We wtorkowym kąciku filmowym tym razem propozycje bardziej popularne, nie tylko dla wytrawnych kinomaniaków. To nie znaczy jednak, że mamy do czynie z kinem łatwym i przyjemnym. Oba wzbudziły pewne kontrowersje bo opowiadają o historii na pewno w tonie odmiennym od patriotycznego uniesienia. Tu decyzje bohaterów prowadzą ich czasem w bardzo zaskakujące sytuacje, a oceny moralne, choć na pewno się pojawiają, czasem wcale nie są jednoznaczne. Bohater? Czy tchórz? Męczennik? Czy zdrajca?
"Biała odwaga" to historia w której próbuje się dotknąć głośnego i kontrowersyjnego tematu jakim jest goralenvolk, czyli inicjatywy współpracy górali z Podhala z Niemcami w trakcie II wojny światowej, podpisywania volkslisty. Choć nie było to zjawisko jakoś bardzo szerokie, a próba utworzenia specjalnych oddziałów złożonych z górali spełzła na niczym, nie jest to na pewno historia z której można by być dumnym jako środowisko. W wielu domach wśród przodków mogą być ci, którzy poszli na współpracę - widząc w tym jakieś swoje korzyści albo i ze strachu. Górale nie lubią więc tego tematu i film mocno oprotestowali. Czy słusznie? Czasem lepiej przecież oczyścić atmosferę. Zwłaszcza że film w sumie nie robi z tych, którzy wymyślili tą inicjatywę jakichś potworów.
To co się rzuca w pierwszym momencie w oczy, to raczej wątek miłosny, tragiczna miłość, która została przerwana decyzjami starszych rodziny - ukochana młodszego syna została wydana za jego starszego brata, co doprowadziło do jego wściekłości, zerwania stosunków i późniejszych wyborów. Uciekając od tego co go boli, szukał zapomnienia m.in. we wspinaczce i tak znalazł przyjaźń znanego niemieckiego alpinisty, który wciągnął go w kontakty z hitlerowcami. I tak krok po kroku chłopak stał się wygodnym narzędziem dla Niemców i ich propagandy - pochodził z poważanej rodziny, obiecywał wiele korzyści, a sam naiwnie wierzył w to, że nie robi nic złego. Jego brat stał w tym momencie po drugiej stronie, ale musiał się ukrywać, bo groziła mu kara śmierci albo więzienie.
Mamy więc rodzinną waśń, kobietę która stoi między braćmi i to w sumie bardziej nas wciąga niż sama współpraca górali. Ktoś im kazał występować przed oficjelami, wręczać kwiaty - to zbrodnia? Wydawania sąsiadów dla korzyści już na pewno tak. Oglądamy więc różne postawy, ale tak było przecież w całym polskim społeczeństwie, nie tylko na Podhalu. Nie sądzę by ktoś tam poważnie traktował gadkę o wspólnych korzeniach rasowych.
"Biała odwaga" nie jest więc filmem czarno-białym, nie oskarża, raczej pokazuje to jak różne decyzje mogą potem prowadzić do konsekwencji, których nie można było przewidzieć. Czy to film ważny i przełomowy? Niekoniecznie. Niby warto pochwalić za odwagę podjęcia tematu, ale jest on trochę rozmyty i brakuje w nim dramatyzmu, wszystko ogląda się dość chłodno. Na plus zdjęcia, muzyka. Finalnie raczej średniak nie budzący wielkich emocji.
O ile w "Białej odwadze" można by chwalić grę aktorską, to Eryk Kulm w "Filipie" bije wszystkich na głowę. Wybitna rola i tak naprawdę on ciągnie cały film, drugi plan jakoś przy nim blaknie. Oto historia człowieka, który idealnie potrafił wtopić się w okoliczności, mimo strachu przed konsekwencjami i grożącą mu śmiercią. Bohater jest bowiem Żydem i już w Warszawie doświadczył tego co potrafią Niemcy, ich okrucieństwa, gdy na jego oczach ginie ukochana i prawie cała rodzina.
A mimo to nie jest jednym z tych, którzy ukrywają się po piwnicach, szafach, błagających o litość. Wykorzystuje swoje umiejętności językowe, charyzmę i w kolejnych scenach widzimy go w Niemczech, gdzie jako kelner obsługuje nazistów (wcześniej plując im do zupy), a w wolnym czasie podrywa i obraca Niemki. Ma w sobie coś cwaniackiego, bezczelnego, jakby naprawdę przekroczył już granicę lęku. Wie że zginie gdy odkryją jego tożsamość.
Porusza się w tym świecie z podniesioną głową, mimo że wokół same drapieżniki. Leopold Tyrmand, który jest autorem literackiego pierwowzoru nadał bohaterowie jakiegoś dziwnego uroku, siły życiowej i to udało się Michałowi Kwiecińskiemu przenieść na ekran. Cynik, oportunista, jakby myślący jedynie o sobie, nie o innych. Rodzinę już stracił, więc mu wszystko jedno. I pewnie nie zabraknie takich, którzy by oczekiwali od niego jakiejś zemsty, działań w ruchu oporu, a tu raczej wszystko wskazuje na jakieś prywatne interesy i w przypadku ryzyka trzymanie gęby na kłódkę. Mało bohaterskie, prawda?
A jednak jest w tym nie tylko tylko energia, ale i czuje się prawdziwe życie, którego Filip się przyczepił i nie chce wypuścić. Lepiej przywdziać skórę niczym kameleon, niż głupio poświęcić się jako męczennik za jakąś sprawę - gdy przeżyjesz, to ty będziesz zwycięzcą.
Może i nie ma tu jakiejś spektakularnej akcji, ale i tak ogląda się to w sporym napięciu - tu każdy krok jest niczym rosyjska ruletka. Z tych dwóch obrazów na pewno więc polecam bardziej "Filipa". Fenomenalna rola, dobrze poprowadzona historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz