niedziela, 23 marca 2014

Niemiecka jesień - Stig Dagerman, czyli czy ocena cierpienia ma sens

Książka, która ukazuje się w Polsce po 60 latach od premiery, a mimo to wciąż ma siłę rażenia. Może dlatego, że czas wojny, albo tuż po niej, zawsze był i będzie wstrząsającym obrazem cierpienia. Czytelnik zadaje sobie pytania o przyczyny, o to czy musi tak być. Współczuje. Czasem budzi się w nim chęć niesienia pomocy. 
W naszym ciepłym świecie, w którym problemem jest częściej to czy stać nas na jakaś zachciankę, niż to czy przeżyjemy następny dzień, takie świadectwa zawsze będą poruszać. Zwłaszcza jeżeli świadek opisujący to wszystko ma zmysł obserwacji, wrażliwość i talent do pisania. A to wszystko na pewno Dagerman posiada. 
Mimo wszelkich zalet to jednak nie jest łatwa lektura dla Polaków i we mnie też chwilami rodziła się chęć odrzucenia pewnych treści, brak zgody na empatię, współczucie.

Spytacie czemu? Szwecja była w trakcie wojny teoretycznie krajem neutralnym, praktycznie można rzec, że nawet sprzyjała hitlerowcom. I oto szwedzki dziennikarz udaje się do niemieckich miast w roku 1946, by opisać koszmar życia cywilów w zrujnowanych miastach, głód, obojętność władz okupacyjnych, rozgoryczenie i cierpienie ludności. Bieda, kradzieże, prostytucja, zimno. Nic dziwnego, że był poruszony tym co zobaczył. 
Ale czy każdy z nas słuchając opowieści swoich dziadków, może i rodziców, świadectw tego co przeszli w trakcie wojny i tuż po niej, może o tym zapomnieć i równie dużo współczucia ofiarować w trakcie lektury, tym którzy postrzegani są przez nas jako sprawcy tego wszystkiego? Oczywiście, możemy dyskutować, na ile ludność cywilna może ponosić konsekwencje decyzji swoich władz. Ale to naród niemiecki wyniósł Hitlera do władzy, cieszył się z jego sukcesów i wierzył w wyższość swej nacji nad wszystkimi innymi. Gdy karta się odwróciła, złość, rozgoryczenie spadły na aliantów, którzy mieli doprowadzić nie tylko do demobilizacji, ale również do rozliczenia zbrodni lub bierności w czasie wojny. 
Czy można oczekiwać od ofiar miłosierdzia, życzliwości gdy wreszcie po okupionej ogromnym kosztem walce pokonają swego prześladowcę? Albo czy można usprawiedliwiać okrucieństwo, delektowanie się cierpieniem narodu, który zadał mi ból? Trudne pytania rodzą się przy tej lekturze. Podobno nawet Polacy mieli swoją strefę okupacyjną w Niemczech, ale szybko alianci im ją odebrali, przerażeni ich okrucieństwem. Przy okazji lektury "Niemieckiej jesieni" wróciła myśl, by odnaleźć informacje na ten temat.

Głodni za głód nie winią nigdy siebie.

Na ile te wszystkie obrazy można traktować jako "sprawiedliwość dziejową"? Czy przypadkiem przemoc i okrucieństwo nie rodzi tego samego? Pytania o odpowiedzialność (wszak nietrudno przewidzieć, że ci co mieli pieniądze i możliwości i tak często unikali kary), dobrze uchwycone nie tylko warunki życia cywilów, ale i ich sposób myślenia, emocje - to ogromne zalety tej cienkiej książeczki. 

4 komentarze:

  1. Ciekawe recenzje historii znajdziesz tu o tu http://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2014/03/wypedzeni-r-m-douglas.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Lepsze niż yhmmm... twoje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż nie aspiruje do tytułu najlepszej recenzji historycznej;-) zajrze na pewno!

      Usuń
  3. Napisał o tym co zobaczył. Szkoda, że wcześniej nie wybrał się bardziej na wschód. Nie ryzykowałby z pewnością takiej wyprawy.
    Empatią można objąć wszystkich dotkniętych wojną, ale jakaś sprawiedliwość dziejowa przecież musi być.
    Tego typu książki próbują zmieniać obraz Niemców, ukazać ich jako ofiary. Szkoda tylko, że skoro to dziennikarz to nie pokusił się o ocenę przyczyn cierpienia narodu niemieckiego.

    OdpowiedzUsuń