sobota, 11 kwietnia 2015

Selma, czyli pokażemy ilu nas jest


Selma. No tak, tyle czasu od premiery światowej, prawie dwa miesiące od Oscarów, gdzie film był nominowany, a u nas dopiero premiera. Nie ma to jak rozsądne decyzje dystrybutorów...

Film obejrzałem jeszcze przedpremierowo, w ramach projektu Kocham Kino (lubię te spotkania z Grażyną Torbicką i jej gośćmi) i choć wspominałem już kiedyś, że za multipleksami nie przepadam, powiedzcie sami, czy nie stwarzają one jednak fajnych możliwości wyboru i ustawiania sobie np. kilku filmów na jeden dzień?

Choćby Multikino, do którego ostatnio coraz częściej zaglądam - oprócz Nocnych Maratonów Filmowych, nowości, ostatnio proponuje np. powtórki tytułów sprzed kilku miesięcy - jeżeli przegapiliście coś dobrego kliknijcie tu. Można to połączyć z jakimiś nowościami i np. zapłacić grosze, fundując sobie dzień na przyjemności. A może chcecie zakosztować wyprawy do teatru szekspirowskiego? A może kabaret? Niby nie ma tam takiego ducha jak w kinach studyjnych, ale przecież nie zawsze mamy ochotę na coś super ambitnego...

Uff... Rozpisałem się, a jeszcze nic na temat Selmy. Tylko powiedzcie sami, o czym tu pisać? Amerykanie precyzyjnie opanowali kręcenie filmów biograficznych, ale też ich jest ich tyle, że trudno się przebić do uwagi widza z czymś wyjątkowy. Zwiastun zapowiadał, że będziemy mieli do czynienia z rzeczą cholernie poruszającą emocjonalnie, żywą, pełną napięcia. A co otrzymujemy?

Dość przegadany dramat prawdę mówiąc. Więcej tu kombinowania i debatowania jak postąpić, niż samych działań. Oczywiście trudno odmówić tym wydarzeniom znaczenia, ale na pewno warto pamiętać iż nie były one jedynymi tak dramatycznymi w walce Afroamerykanów o równe prawa. To można by rzec nawet już kulminacja tego boju, bo wiele rzeczy już zostało wywalczonych, wprowadzono zmiany w prawie, ale niestety nadal z jego przestrzeganiem w niektórych stanach są problemy. Ludzie z otoczenia pastora Martina Luthera Kinga (który jest już poważany, spotyka się z prezydentem na prywatne rozmowy, dostał właśnie pokojową nagrodę Nobla), szukają właśnie takich miejsc, sytuacji, by je nagłośnić. Powiedziałbym nawet, że specjalnie prowokują różne spięcia, po to by rozgłos ich sprawy był większy (chyba dla mnie jeden z ciekawszych wątków - dwuznaczne moralnie kombinowanie czy szeryf da się sprowokować do użycia przemocy, bo jak nie to nie ma sensu rozpoczynać działań. Selma - niewielkie miasteczko w stanie Alabama wydawała się idealna dla ich batalii. Przy rejestrowaniu ciemnoskórych obywateli stwarzano im tu ogromne trudności, byle tylko nie mogli uzyskać praw wyborczych, szeryf był porywczy, a atmosfera w mieście nieprzychylna dla protestów - czyli jednym słowem właśnie idealne składniki do wywołania wybuchu.

Protesty oczywiście miały być bez użycia przemocy - to biali mieli dać się sprowokować, a prasa miała to nagłośnić. I wszystko zadziałało tak jak trzeba. Może rzeczywiście w takiej grze politycznej (w końcu idzie o zmianę prawa), czasem ofiary można po prostu "wrzucić w koszta", a ewentualny męczennik tylko przyspiesza zwycięstwo?

Ava DuVernay miała szansę zostać pierwszą afroamerykańską reżyserką ze statuetką Oscara. Nie udało się. Ciekawe dlaczego - wszak Amerykanie ostatnimi czasy raczej są bardzo poprawni politycznie i "profilaktycznie" nagradzają wszystko co dotyczy walki z rasizmem i co nagłaśnia ich wieloletnie nierówne traktowanie.

Warto zobaczyć, bo film pokazuje trochę od kulis przygotowania do takich protestów, to jak wiele rzeczy odbywa się za kulisami i tłum rozgorączkowany słusznym oburzeniem nawet nie wie jak przywódcy mogą nim manipulować. Ciekawe było pokazanie też Kinga trochę od strony prywatnej, rodzinnej, np. to że musiał ukrywać swój status materialny, by nie zniechęcać do siebie tych, którzy go popierali. Sama postać (i nie wiem czy to wina Davida Oyelowo, czy zabieg celowy) miała jednak trochę w sobie za mało charyzmy, rozgorączkowania - to raczej nudny strateg, już trochę zmęczony i tracący zapał polityk i mówca, który potrafił porwać tłumy. Dużo ciekawiej w drugim planie, choćby w rolach kobiecych.

Może nie porywa, ale tak mało mamy dobrego kina o własnej historii (chyba tylko Czarny czwartek można by tu pokazać i byłby lepszy), że przynajmniej pooglądajmy to jak rozliczają się z własną historią inne kraje.

4 komentarze:

  1. W edycji posta na górze masz takie T z czerwonym krzyżykiem. To jest usuniecie formatowania. Wklejasz tekst, zaznaczasz go i naciskasz T.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki ale nic to nie daje - w edycji wszystko cacy, a potem i tak mam drukowane zamiast zwykłych i kolor

      Usuń
  2. Comments in another lang. is deleting? (Russian)

    OdpowiedzUsuń