poniedziałek, 23 czerwca 2025

Zegarek z kopertką - Jacek Getner, czyli czy jeszcze potrafimy ze sobą rozmawiać

Jacka Getnera kojarzę głównie z komediami kryminalnymi, choć przecież ma na koncie również sztuki teatralne i historie bardziej obyczajowe. "Zegarek z kopertką", czyli jego najnowszą książkę generalnie ciężko przyporządkować do żadnej z kategorii. Niby jest jakiś wątek zagadki do rozwiązania, niby jest jakieś napięcie, ale nie one są najistotniejsze. Można by potraktować to jako powieść drogi, albo historię przygodową, bo w końcu jest wyprawa w rejon jeziora Bajkał i zetknięcie się z naturą, zarówno w jej pięknie, jak i w grozie. 

Dla mnie jednak to przede wszystkim opowieść o tym jak możemy się różnić w dzisiejszym świecie i co może niestety wpływać na to, że słabo się dogadujemy. Może to wynikać z różnych doświadczeń, warunków w jakich żyjemy, wychowania, wartości jakie nam się przekazuje, norm społecznych, ale i np. dominujących w przekazach postaw albo interpretacji zdarzeń. Żeby się zrozumieć, trzeba spędzić z sobą trochę czasu, przełamać pewną niechęć, otworzyć się na zrozumienie tej drugiej strony. Na pewno jednak trzeba do tego chęci z obu stron. 

niedziela, 22 czerwca 2025

Kapela ze wsi Warszawa&Bassałyki - Sploty, czyli stare i nowe

Zamieniam kolejność i z poniedziałkowego wątku muzycznego notka już dziś a jutro może powieść. Albo i dwie jak starczy czasu i aktualizacja wszystkich spisów. 

Właśnie wróciłem z kolejnego koncertu Kultu, ale tym razem o innej muzie. Aż dziw że dopiero teraz na Notatniku Kapela ze wsi Warszawa. Przecież słucham ich od czasu do czasu, a folkowo robią kapitalne rzeczy od lat. 

O "Splotach" warto napisać bo właśnie ten krążek zdobył nagrodę najlepszej płyty folkowej ubiegłego roku. Dziesiąty album tego zespołu, ale dość nieoczywisty, bo sporo się tu dzieje na styku z bardziej nowoczesnymi brzmieniami - są dęciaki, jest reggae, jest elektronika... Skoro Trebunie mogli to czemu nie spróbować z muzyką tradycyjną nie tylko z gór? 

sobota, 21 czerwca 2025

Mickey 7 - Edward Ashton, czyli to jeszcze ciągle ja

Po ekranizacji znowu zrobiło się wokół tego tytułu głośno, z ciekawością więc po niego sięgnąłem. Pomysł zaiste oryginalny, choć potem trochę grzęźniemy na mieliźnie, by w finale który mam wrażenie był przewidywalny, pozamykać wszystkie wątki. 

Zainteresowanie bohatera historią pozwala na podanie trochę informacji o tym co działo się wcześniej, chyba jednak wszyscy przyznają, że pozostawia to wszystko spory niedosyt. Oto ludzkość lata w kosmosie szukając kolejnych planet do kolonizacji, poświęcając spore zasoby i mocno ryzykując, że jeżeli się nie uda... Cóż. Ale jakiś kontakt pomiędzy statkami? Jakieś plany? Konsultacje? No nie, autor wymyślił, że statek ma naukowców, więc jest niezależny - to trochę jakby sugerować nam że odbywa się to niczym podbijanie Dzikiego Zachodu. Tylko skąd kasa? Statek na kilkaset osób to trochę większy wydatek niż wóz i konie. Wyruszyli przecież nie z Ziemi, tylko z jeszcze innej planety, gdzie specjalnie jakoś nie żyło się idealnie. Podbój niczym prywatna działalność? Korporacyjna? To czemu mimo wszystko dowódcy zachowują się tak jakby mieli jakieś wytyczne i schematy postępowania? 

Zabrakło trochę tła, detali, uzasadnienie tej historii. Został jednak pomysł, który warto docenić. 

Powiernik. Bogowie i stwory. Opowiadania - Franciszek M. Piątkowski, czyli co tam się wyprawia w tym Lublinie

Po lekturze "Powiernika" i "Widzącego" (patrz notki w spisie przeczytanych na górze bloga), gdy już trochę poznałem Marka Lichockiego, opowiadania sprawiły mi sporą frajdę. Więcej w nich humoru, historie nie są tak bardzo rozbudowane, a więcej czasu spędzamy na ziemi, a nie wśród bogów na ich dyskusjach i sporach. Ten element powieści Piątkowskiego czasem mam wrażenie, że mógł trochę już męczyć, choć trzeba przyznać, że niektóre jego wizje były nie tylko klimatyczne, ale i miały spory rozmach.  


Lubelski adwokat, który został namaszczony i przygotowany na nowego przywódcę rodzimowierców, coraz pewniej czuje się ze swoimi umiejętnościami. Jako jeden z nielicznych w historii ma nie tylko dar widzenia istot z zaświatów, rozmawiania z nimi, ale i wkraczania do ich krain, nie lękając się o własne życie.  

Opowiadania to takie trochę rozszerzenie tego świata, ciut lżejsze historie, które jedynie minimalnie ingerują w naszą dotychczasową wiedzę, raczej stanowiące odrębne wątki. To nie znaczy że nie pojawią się postacie, które możemy już znać, ale znajomość opowiadań nie będzie pewnie jakoś mocno wpływać na czytanie kolejnych tomów cyklu. 

czwartek, 19 czerwca 2025

Szwindel - Jakub Ćwiek, czyli to nie są zwykli złodzieje

Czasem okazuje się, że dobrze jest przegapić jakiś niezły tytuł, bo jeżeli autor postanowi go jeszcze ciut podrasować i po latach wydać ponownie, wciąż będziesz miał frajdę, bo historia dla ciebie jest świeża. W przypadku kryminałów, czy sensacji to jednak dość istotne, bo przecież zwroty akcji to jest to co w tych gatunkach kochamy. 

W takich książkach jak "Szwindel" to jeszcze bardziej istotne, bo tu znajomość fabuły, mogłaby trochę popsuć zabawę. A może nie? Wszak produkcje takie jak "Żądło", "Ocean 11", "Vabank" czy "Przekręt" można oglądać w kółko. Tak, dobrze się domyślacie - mamy do czynienia z historią o oszustach, którzy uczynili odbieranie kasy tym którzy mają jej sporo prawdziwą sztuką, w której budowanie legendy, umiejętności aktorskie oraz przygotowania dają spektakularne efekty. Czy za chciwość, naiwność, czy też za cwaniactwo, nie warto czasem utrzeć nosa?  

Niby to przestępcy, ale podobnie jak Robin Hooda, jakoś traktuje się ich dość pobłażliwie, a nawet czasem z nimi sympatyzuje. Szczególnie gdy autor wmówi nam, że wcześniej dobrze wybierają oni swoje ofiary i celują głównie w tych nieuczciwych i takich, którzy nie zbiednieją gdy trochę się im uszczknie. A w same oszustwa można włożyć tyle pracy, by nawet policja doceniła pewien artyzm czy geniusz wykonania. 

środa, 18 czerwca 2025

Koniec mapy - S.J. Lorenc, to miała być zwykła wycieczka

Wydawnictwo Mięta, dotąd być może kojarzone z fantasy, literaturą bardziej dla kobiet (słowiańskie klimaty, dużo wątków kobiecych), widać że otwiera się coraz bardziej na inne rzeczy. W ubiegłym roku pojawiły się pięknie wydane dwa dość mocne thrillery trochę w stylu Kinga, a teraz znowu pojawia się kilka powieści kryminalno-sensacyjnych. "Koniec mapy" można by uznać generalnie nawet jako powieść katastroficzno-przygodową, choć przez większość fabuły skupiamy się raczej na napięciach między poszczególnymi bohaterami, a nie na tym, co jak czujemy czeka nas w finale.  

Od początku znamy bowiem finał, czyli dość dramatyczne zdarzenia w radzieckiej stacji badawczej, gdzie pod wpływem znalezionego wirusa, z ludźmi dzieją się bardzo dziwne rzeczy. Autor co i rusz podrzuca nam jakieś informacje z dziennika jednego z naukowców, ale większość fabuły skupia się na rejsie w okolice podbiegunowe niewielkiego jachtu wycieczkowego. Łatwo więc domyśleć się, że i oni zostaną wplątani jakoś w całą aferę związaną z zagrożeniem epidemiologicznym, długo jednak musimy czekać na to powiązanie dwóch wątków. 


Czy to znaczy że jest w takim razie nudno? 
Niekoniecznie.

wtorek, 17 czerwca 2025

Wszystkie odcienie światła, czyli miasto, praca i... tęsknota

Wtorkowy kącik dla wytrawnych kinomaniaków i coś rzeczywiście dla smakoszy. Nie każdy bowiem doceni ten dość spokojny, intymny, trochę poetycki obraz o marzeniach i tęsknotach pod niebem Mumbaju.  
 
Oto współczesne Indie oczami kobiet. Często samotnych i kompletnie nie łapiących się na "sukces wciąż rozwijających się kraju". Choć bohaterki należą do różnych pokoleń, trzymają się razem, bo czują że dobrze się rozumieją, że dobrze jest mieć kogoś komu można zaufać i powiedzieć o wszystkim. Przecież czasem nie mogą powiedzieć różnych rzeczy nawet rodzinie, z obawy przed tym jak tamci zareagują. 

Zakazana miłość. Obawa o utratę domu. Tęsknota za bliskością. 

Niby sprawy, o których oglądaliśmy filmy już niejeden raz a mimo to Wszystkie odcienie świata naprawdę zapadają w pamięć. 

poniedziałek, 16 czerwca 2025

Matka, czyli dramat rodzinny czy senna mara

„Matka” Stanisława Witkiewicza w Teatrze Polonia z Krystyną Jandą w tytułowej roli to spektakl, który wymyka się schematom. Niby jest o relacjach matki i syna, a właściwie o ich chorej zależności jednego od drugiego, ale jednocześnie jest tak zagrany, że wychodząc z teatru odnosi się nieodparte wrażenie, że chodzi tu może o coś więcej. O to nieuchwytne „coś” co będzie kazało myśleć o nim dłużej. Bowiem tytułowa matka jest osobą tak złożoną i tak mocno umykającą schematom, że odnosi się wrażenie, że to matka z sennego widziadła, którego na jawie nijak nie można opisać. Chciałoby się powiedzieć: metafizyczna. Zarówno magiczna jaki i irracjonalna. Z jednej strony kochająca Leona i dumna z niego, z drugiej – raniąca wypowiadanym słowami, niemal depcząca jego istnienie. Czy na pewno ta sztuka jest o matce czy może na podstawie jej postaci jest to sztuka o człowieku jako takim.


Matka, Janina Węgorzewska, upadła arystokratka, zapewnia byt sobie i synowi robótkami na drutach. Leon jest filozofem, twórcą teorii, które przerastają jego samego. Ona tka robótki z krwistoczerwonej włóczki zupełnie jakby chciała tą krwistą nicią nawlekać własnego syna na druty i uzależnić go od siebie, zatrzymać na zawsze przy sobie, osaczyć i cieszyć się nim przy własnym boku; natomiast on uwznioślony ideami, którymi żyje a których ona nie rozumie, pragnie od niej uciec a jednocześnie być pod jej pieczą. Ona bowiem zabezpiecza jego podstawowe potrzeby, które jemu pozwalają na przeżywanie własnych teorii, tego metafizycznego mrowienia niezrozumiałego przez większość ludzi. Oboje są w tej relacji nieszczęśliwi, a jednak nie chcą/nie mogą się z niej uwolnić. Krystyna Janda w roli matki jest przejmująca. W czarnej sukni, z tą czerwoną przędzą w dłoni, ze smutnymi oczami wydaje się złamaną życiem kobietą, by za chwilę uderzyć pięścią w stół, podnieść głos i smagnąć syna słowem jak biczem – ogląda się to niemal na bezdechu. Jest niezwykła.

niedziela, 15 czerwca 2025

Siostry z Auschwitz - Roxane Van Iperen, czyli nie możemy się poddać

Tematyka "obozowa" ostatnimi laty stała się popularna, ale skręciła w dość dziwnym kierunku - czasy wojny i okrucieństwo jakie fundowali Niemcy różnym narodom, stały się jedynie tłem do historii, którym bliżej do melodramatów, obyczajów, a autorzy prześcigają się w coraz bardziej dziwnych tytułach. Niedługo każdy zawód, chyba będzie miał swoją reprezentantkę na okładkach...   

Siostry z Auschwitz mogą czytelników, którzy kochają tamte tytuły trochę rozczarować. Niewiele bowiem tu fabularyzacji, dialogów, wkładania różnych myśli bohaterom do głowy. Roxane Van Iperen stara się opowiedzieć pewną historię, którą odnalazła w archiwach, a przy okazji odtwarza realia okupacji hitlerowskiej w Holandii. 

Krok po kroku, dzień po dniu obserwujemy jak wokół społeczności żydowskiej zaciska się pętla, choć początkowo nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Co może być bowiem złego w tym, że władze każdemu kazały się zarejestrować i nosić specjalnej dokumenty? Tyle że mając już wszystkie nazwiska i adresy w aktach, potem można w ciągu jednej nocy, przygotować kolejny transport do obozów koncentracyjnych w środkowej Europie. Żydzi tracą majątki, pracę, domy, ze zdumieniem obserwują obojętność sąsiadów i jadą na wschód jeszcze nie do końca wiedząc że to już jest ich koniec. Początkowo - jeszcze przed wkroczeniem armii Hitlera, ruchy nacjonalistyczne traktowane były jako pewien margines, może groźny ale i karykaturalny, bez wpływu na rzeczywistość. Potem, gdy ci ludzie zajęli najwyższe stanowiska w państwie, już nie byli tak zabawni...

sobota, 14 czerwca 2025

Ballada szczecińska, czyli miejskie legendy i dla lokalsów i dla przyjezdnych

Jeszcze jedna zaległość teatralna :) Parę rzeczy jeszcze do opisania, trochę pomaga M, bo przejęła moje aktywności z których zrezygnowałem. Tym razem jednak mój wypad i dość szalona historia.

Nie piszę przecież z zasady o spektaklach, których nie widziałem w całości, w warunkach z publicznością, a tym razem robię wyjątek. Fakt że w tym przypadku spóźnienie, czy też pomylenie godzin to moja wina, warto więc uhonorować pracę artystów, bo nie wiem czy będzie mi dane powtórzyć to doświadczenie. A moim zdaniem warto. 

Szczeciński Teatr Lalek Pleciuga przygotował bowiem spektakl, który może być sentymentalną podróżą w przeszłość dla lokalsów, jak i pigułką wiedzy o historii tego miasta dla przyjezdnych. Zdecydowanie jest to przedstawienie raczej dla dorosłych, będzie zarówno trochę śmiechu, jak i zadumy czy wzruszenia. Jak dobrze znasz specyfikę Szczecina, jego współczesność? Miasto, które po wojnie wypełnili nowi mieszkańcy, gdzie to co poniemieckie widoczne jest prawie na każdym kroku, choć władze nie zawsze chętnie o to dbają...

Serce ze szkła. Musical zen, czyli jak żyć tato?

Lubię Jana Peszka i lubię jego córkę. Lubię ich za otwartość, szczerość i umiejętność mówienia o tym co doskwiera, co się nie udało. Oczywiście Jan Peszek wielkim aktorem jest, jego córkę na scenie jako aktorkę widziałam po raz pierwszy, myślę jednak że nie po raz ostatni.


Ten spektakl jest barwny, mocno muzyczny, roztańczony. Zawieszony miedzy bajką „Królowa Śniegu” Andersena a biografią rodziny Peszków. Zawiera sporo faktów, o których oboje mówili w książce Marii „Naku*rwiam zen”, ale w spektaklu ten rozrachunek rodzinnych historii podany jest lekko, z przymrużeniem oka, a niekiedy z ostrą kontrą i sarkazmem. I mnie to pasuje. Bowiem niekiedy trzeba mocno i dosadnie przekląć żeby rzeczywistość nie przygniotła nas za bardzo do ziemi, żebyśmy sami sobie umieli powiedzieć: dość tego – może przegram, ale na tę chwilę mówię DOŚĆ!


A oni na scenie rzucą przekleństwo… jak my wszyscy. Niekiedy 😊.

piątek, 13 czerwca 2025

Księgarnia w Paryżu - Kerri Maher, czyli stworzyć miejsce dla ludzi kochających książki

Długo odkładałem pisanie o tej książce. Nawet nie ze względu na to, że to lektura szczególnie wymagająca, ale po prostu wywołała jakoś niewiele we mnie emocji. Ani na plus ani na minus. Wtedy pisać trudno. Po co Wam bowiem suche streszczenia i ogólniki? 


Niby jest moda na tego typu rzeczy - motyw księgarni, do tego mocny wątek feministyczny, nawet romans między kobietami, sławne postacie w tle. Kerri Maher chyba jednak nie mogła za bardzo zdecydować się czy pisze biografię fabularyzowaną, czy powieść jedynie luźno opartą na postaci Sylvii Beach, czyli właścicielki księgarni i wydawczyni. Shakespeare and Company w Paryżu do dziś nosi znamiona miejsca kultowego, warto jednak przyjrzeć się temu fenomenowi, bo z pierwotną lokalizacją i z oryginalną księgarnią odważnej Amerykanki nie ma wiele wspólnego. No chyba że uznamy iż to sposób na zachowanie o niej pamięci. Albo cwane wykorzystanie marketingowo jakiegoś symbolu z przeszłości. 

Księgarnia nastawiona na literaturę anglojęzyczną we Francji? Przecież to miejsce raczej jedynie dla turystów i dla pisarzy z wysp - może i rzeczywiście było ich sporo w Paryżu w latach 20, ale czy wystarczająco żeby zbudować na tym biznes? 

Udało się opowiedzieć całkiem ciekawą historię, pokazać tło - zarówno literackie, jak i obyczajowe, czy uczuciowe, bo sporo miejsca autorka poświęciła związkowi dwóch kobiet, które wzajemnie przez długi czas dawały sobie wsparcie i energię. 

czwartek, 12 czerwca 2025

Gniew - Marc Uwe Kling, czyli kamień który uruchamia lawinę

Rzadko trafia się taki kryminał, który nie tylko "chwyci za gardło", ale w duchu sobie myślisz: jakie to realistyczne jeżeli chodzi o diagnozę pewnych problemów społeczno-politycznych, jakie to prorocze, tylko żeby cholera to się nie wydarzyło naprawdę. 

Czasem bowiem jedno tragiczne wydarzenie może urosnąć do rangi pewnego symbolu, a jeden kamyczek pociągnąć za sobą całą lawinę nienawiści i być może kolejnych ofiar. 

Tak też właśnie dzieje się w "Gniewie". Oto w sieci pojawia się film, na którym młodą dziewczynę gwałci brutalnie kilku ciemnoskórych mężczyzn. Dość szybko zarówno policja jak i media dochodzą do tego kim była ofiara i zaczynają się jej poszukiwania. Żyje czy nie? Gdzie to się wydarzyło? Kiedy? Natychmiast też ruszają poszukiwania sprawców. 

Społeczeństwo bowiem coraz bardziej się burzy oskarżając zarówno służby jak i władze państwa o kompletną bezradność, czy nawet tolerowanie różnych występków imigrantów - na nich bowiem skupia się cały gniew. Dość szybko uruchamiają się środowiska nacjonalistyczne, rozpoczynają się protesty społeczne i nikt już nawet nie słucha tych, którzy próbują używać argumentów racjonalnych, że nie chodzi przecież o wszystkich "obcych", że to po prostu kilka jednostek, które trzeba schwytać i ukarać. Ludzie są gotowi na dokonywanie samosądów na każdym kto ma ciemniejszą skórę i wzbudza ich podejrzenie, że nie jest "prawdziwym Niemcem".