas wątpliwość - może chodzi o tematykę i tam gdzie sięgał głęboko w przeszłość, potrafił w sposób bardziej emocjonalny. Ale to chyba właśnie jest ta różnica, ten moment gdy będziemy potrafili oddzielić to jest jej autorstwa, od słów samego Weissa. Cherezińska sprawiła, że możemy bardziej zajrzeć w świat snów, wizji, wspomnień, nie do końca uświadomionych obrazów, które potem wraz z bohaterem próbujemy interpretować. Na ile inspirowała się opowiadanymi historiami, na ile otworzył się przed nią, tego nie wiemy. Pewne jest jednak, że przeczytawszy te fragmenty, poczuł, że jest to na tyle dużo jego samego, że pragnie podpisać się pod tym również swoim nazwiskiem.
Żyd dumny z tego, że jest Polakiem, tęskniący do naszego kraju, czujący się tu dobrze, kochający tę ziemię i swoje siły dzielący między zaangażowanie tu i tam. Nie tylko jako ambasador Izraela, ale nawet potem. Dzięki temu tak dobrze go pamiętamy, nie tylko ze zdjęć z politykami, z uroczystości, ale i z mądrych słów, gdy niejeden raz swoimi słowami próbował zasypywać nieporozumienia i urazy między Polakami i Żydami. To przecież była również ich ojczyzna, ich domy, ziemia, majątki. I nagle mają to wszystko zapomnieć? Mimo, że dla młodych może to już mniej istotne, mają swoją nową ojczyznę, ale dla jego pokolenia to nie była sprawa, z którą mogli się pogodzić. Budowali swój nowy kraj, ale nie potrafili wyrzucić z pamięci tego co było. Tych, od których zaznali krzywdy, ale i tych, którzy ich ratowali.
Chyba najciekawsze dla mnie fragmenty dotyczyły tego jak bardzo różni się sposób myślenia o sobie, tych Żydów którzy nie przeżyli koszmaru holokaustu na własnej skórze, jak często ci, którzy walczyli o pamięć, spotykali się z głosami o słabości, wstydzie, konieczności odreagowania. Od razu trochę inaczej patrzy się na młodych Izraelczyków przyjeżdżających do nas, na sens tego projektu i aż by się chciało z nimi spotykać i rozmawiać. O przeszłości i przyszłości. O tym czy można odcinać się od korzeni albo jak czerpać z nich siłę, mimo że wydają się źródłem jedynie cierpienia.
Ciekawa lektura. Znalazłem tu sporo mądrych słów o przebaczeniu, wdzięczności, ale i o żalu, smutku wobec tego, że świat nie chce uczyć się na własnych błędach. Jak również sporo, może i nie bardzo odkrywczych, ale mimo wszystko poruszających przemyśleń i obrazów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz