Notatnik kulturalny
czwartek, 20 lutego 2025
Księga Genesis - R. Crumb, czyli niby znamy, a jednak patrzymy ze zdziwieniem
Zwykle gdy myślimy o Piśmie Świętym, nawet księgach Starego Testamentu, które znamy dużo słabiej niż Ewangelie, pojawiają nam się w wyobraźni pewnie jakieś słodkie, kolorowe ilustracje z wersji Biblii dla dzieci. Robert Crumb, podszedł do tematu zgoła inaczej. Nic nie odejmując, słowo w słowo opierając się na tekście uznanym za kanon, do wszystkiego co przeczytał spróbował stworzyć własną wizję. Nie każdemu może podobać się jego styl, niby realistyczny, ale chwilami trącący nawet jakąś satyrą, przerysowujący pewne cechy. Ale nie chodzi przecież o samą kreskę. Album może zaskoczyć właśnie tym, że nagle te same zdania, gdy towarzyszą im ilustracje bez cenzurowania przemocy, ludzkiego kombinowania, oszustw, targowania się z Bogiem, zaczynamy widzieć w innym świetle. I nie wszystkim musi się to spodobać.
środa, 19 lutego 2025
Słowo honoru - Marek Krajewski, czyli sprawa o której nie da się zapomnieć
Przy każdej nowej książce Marka Krajewskiego, a przynajmniej tych pisanych w ramach cyklu (w tej chwili już nie Mock tylko Popielski i nie kryminały a bardziej powieści szpiegowsko-sensacyjne), sceptycy marudzą, że to już było. Ale ci którzy autora czytają od lat, wciąż mają frajdę i wypatrują tych historii, bo jednak trzymają pewien poziom, do którego innym pisarzom nie raz dość daleko. Jest tu miejsce i na detale, opisywanie jakichś ciekawych zdarzeń z przeszłości, ale i na intrygę.
Tym razem wydarzenia z roku 1938 przemieszane są mocno z latami 50 w PRL, gdy komuniści próbują rozwiązać pewną tajemnicę. Wojna na górze to zawsze szukanie haków, a czasem mogą one dotyczyć nie tyle bezpośredniego wroga, a ich ideologicznego patrona, kogoś kto jest dla tego środowiska ważny. I to stanowi klucz w "Słowie honoru".
wtorek, 18 lutego 2025
Sto lat samotności, gdy wszystkim wydawało się, że nie da się zrobić z tego filmu
Dzieło sztuki! Reżysersko, aktorsko, zdjęciowo - pod każdym względem. Wierne, a jednocześnie jednak trochę odrębne. Marquez powinien być dumny. I miejmy nadzieję, że ludzie nie pozostaną jedynie przy filmie, sięgną również po oryginał.
poniedziałek, 17 lutego 2025
O miłości w czasach Powstania - Michał Kowalonek, czyli pewien koncert, pewna opowieść, pewna płyta
Walentynkowo w tym roku było podwójnie, bo z żoną dzień przed tym świętem mieliśmy jeszcze okazję zaliczyć specjalny koncert walentynkowy Michała Kowalonka. Dziś więc trochę o koncercie, ale i płycie jaką potem przesłuchałem sobie w całości i zdobyłem z autografem na przyszłoroczny WOŚP.
Nie jest łatwo w środku tygodnia zapełnić sporą salę, gdy mimo lat grania nie przebiło się do świadomości masowego odbiorcy ze swoim nazwiskiem. W końcu Michał Kowalonek mimo tego że obecnie więcej robi solowo, we współpracy z innymi artystami, to mocno kojarzony jest raczej z zespołami w jakich występował, czyli Myslovitz i Snowman. Szczególnie ten pierwszy, miał masę przebojów, zawsze więc będzie ten ciężar skojarzeń i oczekiwań.
Tymczasem tu - w wersji solowej, jedynie z gitarą klasyczną, może to bardziej propozycja na niewielkie sale, kluby, na bardziej kameralną atmosferę? Niech jednak żałują ci co nie przyszli, bo zapełniliśmy może jedynie 1/4 sali. A było bardzo sympatycznie.
niedziela, 16 lutego 2025
Drobny szczegół - Adania Shibli, czyli spójrz choć raz z drugiej strony
Co prawda wcześniej miałem pisać o pewnym reportażu, który już w mocny sposób przypomniał mi o sytuacji Palestyńczyków coraz bardziej traktowanych przez Izrael jako naród drugiej kategorii, ale o nim może za tydzień. Dziś miniaturowa powieść.
Zarówno jej objętość, jak i sama historia, mogą na pierwszy rzut oka sprawiać wrażenie mało satysfakcjonujących. Suchy opis zdarzeń. Rozkazy. Kolejne kroki, czynności. Chwilami to aż mało ludzkie, jakby automatyczne, bez emocji. Nie wiemy nic o tym co dzieje się w środku, widzimy jedynie to co na zewnątrz.
Ale wiecie co? To wystarcz. I gula rośnie w gardle.
Dużo zamieszania wokół tej książki pojawiło się gdy na targach książki we Frankfurcie odwołano spotkanie z autorką - przecież gdy porwano kilkuset zakładników z Izraela, nie wypada rozmawiać o opowieści kobiety z Palestyny, która opisuje zbrodnię dokonaną przez Żydów u zarania tego państwa. To tylko jednak pokazuje cały absurd i hipokryzję społeczności międzynarodowej. Gdy każdego dnia giną lub są prześladowani rodowici mieszkańcy tych ziem, gdy są z niej wyrzucani, świat milczy. Izrael ma monopol na mówienie kto jest ofiarą i komu należy się współczucie. Choć od początku używają siły do tego umocnić swoją państwowość, rozszerzyć terytorium, usunąć z niego wszystkich, którzy nie pasują im do kategorii dobrego obywatela państwa żydowskiego, narracja cały czas wskazuje na to, że to działania obronne, prewencyjne. Nie jest istotna skala przemocy - za jedną ofiarę po ich stronie może być i 100 ofiar po drugiej, świat ma jako terrorystów wskazywać jedynie Palestyńczyków. Pytania kto tak naprawdę się broni, a kto atakuje, pytania o źródła tego konfliktu nie zadaje nikt. I nikt nie szuka równowagi w szukaniu rozwiązania.
Życie to za mało - Iza Michalewicz, czyli reportaże o stracie i poszukiwaniu nadziei
Chwilka czasu przed wieczornym spektaklem, więc dziś aż dwie notki. Jeden tytuł biorę z tych świeżo zaliczonych, drugi z tych zaległych - w tym przypadku chyba aż dwa miesiące minęły od lektury, wybaczcie więc jeżeli notka będzie lakoniczne. I tak wcale nie jest łatwo pisać o zbiorze reportaży, z których każdy dotyka trochę innych rzeczy, tematów, czasem nawet ciut zmieniony jest styl. Czasem narratorem jest autorka reportażu, a czasem ona zupełnie znika, choć generalnie stara się opowiadać ona po prostu historię swoich bohaterów. Gdy oni jednak nie żyją, nie chcą, trzeba zrobić to za nich.
Reportaże sprzed lat, ale potem dopisywane przez Izę Michalewicz były jakieś aktualizacje spraw, co niejednokrotnie jeszcze bardziej podkreśla ich siłę.
sobota, 15 lutego 2025
Światłoczuła, czyli kto tu ma prawdziwy problem
A dziś jedna z tych rzeczy walentynkowych. Postaram się krótko.
Dobrze że to nie jest kolejna komedia romantyczna, albo coś co udaje komedię jak to w polskich produkcjach częste. Zamiast tego Tadeusz Śliwa zafundował nam czystej wody romans. Wciąż trochę odrealniony, w środowisku warszawskim czyli trochę w oderwaniu od prawdziwego życia, co jest częstym problemem w naszej kinematografii. Za to ma w sobie coś, co stanowi o jego oryginalności i to go na pewno wyróżnia.
Przymknijmy więc oko na młodziutkiego fotografa, który robi światową karierę i szasta kasą (całkiem ciekawa, zupełnie inna od "Idź pod prąd" rola Ignacego Lissa. Przyjrzyjmy się za to jego wybrance, bo to w niej siła tej historii.
czwartek, 13 lutego 2025
Opowieść Podręcznej, czyli znikają kolory, znika wszystko, zostaje czerwień
Widziałem już film (patrz tu), czytałem książkę (patrz tu) i wracam do tej historii po raz kolejny, tym razem w powieści graficznej. I wiecie co? Wciąż robi wrażenie.
Dystopia kanadyjskiej pisarki Margaret Atwood na pewno odżyła na nowo i rozpaliła wyobraźnię po pojawieniu się serialu, mocno też była wykorzystywana przez środowiska feministyczne jako argument przeciwko zaostrzaniu przepisów o aborcji.
Choć dla bohaterki urodzenie dziecka było czymś ważnym i nigdy nie myślała o przerywaniu ciąży, w tej historii ważne jest prawo wyboru. System w którym nie możesz decydować o sobie sama, jesteś zmuszana do określonych zachowań, podejmowania jakiejś roli, daleki jest od demokracji, choćby się przypisało do tego cudowną ideologię. W dystopii Atwood wszelkie zmiany miały być lekarstwem na katastroficzną sytuację demograficzną - mężczyźni zdecydowali zatem, że trzeba zakazać kobietom pracy, zmusić je do powrotu do roli opiekunki ogniska domowego. A jak to nie zadziałało? To wdrożono kolejne kroki.
Opowieść o zwyczajnym szaleństwie, czyli ja Cię kocham, a Ty...
MaGa: Sztuka Petra Zelenki miała swoją premierę w 2001r. w Pradze. Dwa lata później zagościła na polskich scenach i wystawiana jest w różnych miastach do chwili obecnej. Dla mnie to kolejne podejście do tej sztuki, bowiem oglądałam ją jako przedstawienie dyplomowe w TCN w 2016r. Spektakl w Teatrze Ochoty balansuje pomiędzy czarną komedią a groteską i porusza problem ludzi nie pasujących do tzw. normalnego ogółu. Nieprzystosowanych, nadwrażliwych, dziwnych.
Robert: Niedługo o większości młodych będziemy mogli tak powiedzieć, bo trudność do nawiązywania trwałych związków, zaangażowania, ale i potem podtrzymywania tej relacji, to problem coraz częstszy. W głębi duszy marzą o czymś trwałym, a kończy się zwykle na czymś przelotnym, na zranieniu, na nudzie, na niechęci do zmiany. Ale u Zelenki to poszukiwanie do postaci na pierwszy rzut oka szarych, zwyczajnych, a jednocześnie posiadających jakieś swoje dziwactwa, chyba jest raczej nie tyle jakąś próbą diagnozy, a raczej żartem w dziwny sposób dającym nie tyle śmiech z bohaterów, ale nadzieję i dla nich i dla widza. W końcu każdy mimo wszystko może zostać zaakceptowany, nawet ze swoimi dziwactwami.
środa, 12 lutego 2025
Schronisko które przetrwało - Sławek Gortych, czyli te ściany widziały niejedno
Oparcie się jeszcze bardziej na przeszłości, większa ilość postaci w wątku współczesnym wcale nie pogorszyły jakości, a wręcz sprawiły że mniej w niej sztuczności, która mi wtedy przeszkadzała. Jakoś wątek romansowy wtedy mi pasował średnio, a teraz gdy jest opisany z innego punktu widzenia jakoś wypada ciekawiej.
Sławek Gortych od początku założył sobie, że buduje intrygę kryminalną wokół prawdziwych wydarzeń i realnych miejsc. Jest pasjonatem historii i samego regionu Karkonoszy, stąd więc pewnie ma sporo ciekawych opowieści jeszcze w zanadrzu. Sztuką jest jednak tak je połączyć, podkręcić fabularnie, obudować jakimś napięciem - i za to spore brawa.
wtorek, 11 lutego 2025
Queer, czyli cierpienia starego Wertera
Zdecydowanie dla wytrawnych kinomaniaków i to w dodatku takich, który bliski jest duch bitników, wszelkie eksperymenty (również seksualne) i poszukiwanie nowych doznań. Dla innych to nie będzie seans ani specjalnie porywający, a może nawet nudny. Ma co prawda jeden punkt mocny, który podwyższa mogą ocenę, ale w sumie jeden aktor, choć w roli głównej, nie pociągnie całej produkcji - to nie monodram.
Ekranizacja powieści Burroughsa więc spodziewajcie się dusznej atmosfery, alkoholu, narkotyków, a do tego dodajcie jeszcze związek starszego faceta z dużo młodszym od niego mężczyzną. Fascynacja, przyciąganie i odpychanie i tak przez cały film. Nawet kinem drogi bym tego nie nazwał, bo choć niby jest jakiś cel (znalezienie w Ameryce Południowej nowego cudownego związku psychoaktywnego), to wszystko co po drodze jest zwyczajnie monotonne. Aż dziwne, że jednocześnie oglądamy tą gorączkę w jakiej tkwią bohaterowie, ale poza lepkością potu my czujemy co najwyżej temperaturę letnią.
poniedziałek, 10 lutego 2025
Idź pod prąd, ale film to sobie odpuść
Poniedziałek to dzień na muzykę, ale dziś o filmie. Dlaczego? Bo odgrywa ona tu ważną rolę no i szczerze mówiąc jest chyba najlepszą częścią filmu. Porwanie się na próbę opowiedzenia o kultowym punkrockowym zespole KSU, prostych chłopakach z Bieszczad, najwyraźniej przerosło reżysera ale przede wszystkim scenarzystę. Już pal licho sztuczność, jednowymiarowość postaci o których on opowiada, ale zbudowanie całej fabuły wokół pewnego esbeka, który pracował nad ich sprawą, w dodatku czyniąc go w sumie niegroźnym facetem, dzięki któremu rozwinęła się kariera "Siczki" to jakieś kuriozum. Prawdę mówiąc nie rozumiem jak ów mógł w ogóle dać swoją twarz dla takiego gówna - sceny gdy bohater bo przymusowej służbie wojskowej i zgnojeniu go, dziękuje esbekowi, że niby tyle dobrych tekstów nigdy nie napisał, jest obrazą dla wszystkich tych, których władza wcielała w mundur na siłę. Niejeden chłopak popełnił samobójstwo po takim "prezencie", a był to sposób na radzenie sobie z buntowniczymi jednostkami - dostawali nie tylko od dowódców, ale i od kolegów z sali, prostych chłopaków, którzy nie przepadali za "innymi". Pacyfista, punk, kleryk, wegetarianin, student wyrzucony za brak pokory mieli przechlapane. A tu? Wzrusza się nad tym ramionami i funduje hasło "Wolność jest w nas".
niedziela, 9 lutego 2025
Koniec - Marta Hermanowicz, czyli to się za nami ciągnie
Te przebłyski raz dotyczą bowiem babki, raz matki, raz córki. Każda z nich już od małego zbiera wokół siebie jakieś słowa, zdarzenia, myśli, które powoli odbierają wszelką radość życia, coraz bardziej wypełniając jedynie obowiązkami, determinacją, ale i żółcią.