czwartek, 2 marca 2017

Trochę czeskiej klasyki, czyli Pociągi pod specjalnym nadzorem Hrabala i Żart Kundery

Kolejne pozycje wpadają mi w moje plany czytelnicze dzięki DKK. Czasem te spotkania zamieniają się w towarzyską pogawędkę o wszystkim, ale bywa, że i spieramy się mocno. Z ciekawością odkrywam Kunderę, wracam do Hrabala, szukam też innych, może troszkę mniej u nas znanych. I kolekcjonuję serię czeską wydaną przez Agorę (tę z filmami w sztywnych oprawach). Może kiedyś dzieci będą chciałby pożyczyć... Bo mam wrażenie, że tak jak dla mnie te stare filmy były jakąś częścią filmowej edukacji (a potem i książki), to teraz jakby o to trudniej. Nie daj Boże komuś wpadnie do głowy pomysł je kręcić od nowa i odkrywać nowe znaczenia, że niby młodzież dzisiejsza ich inaczej nie pojmie.
Aha, będzie za jakiś czas ciąg dalszy spotkań z czeską klasyką. A w ogóle to polecam ze starych notek świetną Kacicę.

Zacznijmy od niewielkiej książeczki Bohumila Hrabala. Mimo upływu lat, wciąż przykuwa uwagę. Powieść rozsławiona przez świetny film autorstwa Jiriego Menzla w cudowny sposób łączy specyficzny humor i budzącą grozę wojnę. Odczytywana jako powieść o inicjacji, o młodości, która nie ma szansy na rozkwitnięcie, w groteskowy sposób pokazuje nam dramat indywidualny na tle dużo przecież bardziej dramatycznej rzeczywistości wojennej.


Głównym bohaterem „Pociągów pod specjalnym nadzorem” jest Miłosz Pipka: młody chłopak, który jest na stażu na stacji kolejowej, przygotowując się do bycia zawiadowcą. Przez stację przejeżdżają pociągi niemieckie pełne sprzętu wojskowego i amunicji, wagony bydlęce przewożące ludzi do obozów, ale on niewiele myśli o wojnie, przeżywa swoją własną tragedię. Po tym jak nie wyszło mu z dziewczyną, próbował odebrać sobie życie, a teraz wciąż wydaje mu się, że wszyscy już wiedzą o jego problemie, że się z niego śmieją. Czyżby nigdy miałby nie mieć już okazji by stać się mężczyzną, by przeżyć ten swój pierwszy raz?

Na drugim biegunie można by postawić drugą postać pracującą na tej stacji, czyli dyżurnego ruchu, pana Całuska. Ten to non stop udowadnia swoją męskość. Jego podboje są wręcz legendarne i wydaje się, że myśli on tylko o damskich wdziękach, czym doprowadza do palpitacji serca zawiadowcę stacji, który boi się, iż skandale będą katastrofą dla ich stacji i zablokują jego awans. Cała ta historia pełna jest dość zabawnych scenek, dialogów, przemyśleń i wspomnień – życie wydaje się toczyć jak przed wojną, jakby nic się wokół strasznego nie działo. Oni przeżywają własne problemy, marzenia i obawy. A na horyzoncie widzą płonące, bombardowane miasto. 


Nie ma tu kompletnie miejsca na patos, na bohaterstwo: nawet decyzja o tym, by wziąć od partyzantów ładunek wybuchowy i rzucić go na pociąg z amunicją, jest opisana jakoś od niechcenia, jakby to był żart, a nie czyn wymagający odwagi, ryzykowania życiem. To spojrzenia na okupację hitlerowską zupełnie inne, może odrobinę żartobliwe, ale przecież cały czas czujemy, że życie tych mężczyzn jest skażone tym w jakich czasach przyszło im żyć i pracować, na co muszą przymykać oczy, co muszą myśleć przepuszczając wagony, które wiozą sprzęt do zabijania. Co z tego, że dokonuje się to wiele kilometrów dalej...

Może i na pierwszy rzut oka ta książka może wydawać się rubaszna, czy groteskowa, ale przeczytanie jej w całości zmienia naszą ocenę i sprawia, że zupełnie inaczej patrzmy na ten tekst. Nie brak przecież w nim goryczy, dramatyzmu, nawet jeżeli bohaterowie chętnie przywdziewają maski wesołkowatych filozofów i chcieliby zapomnieć o tym co dzieje się wokół.




To ciekawe, że w Polsce często Czechów postrzega się właśnie poprzez takie skojarzenia: wesołkowaty, niepoważny, niechętnie angażujący się w cokolwiek. Pewnie to jedynie w części prawda, ale chyba historia naszych krajów była trochę inna, może rzeczywiście mamy różne charaktery. Oni raczej indywidualnie radzą sobie z trudnościami, ciężkimi wydarzeniami, u nas łatwo przychodzi taki punkt zapalny, gdy zaczynamy spiskować, tworzyć grupki oporu. Co jest postawą bardziej dojrzałą, rozważną, co pozwala przetrwać, nie tracąc w każdym stuleciu dziesiątek tysięcy młodych, pełnych ambicji, chęci do życia?
Takie refleksje uruchamiały mi się między innymi przy lekturze "Żartu" - powieści mocno osadzonej w rzeczywistości powojennej, budowania socjalizmu w tej części Europy. Kundera pewnie umieścił w tym swoim debiucie sporo osobistych przeżyć i przemyśleń, a jej niewesoły dla ustroju wydźwięk przyniósł mu sporo problemów (po jakimś czasie musiał emigrować).  

W warstwie fabularnej ta książka będzie czytelna przede wszystkim dla osób, które pamiętają atmosferę lat 50 i 60: okresu błędów i wypaczeń, a potem próby rozliczania własnej naiwności. Socjalizm porwał swoimi hasłami i nadzieją na zmiany wielu młodych ludzi, ale liczni też dość szybko przekonali się na własnej skórze, że partii nie są potrzebni ludzie zaangażowani, lecz przede wszystkim posłuszni. Rozliczenie lat stalinizmu pozwoliło wielu z tych, którzy stracili szansę na studia, karierę, którzy siedzieli w więzieniach lub specjalnych jednostkach karnych, rozpocząć nowe życie, ale czy straciwszy złudzenia, zdradzeni i zgorzkniali, mieli szansę na włączenie się z takim entuzjazmem w budowanie swojej ojczyzny? „Żart” często określany jest jako satyra na życie w komunistycznej Czechosłowacji, a losy jednego z bohaterów, rzeczywiście pokazują wiele absurdów tamtego systemu. Tylko wcale jakoś wcale mi przy lekturze wesoło nie było, nie dostrzegam, żeby coś było tu przerysowanego, a im dalej, tym bardziej widać jak niewiele tu radości i szczęścia, a jak wiele goryczy i rozczarowania.

Powieść Kundery nie jest jednak polityczną rozprawką, mam wrażenie, że wciąż jest w niej coś co może zachwycać i odnajduję coś bardziej uniwersalnego. Praktycznie wszyscy bohaterowie tej książki przechodzą od etapu zaangażowania, nadziei, rzucenia się na głęboką wodę, po rozgoryczenie, poczucie straty, samotność i cynizm. Obojętnie czy chodzi o pracę, karierę, działalność w partii, czy też coś co miało dać im osobiste szczęście, czyli grę w zespole ludowym, pomoc innym ludziom lub miłość. Los potrafi nieźle przytrzeć nosa i pokazać, że nasze wizje, plany, możemy może i snuć, ale lepiej się do nich nie przywiązywać. Tytułowy, wydawałoby się niewinny żart ma tragiczne konsekwencje, ale noszona przez tyle lat w sobie zemsta też wcale nie przynosi ukojenia. 

Człowiek coraz bardziej zdają sobie sprawę, że stracił najlepsze lata, popełnił błędy, których nie da się naprawić. I chyba nawet nie ma ochoty rozbijać cudzych złudzeń, wzrusza ramionami, rezygnuje z zemsty i idzie swoją drogą. Może jedynie ze zdziwieniem pomyśleć o tym jak inni sobie radzą w tej dziwnej rzeczywistości, o ich wyborach moralnych... 
Te rozważania egzystencjalne na temat relacji międzyludzkich, sensu angażowania się, naszych oczekiwań, złudzeń, marzeń, tego jak szybko je sami potrafimy zniszczyć, są tu nie tyle uzupełnieniem dla dziejących się wydarzeń, ale raczej płaszczyzną, dzięki której widzimy je wyraźniej, w pewnym kontekście. To już nie jest jedynie komedia omyłek, gdzie przypadkowo spotykają się ludzie, znający się w przeszłości, przeżywają ją w myślach raz jeszcze, próbują w dawnych znajomych odnaleźć ślad samych siebie. To raczej tragikomiczna sztuka, w której wszyscy jesteśmy zarówno aktorami, jak i widzami – dostajemy możliwość przyglądania się temu jak czasem żałośni bywamy, oszukując samych siebie, że jesteśmy szczęśliwi.
Cholera, naprawdę poruszające.

4 komentarze:

  1. Żart mogłabym czytać cały czas. Polecam też Śmieszne miłości Kundery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dopisuję do listy. Na razie łyknąłem jeszcze Nieznośną lekkość bytu, ale napiszę za czas jakiś, bo chcę napisać o niej razem z Zaginionym Hostovsky'ego

      Usuń
    2. Jakbyś potrzebował jeszcze jakiś czeskich, ciekawych książek to służę pomocą.

      Usuń
    3. na razie w kolejce mam już chyba z 10, ale chętnie zbieram kolejne tytuły :)

      Usuń