poniedziałek, 31 marca 2014

Dr Misio - Młodzi, czyli życie nie kończy się po 40-tce

Oficjalnie kończę 39 miesiąc blogowania. Hip, hip! Hurra! Każdy to tyle samo notek co dni, zebrało się więc już całkiem sporo tego materiału :) Kto ciekaw niech wbija powyżej na zakładki z obejrzanymi, przeczytanymi lub przesłuchanymi. Każdy komentarz mile widziany, szczególnie jeżeli nie są to ogólniki, ale jest z kim i z czym podyskutować... Dzisiejszy materiał może również kogoś do dyskusji skłoni. Wszak nie są to grzeczni chłopcy, którzy by nadawali się do pokazywania w tv w porze familijnej. 

Chyba wszyscy członkowie tej formacji to panowie po 40-tce i to dla mnie jeden z argumentów dodających wiarygodności i szczerości temu projektowi. Gdyby na takie wygłupy, prowokacje zdecydowały się jakieś małolaty, miałbym duże wątpliwości: ile w tym autentyczności, a ile z góry wyliczonej gry ze słuchaczami i próby zbicia kasy na efekcie szoku. A tak? Nie dziwi nic. Wszak po 40-tce podobno odwala wielu facetom, chce się próbować czegoś nowego, człowiek przestaje się przejmować jedynie gonitwą za szmalem, a szuka ujścia swoich różnych emocji i frustracji. A jeżeli potrafi muzykować, to jest to jeden z fajniejszych sposobów na odmłodzenie się, wentyl bezpieczeństwa na różne napinki. No i jaka frajda, że potrafi się przyłoić tak, że małolatom szczęka opada.

W mediach na pierwszy plan zwykle wyciągany jest frontman - Arkadiusz Jakubik - ze względu na sławę jaką już zdobył jako aktor no i legendę średnio grzecznego załoganta. Jego wokal świetnie pasuje i do tej muzy i do kapitalnych, odjechanych tekstów, ale mimo, że reszta panów nie grała chyba w super znanych formacjach, to warto oddać im również szacunek - muzycznie to naprawdę fajny materiał. Może i proste granie, ale z jakim sercem :) Przypomina mi trochę psychodeliczną Aptekę, może chwilami punk rockową Pidżamę Porno. Na pewno nie jest to jednostajne punkowe łomotanie, ale energia na pewno przypomina właśnie takie koncerty, formę happeningu, a nie grzeczne bluesowo rockowe granie, gdzie każdy ma miejsce na swoją solówkę, a pomiędzy nimi muszą wybrzmieć jeszcze brawa. Tu jak pociąg ruszy, to już odjazd pełen. I warto dać się ponieść od początku do końca, wsłuchując się w te teksty (m.in. Krzysztof Varga i Marcin Świetlicki) i w to jak wczuwa się w nie, jak je przekazuje Jakubik. Za całość odpowiadał produkcyjnie Olaf Deriglasoff, więc gwarantuję Wam - nie ma tym amatorki.
Brudny rock'and'roll grany przez panów w średnim wieku. Stąd sporo o przemijaniu i bez owijania w bawełnę o życiu co często jest do dupy. Oni nie muszą wrzeszczeć już: No future, śpiewają więc o związkach męsko-damskich, o tym co widzą dookoła, albo co ich boli. Ironicznie, autokrytycznie, szczerze. I z jajem...
Bez wulgaryzmów się nie obędzie. Ale to trochę jak z filmami Smarzowskiego. Bez tego nie byłyby takie same. A reżysera nawet tu nie zabrakło (video dołączone do płyty).

1 komentarz:

  1. Fanką zespołu nie zostanę, ale uwielbiam filmy z Arkadiuszem Jakubikiem. Zwłaszcza "Wesele". W "Drogówce" też miał ciekawą rolę ...

    OdpowiedzUsuń