niedziela, 12 marca 2017

Wall street, czyli czy pragnienie bogactwa jest czymś złym

 Znowu brak czas na rozbudowaną notkę, choć tyle ciekawych rzeczy do opisania. Sięgam po klasykę. Niezależnie od polowania na nowe filmy, wciąż odświeżam sobie tytuły sprzed lat, kiedyś oglądane albo nawet takie, które znam jedynie ze słyszenia. Ot tak, dla siebie, dla własnej przyjemności, ale i przy okazji dopisuję je do listy obejrzanych. Pewnie za chwilkę przyjdzie taki czas, że będę chciał oglądać ponownie nawet rzeczy, które już swoją notkę mają :) Może dopiszę wtedy parę słów?
Jeżeli piszę o Wall Street, to trzeba przypomnieć jeszcze notkę o kontynuacji, która została nakręcona. Od razu, jednak trzeba powiedzieć, że nie tak interesującej. Bo Wall Street, choć chwilami może wydawać się zbyt prosty, mogą śmieszyć te klimaty lat 80, marzenia, które dziś wydają się miałkie, to jako całość, wciąż pozostaje filmem ważnym. Ba, nawet pokazanie kontrowersji wokół krwiożerczego kapitalizmu, cwaniaków wykorzystujących informacje do zbijania gotówki, choć na pewno w innej skali i w inny sposób, nie straciło na aktualności.


Co ciekawe, chętnie bym polemizował ze wszystkimi, którzy widzą w tym obrazie jedynie potępienie dla chciwości i stawianie widzowi wyboru: być czy mieć. Obejrzyjcie sobie choćby tą przemowę Gordona Gekko, którą wrzucam na koniec. Czyż nie ma w niej prawdy? To nie tylko cyniczna manipulacja, ale również "uzdrawianie" poprzez amputację, bo bez tego gangrena się rozpowszechnia. Czyż właśnie nie dzięki kapitalistom zbudowano potęgę najbogatszych krajów? Ja w tym widzę pewne odniesienia do "Atlas zbuntowany" Ayn Rand. Czyż nie widzimy tam gdzie taka pazerność jest potępiana, gdzie sprawiedliwość społeczna jest stawiana ponad zyskiem, że dochodzi szybko do wynaturzeń, marnotrawstwa i lenistwa?

Bud Fox (chyba najlepsza rola Charliego Sheena), ambitny, młody makler, marzący o sukcesie i zapatrzony w swego idola, któremu wszystkie interesy wychodzą, pokazany jest tu w konfrontacji do ojca, dla którego pieniądze nigdy nie były najważniejsze. Ten drugi bardziej dbał o innych, niż o siebie, czy syna, stąd może żal i wybranie innej drogi życiowej. Akcja poprowadzona jest tak, by to młody dostał nauczkę, ale spokojnie mogę wyobrazić sobie i inny koniec. Oliver Stone stworzył film, który dziś wydaje się dość prostym moralitetem, ale wciąż ogląda się go z przyjemnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz