czwartek, 16 kwietnia 2015

Lisa Genova - Kochając syna, czyli samotność to taka straszna sprawa

"Kochając syna" Lisa GenovaWciąż nie mogę sobie poradzić z formatowaniem czcionki na blogspocie -  rozwala mi prawie każdą notkę, bez sensu zmieniając część lub całość tekstu... Ratujcie - ma ktoś jakiś pomysł?
Ale to nie znaczy, że chodzi mi po głowie zmiana platformy. Jak sobie pomyślę o przenoszeniu ponad 1500 notek, to od razu mi się odechciewa, może kiedyś będę miał chwilę, by czcionkę poprawić, doszlifować wygląd bloga, a póki co mogę jedynie przeprosić i liczyć na to, że sama pisanina kogokolwiek zainteresuje. Przenoszenie się na blox, licząc na reklamę to trochę pójście na łatwiznę. Pierwszy wpis na blogu i od razu strona główna Gazety? Sorry, ale dla mnie blogerem jest ktoś kto ma coś do powiedzenia i pisze regularnie. A tak, to jakieś dziwne jest...
Nic to, nie marudzę, tylko spieszę się z kolejną notką. Pisałem niedawno o świetnym moim zdaniem filmie Still Alice i wspominałem, że zamierzam sięgnąć po jakąś powieść Lisy Genovy, której poruszającą powieść o kobiecie chorej na Elsheimera, zainspirowała twórców filmu. I oto jest. Zdobyłem dzięki koleżance trzecią z kolei wydaną na naszym rynku i strasznie się cieszę, że to akurat ten tytuł. Dlaczego? Obudziło się we mnie po prostu masę wspomnień...
    


Jednym z tematów przewodnich tej powieści jest bowiem autyzm. Czytając fragmenty pamiętnika matki, która wychowywała chłopca dotkniętego tym zespołem zaburzeń układu nerwowego, patrząc jak druga z bohaterek próbuje wniknąć w świat dziecka z autyzmem, przypominałem sobie swoje kontakty z takimi dzieciakami. Dom w Łbiskach, z którego wielokrotnie wracałem niczym pod wpływem jakichś środków odurzających, wypluty fizycznie i naspidowany emocjonalnie, psychicznie, rozmowy z rodzicami przy pisaniu pracy magisterskiej, lektury, artykuły, dyskusje na temat różnych form terapii. Fundacja Synapsis wtedy dopiero raczkowała - blisko 20 lat temu jakoś niewiele jeszcze o autyzmie mówiono... Każdy dotyk, próby kontaktu, nici porozumienia, jakiejś wspólnej platformy zainteresowania, szukanie spojrzenia - wszystko wraca ze sporą siłą.  
 
Lisa Genova, z racji wykształcenia i zawodu posiadając bowiem sporą wiedzę na temat funkcjonowania układu nerwowego, różnych objawów powodowanych przez jego zaburzenia, potrafi przedstawić to tak żywo, że ma się wrażenie iż opisuje dziecko/osobę, którą znasz, z którą miałeś kontakt. Niby każdy jest inny, niepowtarzalny, ale potrafiła jednak stworzyć taką postać, której się nie tylko współczuje,  ma się wrażenie że się ją zna. 
Przybliża nam problem, tłumaczy, pokazuje jak duży ciężar noszą na sobie rodzice wychowujący takie dziecko, opisuje jak często otoczenie może ranić poprzez brak zrozumienia, ocenianie negatywnie zachowań, które są bardzo trudne albo nawet i niemożliwe do opanowania...

Najciekawsze jest jednak to, że ten autyzm jest trochę jakby w tle, przy okazji. Stanowi niezbędny element, dzięki któremu możemy zrozumieć przeszłość i emocje matki chłopca, ale to nie na chorobie się skupiamy. Nie ma więc całej tej dramatycznej otoczki, walki o najdrobniejsze postępy, szukania każdej szansy, a potem niejednokrotnie rezygnacji i gubienia nadziei. To wszystko wyczuwamy jakby między słowami. Bo książka jest przede wszystkim o miłości. O tym jak możemy stać się samotni, gdy utracimy ją z oczu, gdy zatracimy się w szarpaniu z codziennymi sprawami. O tym jak trudno się pozbierać gdy czujemy się skrzywdzeni, jak wielka walka musi się stoczyć w naszych wnętrzach, by się podnieść, by iść dalej. 
Dwie kobiety, które znalazły się powiedzmy "na zakręcie", zupełnie dla siebie obce, ale jednak coś je ze sobą połączy. Obie będą musiały trochę na nowo spojrzeć na swoje życie, przewartościować je, odnaleźć siebie na nowo. By kochać, cieszyć się z tego, że mogą dawać miłość, bo tylko w ten sposób może zrodzić się poczucie, że jest się prawdziwie kochanym.
 
Trochę żałuję, że tak mało tu miejsca na postacie męskie (bo są one tu dość jednowymiarowe), ale przyznaję: "Kochając syna" to książka, która wyraźnie odstaje od zwykłych ckliwych i schematycznych romansideł i obyczajówek. Wyjątkowo łatwo nam zaakceptować i polubić obie bohaterki, zrozumieć ich wnętrze, ich myśli i emocje. Samo życie. 
Powieść na którą na pewno lepiej będą reagować wrażliwcy, którzy (tak jak ja) przy lekturze od razu mocno wchodzą na fale empatii, łatwo się wzruszają. Ale nawet jak ktoś nie przepada za melodramatami, za pisaniem o uczuciach, zachęcam do tego by dał Genovie szansę. Jej powieści naprawdę mają w sobie to coś, dzięki czemu poruszają, nie popadając jednocześnie w sztuczność, w sentymentalizm.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz