poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Zabijemy albo pokochamy. Opowieści z Rosji - Anna Wojtacha, czyli wódka rozwiązuje języki i otwiera serca


Zaraz spanko, potem raniutko ruszamy do Krakowa na trzydniowe łazikowanie. Zobaczymy czy moje zainteresowania pokryją się z tym co zaciekawi starszą córę. Ale ponieważ tam nie bardzo chyba będzie czas na pisanie, zostawiam Was z kolejną notką. 

Przypominam o możliwości zdobycia trzech książek w konkursie jaki trwa do końca miesiąca, a jeżeli ktoś jest zainteresowany dzisiejszym tytułem niech pisze, może w którymś z następnych pakietów znajdzie się dlań miejsce :)

Reportaże uwielbiam. Rosja mnie interesuje. Jak się doda jedno do drugiego, nic dziwnego, że książka Anny Wojtachy - dziennikarki telewizyjnej i korespondentki wojennej długo nie czekała na swoją kolejkę do przeczytania.
Tyle, że w tym akurat przypadku trudno nazwać to reportażem. Może rzeczywiście pozostańmy przy tytule, który wydawca pozostawił na okładce - to opowieści z Rosji.


Trochę przypominało mi to czytaną jakiś czas temu książkę Barbary Włodarczyk, bowiem i tu, i tam poznajemy Rosję poprzez spotkania z ludźmi. Ludźmi różnymi, przypadkowo spotykanymi na różnych naszych szlakach i jeżeli coś wzbudzi nasze zainteresowanie, siadamy i zaczynamy z nimi rozmawiać. Słuchając ich historii, ich problemów, radości, sposobu patrzenia na świat, oceny rządzących, poznajemy kraj jakby od drugiej strony, niedostępnej dla przeciętnych turystów, dla dziennikarzy, którzy chcą relacjonować wydarzenia, a nie poznawać ludzi. 
W książce p. Wojtachy nie będzie wielkich, spektakularnych wydarzeń, a mimo wszystko można poczuć jakie mają one znaczenie dla ludzi, jakie rany powodują - dla żołnierza, który został wysłany na wojnę, której nie do końca rozumiał, dla matki, której syn zginął, czy dla Czeczeńców, którzy szukają szansy na lepsze życie w Moskwie, wciąż napotykając na ogromną nietolerancję, będąc postrzeganym jako potencjalny terrorysta. 

Jak pisze o sobie pani Anna, Rosję uwielbia, wciąż się nią fascynuje i stąd jej liczne wyprawy - niejednokrotnie trochę szalone, bez specjalnego planu, celu, ścisłego harmonogramu. Wsiada w pociąg kupując najtańszy bilet, w kuszetkach licząc na nowe ciekawe znajomości, wybiera noclegi u ludzi, a nie w hotelach, wędruje trochę na żywioł, licząc na przygodę i na życzliwość tubylców. Zwykle się nie zawodzi, a część z tych spotkań opisuje właśnie w książce "Zabijemy albo pokochamy". Żołnierz Specnazu, w którym się zakochuje, robotnicy pracujący przy budowie gazociągu na Syberii, prosta kobieta, która wynajmuje swój pokój na noclegi, sama śpiąc w kuchni i harując od rana do wieczora, prostytutka w Moskwie, rodzina Czeczeńców, bezdomny, który po wyjściu z więzienia nie potrafi rozpocząć nowego życia, czy kobieta, która wyszła z Niemca i tęskni za swoją ojczyzną, żyjąc niby w lepszych warunkach, ale usychając niczym na pustyni... Spotkania i postacie na pewno nie banalne i autorka za każdym razem potrafi dużo z nich wydobyć, pozwolić by się przed nami otworzyły.   

Najwyraźniej wódka rozwiązuje języki i otwiera serca.

Widzisz, Rosja to jest pewien stan umysłu… Jesteśmy cholernie skomplikowanym narodem. Rosyjskie władze zlikwidowały miliony tych, którzy nie przystawali do systemu. Strzelano im w tym głowy, zamykano w psychuszkach albo, jak choćby Brodskiego, skazywano za pasożytnictwo. W tym kraju nic nigdy nie było proste i może dlatego tyle w nas nie tylko emocji, rozterek i wątpliwości, ale też gniewu i agresji. Może tego nie widać, ale uwierz mi, jesteśmy potwornie zakompleksionym narodem i właśnie dlatego z taką rozkoszą słuchamy słów naszych wodzów o rosyjskiej potędze i sile, o rosyjskiej dumie i honorze...Od wieków cały czas ktoś nam zagraża. Jak nie Polacy, to Amerykanie, jak nie Amerykanie, to Czeczeni. Ruszamy wtedy z tym urrra! i wpieriod! Lecimy jak ćmy do ognia i jeszcze jesteśmy z tego dumni... Dlatego potrzebny jest Putin, dlatego tak go kochamy... Anuszka, powtarzam ci: ten naród trzeba trzymać za mordę...

Jeżeli cokolwiek trochę w tym tekście uwiera to fakt iż jest w nim tak dużo samej autorki - pisze szczerze o różnych swoich czasem zwariowanych decyzjach, pomysłach, próbach zmieniania swoich bohaterów, pijaństwie i zatracaniu się w uczuciu, którego sama nie bardzo rozumie. Czytając to chciałem poznać tych jej bohaterów jak najbliżej, dowiedzieć się o nich więcej, a tu spora część rozdziałów to po prostu: poszliśmy, usiedliśmy, wypiliśmy... I tak w kółko. Przez to nie ukrywam, że książka pozostawia pewien niedosyt. Więcej chyba dowiedzieliśmy się o samej autorce - zadziwiająco bezczelnej, szalonej kobiecie, która jakoś mało przystaje nam do wizerunku "grzecznego dziennikarstwa"  (moje uczucia dalekie są od zgorszenia, ale i profesjonalizmu w tym niewiele), niż o Rosji i jej mieszkańcach.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu ZNAK

2 komentarze:

  1. Mam podobnie:: reportaż + Rosja = dobrze spędzony czas. Ale po przeczytaniu kilku w takim stylu, wiem, że do Rosji już nie pojadę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Rosja to jest pewien stan umysłu"... Polska to też pewnie jakiś stan umysłu. Z chęcią przeczytałabym tę książkę. No i ta okładka!

    OdpowiedzUsuń